MARIUSZ NOWIK: Hitlerowski minister propagandy Joseph Goebbels w swoich dziennikach nie krył fascynacji postacią Józefa Piłsudskiego. Marszałek Polski był dla niego wręcz wzorem męża stanu. Czy Józef Stalin podzielał ten pogląd?
PROF. MARIUSZ WOŁOS: Zacznę od trochę innej strony. Czy pan wie, gdzie po wojnie zostały zdeponowane dzienniki Goebbelsa? W Moskwie. Można powiedzieć, że wszystkie drogi archiwalne do historii XX wieku prowadzą przez Moskwę. Joseph Goebbels spotkał się z Józefem Piłsudskim w Warszawie w 1934 roku, jako wysłannik Adolfa Hitlera, i rzeczywiście wyniósł bardzo dobre wrażenia z tej wizyty. Na temat stosunku Józefa Stalina do marszałka nie mamy przekonujących źródeł, ale jest żart, w którym zawiera się chyba odrobina prawdy. Opowiada o spotkaniu ze Stalinem grupy polskich komunistów, w czasie którego pijani w sztok Polacy wznosili okrzyki i wiwaty. Jeden z komunistów, miotając się od stołu do stołu, podniósł kielich i zakrzyknął: "Da zdrawstwujet marszał Piłsudski!", chcąc oczywiście powiedzieć: "Da zwrawstwujet marszał Stalin". W jednej chwili wszyscy otrzeźwieli, patrząc ze strachem na Stalina i zastanawiając się, jak zareaguje. Stalin spokojnie popykał fajką, popatrzył na nich i powiedział: "Nicziewo, nicziewo, eta toże był charoszyj marszał".
Nieżyjący już mój rosyjski kolega Oleg Kun, wybitny badacz stosunków polsko-sowieckich w okresie międzywojennym, sformułował nawet taką tezę, że sprawa brzeska, twarde potraktowanie przez Piłsudskiego opozycji, bardzo się Stalinowi jako człowiekowi o twardej ręce podobała. Że nawet dzięki temu wzrósł szacunek dyktatora do marszałka. Tego się oczywiście źródłowo udowodnić nie da, ale sądzę, że Stalin doceniał Piłsudskiego, pamiętał wojnę polsko-bolszewicką, był wówczas politrukiem przy Froncie Południowym, który bezskutecznie szturmował Lwów w 1920 roku. Piłsudski był traktowany przez Sowietów z respektem, można powiedzieć, że nawet z pewną dozą strachu.
Feliks Dzierżyński, bezwzględny twórca policji politycznej CzeKa, sprzeciwił się zorganizowaniu zamachu na Józefa Piłsudskiego. Ale tylko po to, żeby - jak sam przyznał - osobiście go rozstrzelać.
To jest ciekawa sprawa, jest niewiele źródeł na ten temat. Właśnie mija okrągła 90. rocznica wizyty marszałka Ferdynanda Focha w Warszawie. Z Fochem spotkał się Piłsudski, odsłaniali pomnik księcia Józefa Poniatowskiego na Placu Saskim. Zachowały się dokumenty NKWD, w których oskarża się Mieczysława Łoganowskiego, rezydenta wywiadu sowieckiego, Polaka urodzonego w Kielcach, o przygotowywanie w 1923 roku zamachu, którego celem mieli być Piłsudski i Foch. Miał na to zgodę Józefa Unszlichta, innego polskiego komunisty usadowionego wysoko w Moskwie. Sprzeciwił się temu właśnie Dzierżyński, bojąc się nazbyt daleko idących konsekwencji.
Dlaczego Sowieci chcieli zabić Piłsudskiego?
Najprawdopodobniej chodziło im o wywołanie niestabilnej sytuacji w Polsce, która mogłaby stać się przyczyną rozpoczęcia wojny domowej. A wtedy polscy komuniści mogliby odegrać znacznie większą rolę niż faktycznie wynikało to z siły ich partii, pociągnąć za sobą tłumy w okresie napięć społecznych po wyeliminowaniu marszałka. Mieczysław Łaganowski jest jednym z bohaterów mojej książki. Interesująca postać, dwa i pół roku po tych wydarzeniach, jesienią 1925 roku, został naczelnikiem Wydziału Krajów Nadbałtyckich i Polski w Ludowym Komisariacie Spraw Zagranicznych. To jeden z nielicznych Polaków, którzy tak wysoko zaszli w sowieckiej dyplomacji. W 1937 roku został stracony w okresie wielkich czystek stalinowskich, a jego casus posłużył do rozpoczęcia nagonki na Polaków mieszkających w Związku Radzieckim.
Jak sowiecki wywiad traktował Romana Dmowskiego, który przecież otwarcie porównywał bolszewizm do faszyzmu?
