PAP: Czy jesteśmy w stanie określić, w którym momencie gen. Ryszard Kukliński doszedł do wniosku, że machina wojenna, której był częścią, jest tak wielkim zagrożeniem, iż musi dążyć do jej osłabienia?

Jan Łada: Duży wpływ na przemianę gen. Kuklińskiego miała masakra robotników dokonana na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. przez regularne jednostki LWP. Na jego decyzję bardzo silnie wpłynęła również o dwa lata wcześniejsza agresja Układu Warszawskiego na Czechosłowację oraz świadomość, że sowiecka broń atomowa znajduję się na terytorium PRL. Kukliński stwierdził, że polski żołnierz nie może być najemnikiem walczącym w imię interesów ZSRS i Układu Warszawskiego. Pierwsze koncepcje nawiązania kontaktów z USA pojawiły się u Kuklińskiego już po agresji na Czechosłowację. Jednak do ich realizacji upłynęły cztery lata.

Reklama

W połowie roku 1970 bierze udział w rejsach studyjnych, których celem jest fotografowanie infrastruktury natowskich portów, udawało się im wymierzyć nawet głębokość basenów portowych. To właśnie z zachodnioniemieckiego portu Wilhelmshaven płk Kukliński wysłał list do amerykańskiej ambasady w Bonn, w którym zwracał się z prośbą o nawiązanie kontaktu z przedstawicielami amerykańskiej armii. Bardzo „prostym” angielskim przedstawił się jako wojskowy jednej z armii Układu Warszawskiego, który prosi o nawiązanie kontaktu w jednym z wymienionych przez siebie miejsc – Amsterdamie lub Ostendzie. Amerykanie mieli więc dużo wątpliwości. Uważali, że list może być prowokacją służb specjalnych ZSRS lub działaniem człowieka chorego psychicznie. Zaryzykowano. Po pierwszym spotkaniu oficer CIA, który „udawał” oficera armii amerykańskiej, stwierdził: „Mamy do czynienia z mistrzem lub piekielnie dobrym aktorem”.

Pamiętajmy, że w kolejnych latach o „Jacku Strongu” [pseudonim, jakim posługiwał się Kukliński, kontaktując się z Amerykanami – przyp. red.] wiedziała tylko garstka oficerów i polityków amerykańskich. W tym gronie był: prezydent USA, szef CIA, ambasador USA w Warszawie oraz dwóch lub trzech oficerów łącznikowych, którzy przejmowali meldunki skierowane do nich przez „Jacka Stronga”. Być może dzięki temu ta współpraca trwała tak długo. Admirałowie i generałowie amerykańskiej armii, którzy dzięki meldunkom z Warszawy zmienili strategię obronną USA, uważali, że wywiad działa bardzo skutecznie, ponieważ zwerbował od 15 do 20 oficerów sowieckich. Tymczasem wszystkie istotne informacje pochodziły od jednego człowieka.

Reklama

Można powiedzieć, że wiele aspektów historii „Jacka Stronga” jest wciąż owianych tajemnicą. Tak jest m.in. ze szczegółami akcji ewakuacyjnej gen. Ryszarda Kuklińskiego w listopadzie 1981 r. Prawdopodobnie elementy zastosowanej przez CIA strategii operacyjnej są wciąż wykorzystywane i pewnie zdają egzamin. Sam generał przekazał dwie wersje scenariusza ewakuacji. Można mieć nadzieję, że w przyszłości strona amerykańska ujawni więcej szczegółów konspiracyjnej działalności „Jacka Stronga”. Dziś nasza wiedza oparta jest głównie na materiałach znajdujących się w archiwach IPN i wojskowych oraz opracowaniach takich jak książka Benjamina Weisera „Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne”, które powstawały przy współpracy z CIA.

PAP: Co wiemy o życiu rodziny Kuklińskich po ewakuacji do USA?

Jan Łada: Na wstępie należy podkreślić, że gen. Kukliński nie wyniósł ze współpracy z CIA jakichkolwiek korzyści finansowych. Kontaktów z Amerykanami nie nawiązał, będąc młodym oficerem, który marzy o nieco większym mieszkaniu, ale w momencie, gdy był blisko szczytu hierarchii LWP, mieszkał w wilii przy ulicy Rajców na Nowym Mieście, miał dwóch dorastających synów oraz żeglarską pasję. Nie musiał więc ryzykować. Chodziło mu więc o Polskę, która w zamiarach strategii ZSRS miała przestać istnieć w momencie wybuchu konfliktu nuklearnego.

Reklama

Dla NATO jedynym sposobem na zwycięstwo w takim konflikcie byłoby masowe bombardowanie terytorium PRL. Przekazanie Amerykanom dokumentów dotyczących strategii ZSRS i Układu Warszawskiego oznaczało, że sowieci nie mogli rozpocząć konfliktu, w którym każdy ich krok byłby poprzedzony działaniami amerykańskimi.

W USA również nie otrzymał żadnego wynagrodzenia za swoją pracę. Całej rodzinie zmieniono tożsamość. Specjaliści z CIA zalecili mu także zapuszczenie brody, która bardzo wyraźnie zmieniła jego wygląd. Kuklińscy, do czasu nauczenia się języka angielskiego, mieli w domu rozmawiać po rosyjsku. Kukliński pracował zawodowo jako ekspert Pentagonu do spraw wschodnich.

Można powiedzieć, że rodzina Kuklińskich była bezpieczna do momentu, gdy jego synowie mieszkali wraz z rodzicami. Stąd wzięła się olbrzymia tragedia gen. Kuklińskiego, czyli śmierć obu synów. Młodszy zaginął podczas sylwestrowego rejsu w 1993 r. Ciała Bogdana Kuklińskiego i jego kolegi nigdy nie odnaleziono. Po trzech dniach znaleziono ich dryfujący jacht na wodach Zatoki Meksykańskiej. Rodzice przez długi czas łudzili się, że został porwany.

Ponad pół roku później, w 1994 r., starszy syn został trzykrotnie przejechany przez furgonetkę na parkingu uniwersyteckim w Phoenix. Świadkowie śmierci Waldemara Kuklińskiego nie mówili o morderstwie, lecz o profesjonalnie przeprowadzonej egzekucji. Porzucony samochód odnaleziono, ale nie było w nim żadnych odcisków palców. Jedna z wersji ewakuacji rodziny zakłada, że żona i jego synowie zostali wywiezieni z Polski samochodem dyplomatycznym, takim samym jak ten użyty do zamordowania Waldemara Kuklińskiego. W przypadku śmierci obu jego synów nie dysponujemy zbyt wieloma informacjami. Być może nikomu nie zależy na poruszaniu tej sprawy. Joanna – żona Ryszarda Kuklińskiego – zmarła w 2013 r.

PAP: Dlaczego Amerykanie uważali gen. Ryszarda Kuklińskiego za tak ważne źródło informacji na temat sowieckiej machiny wojennej i bardzo poważne traktowali przekazywane przez niego dane?

Jan Łada: Nie tylko politycy, ale również autorytety związane z zachodnimi wywiadami i siłami zbrojnymi państw NATO przyznają, że Kukliński wypełniał najważniejszą misję wywiadowczą w historii XX wieku. Potwierdza to również strona sowiecka. Można powiedzieć, że znajdował się blisko szczytów „imperium zła”. Pełnił funkcje łącznikowe pomiędzy armią sowiecką a Ludowym Wojskiem Polskim. Był sekretarzem polskiej delegacji podczas spotkań Układu Warszawskiego. Należy podkreślić, że był to sojusz „warszawski” wyłącznie z nazwy, ponieważ na spotkaniach nikt nie mówił po polsku. Rozmowy prowadzono po rosyjsku, a ważne dokumenty sporządzano po rosyjsku.

Był także szefem I Oddziału Planowania Strategiczno-Obronnego Sztabu Generalnego, czyli najważniejszej struktury Sztabu, swego rodzaju mózgu armii. Nikt poza nim nie miał dostępu do planów ofensywnych Układu Warszawskiego. Przez jego ręce przechodziły ściśle tajne dokumenty i rozkazy służące przygotowaniu Układu Warszawskiego do agresji na państwa NATO.

Ówczesny pułkownik Ryszard Kukliński, dziś pośmiertnie awansowany do stopnia generała, miał pełną świadomość, jakie byłyby skutki takiego konfliktu dla Polski. Byt narodu byłby zagrożony, a LWP byłoby mięsem armatnim dla sowieckich marszałków i generałów. Jednym sposobem powstrzymania realizacji tych zbrodniczych i ludobójczych planów było ich wyjawienie armii amerykańskiej. Podczas pierwszego spotkania z przedstawicielami USA nie wiedział, że spotykają się z nim przedstawiciele CIA. Amerykanie nie mogli przecież wysłać wysoko postawionego wojskowego na spotkanie z człowiekiem, który w celu nawiązania kontaktu wysłał list do ambasady amerykańskiej. Niektórzy podejrzewali prowokację strony sowieckiej.

PAP: Gen. Ryszard Kukliński był niezwykle ceniony przez Amerykanów. A jak postrzegali go jego przełożeni z LWP?

Jan Łada: Zachowała się pierwsza opinia Wojciecha Jaruzelskiego na temat pracy młodego sztabowca płk. Kuklińskiego. „Złoty chłopak, którego nie było wcześniej ani nie będzie później” – pisał Jaruzelski. Można więc powiedzieć, że ta diagnoza była bardzo trafna. Czesław Kiszczak powiedział, że gdyby postawić w jednym szeregu najważniejszych wojskowych, dysponujących największą wiedzą, i ktoś kazałby mu wskazać, który z nich współpracuje z wywiadem amerykańskim, to szybciej wskazałby siebie niż Kuklińskiego.