Dyplomaci sowieccy podchodzili do niego z wielką powagą. Zdawali sobie sprawę, że pewne idee Narodowej Demokracji pasowały do ich koncepcji. Endecja, jeden z najsilniejszych obozów politycznych w Polsce, była po pierwsze antyniemiecka, po drugie antybrytyjska, a po trzecie - profrancuska. Francja była postrzegana przez Sowietów jako mocarstwo tracące wpływy, ale Wielka Brytania była ich największym przeciwnikiem. Narodowa Demokracja miała z kolei sporo sympatii dla Rosji przedrewolucyjnej. Roman Dmowski przed I wojną światową stworzył koncepcję zjednoczenia wszystkich rosyjskich ziem pod berłem cara, następnie uzyskania autonomii, a w dalszej perspektywie - niepodległości. Ta prorosyjskość była bolszewikom dobrze znana.
Do zamachu majowego Narodową Demokrację i Romana Dmowskiego popierała grupa przedsiębiorców i bankierów z Królestwa Polskiego, czyli Imperium Rosyjskiego, którzy marzyli o rynkach zbytu na wschodzie. Dyplomacja sowiecka wykorzystywała te elementy do tego stopnia, że nie waham się nazwać endecji głównym partnerem politycznym Rosji.
Faszyzująca z punktu widzenia Moskwy Narodowa Demokracja jako sprzymierzeniec komunistów?
Tak, dyplomaci uzyskiwali od endeków masę interesujących ich informacji o nastrojach w kręgach politycznych, o kierunkach polskiej polityki zagranicznej. Ale udało mi się odkryć w rosyjskich archiwach jeszcze jeden machiawelistyczny zabieg dyplomacji sowieckiej. Otóż Rosjanie planowali za pomocą Narodowej Demokracji jeżeli nie obalić, to przynajmniej osłabić sojusz polsko-rumuński, wymierzony - jak sądzili - w nich. Piotr Wojkow, sowiecki przedstawiciel w Warszawie, twierdził, że gdyby nie strach przed Niemcami, to endecy lekką ręką odrzuciliby układ z Rumunią.
Po której stronie konfliktu Rosjanie opowiedzieli się, gdy Józef Piłsudski 12 maja 1926 roku zbrojnie sięgał po władzę?
Sowietów tak naprawdę nie interesowało, kto doprowadzi do ruchawki w Polsce. Im zależało na tym, by wydarzenia te przekształcić w wojnę domową. Józef Piłsudski doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego robił wszystko, by walki nie rozprzestrzeniły się poza Warszawę, żeby jak najszybciej je zakończyć i odebrać cywilom broń. Bo trzeba podkreślić, że obie strony uzbrajały cywilów, włączał się w to Związek Strzelecki, włączyli się słabi, ale aktywni komuniści.
Czy Sowieci posługiwali się polskimi komunistami w czasie zamachu majowego?
Dyplomaci sowieccy mieli oficjalny zakaz kontaktowania się z miejscowymi komunistami. Podkreślam, oficjalny, co wcale nie znaczy, że takich kontaktów nie było. Choć dyrektywy, jakie w czasie walk otrzymywali polscy komuniści, nie miały większego znaczenia. W historiografii istnieje pojęcie "błąd majowy", oznaczający opowiedzenie się polskich komunistów po stronie Piłsudskiego. Marszałka do zamachu majowego różnie oceniano w Moskwie. Niektórzy politycy widzieli w nim takiego polskiego Kiereńskiego, który dokona pierwszej fazy rewolucji burżuazyjnej, tak jak to zrobił Aleksander Kiereński w Rosji w 1917 roku. A gdy on osłabnie, w następnej fazie władzę przejmą masy ludowe, komuniści i robotnicy. Inni z kolei mówili: nie, Piłsudski tak naprawdę jest faszystą, naszym wrogiem. To spowodowało, że komuniści długo się wahali, zanim poparli marszałka.
Czy po zamachu stosunek Sowietów do Piłsudskiego uległ zmianie?
Akredytowani w Warszawie dyplomaci sowieccy nie mogli zrozumieć, dlaczego Józef Piłsudski po dokonaniu zamachu nie przejął władzy dyktatorskiej, nie rozpędził Sejmu, tylko dał się wybrać prezydentem, a potem zrezygnował z urzędu. To zresztą wystawia tym dyplomatom niezbyt wysokie noty, ponieważ gdyby poczytali sobie pisma Piłsudskiego z okresu, kiedy odsunął się od władzy i zamieszkał w Sulejówku, to pewnie tok jego rozumowania byłby dla nich bardziej zrozumiały. Marszałkowi chodziło o to, by zalegalizować zamach, a skoro Sejm, przeciwko któremu wystąpił, w tym samym składzie wybiera go prezydentem, to tym samym legalizuje jego działania. Wojkow do tego stopnia był niezorientowany, że nazywał Piłsudskiego idiotą, człowiekiem nienormalnym, nawet sugerował, by zainicjować przeciwko niemu kampanię w prasie. Sowieci zrozumieli, że marszałek Piłsudski jednak nie jest Kiereńskim i jego roli w Polsce nie wypełni, że jest to człowiek twardo stąpający po ziemi, który żywi wobec nich wielką nieufność, że jest to wielki i niełatwy przeciwnik. Wcześniej sądzili, że Piłsudskiego można ulepić. Przeliczyli się.