Gdy cała rodzina Kuklińskich zniknęła, Wojskowa Służba Wewnętrzna rozpatrywały scenariusz porwania przez zachodnie służby specjalne. Przez pierwsze dni panowała atmosfera rzeczywistego niepokoju co do ich losów. Uważano, że skoro ktoś jest prawą ręką Jaruzelskiego i znajduje się bardzo blisko najważniejszych dowódców sowieckich, to jest poza jakimikolwiek podejrzeniami. Uważano, że jest wielce pracowity, inteligentny i oddany sprawie. Te cechy charakteru zaowocowały sukcesem jego działań konspiracyjnych i tym, że nikt więc nie przejrzał rzeczywistych działań gen. Kuklińskiego.

Gen. Kukliński był sztabowcem, zajmował się mapami. Jednym z najważniejszych eksponatów znajdujących się w zbiorach Izby Pamięci jest plan operacji zaczepnej Frontu Nadmorskiego, który obrazuje przebieg pierwszych pięciu dni potencjalnej III wojny światowej. Kukliński nigdy nie przypuszczał, że zacznie wykradać dokumenty pisane cyrylicą. Język owych dokumentów może być przyczynkiem do odniesienia się do wygłaszanych przez lata opinii na temat rzekomej zdrady polskiej armii, której miał dopuścić się gen. Kukliński. Tymczasem Amerykanie stwierdzili wprost, że o LWP wiedzieli tyle samo, ile Sztab Generalny, a wiedza ta nie pochodziła od ówczesnego płk. Kuklińskiego.

Warto dodać, że gen. Kukliński nigdy nie przeszedł żadnego szkolenia wywiadowczego. Musiał więc nauczyć się wielu technik wywiadowczych – m.in. kopiowania dokumentów lub korzystania ze specjalnych urządzeń łączności. Z jednego z nich łączył się z niedalekiej wieży warszawskiego kościoła św. Anny.

PAP: Jak sami sowieci postrzegali skalę strat, które ich strategii wojennej wyrządził pułkownik LWP?

Jan Łada: Poniesione przez nich straty były ogromne. Bez wątpienia gdyby nie rozpędzanie się machiny przygotowującej stan wojenny, to z pewnością w Sztabie Generalnym LWP „poleciałyby głowy”. Stanowiska straciliby generałowie Wojciech Jaruzelski, Florian Siwicki, Czesław Kiszczak i Wacław Szklarski. Niestety na takie działania było wówczas za późno. Pamiętajmy, że do dziś 90 proc. dokumentów przekazanych USA przez gen. Kuklińskiego nie ujrzało światła dziennego. Z punktu widzenia interesów amerykańskich wciąż mają wartość operacyjną.

Ich znaczenie zobrazowało spotkanie Reagan-Gorbaczow Reykjaviku w 1986 r., podczas którego prezydent USA przedstawił przywódcy ZSRS dokument pozyskany przez gen. Kuklińskiego. Dotyczył on podziemnych centrów dowodzenia przygotowanych na wypadek III wojny światowej. Była to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic Układu Warszawskiego. Sowieci uświadomili sobie, że druga strona wie o nich wszystko i w przypadku wojny te centra dowodzenia zostałyby zniszczone przez amerykańskie uderzenie po około dwóch godzinach od rozpoczęcia konfliktu. Później już nikt nie wydałby rozkazu milionom sowieckich żołnierzy maszerujących na zachód.

PAP: Ucieczka płk. Kuklińskiego pokazała również ogromną skalę nieudolności służb komunistycznej Polski…

Jan Łada: W zbiorach Izby Pamięci znajdują się otrzymane od Instytutu Pamięci Narodowej dokumenty dotyczące sprawy Kuklińskiego. Z 3,5 tys. stron dokumentów wyłania się obraz ogromnych błędów popełnionych przez kontrwywiad. Dowiadujemy się, że zakładano, iż Kukliński jest tak wysoko w strukturze LWP, że nie ma potrzeby podejmowania wobec niego jakichkolwiek działań kontrolnych. Nie wymieniono też jakichkolwiek czynników, które mogłyby negatywnie wpływać na jego obraz i doprowadzić do zwerbowania Kuklińskiego.

Rzeczywiście Kukliński nigdy nie został zwerbowany przez stronę amerykańską, to raczej on zwerbował USA do swojej samotnej misji. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych stosunkowo popularna była pozbawiona podstaw opinia, wedle której Kukliński miał zostać zwerbowany podczas pełnienia misji obserwacyjnej w Wietnamie. Gdybym miał jakiekolwiek wątpliwości co do kwestii „zwerbowania” gen. Kuklińskiego, to nie pracowałbym nawet jednego dnia w poświęconej mu Izbie Pamięci. Bez wątpienia jego werbunek w Wietnamie nie byłby praktyczne możliwy ze względu na naszpikowanie otoczenia gen. Kuklińskiego oficerami wywiadu. Jego obowiązkiem było uzgadnianie z nimi wszystkich swoich działań.

Tezę o „wietnamskim werbunku” Kuklińskiego propagował również sam Wojciech Jaruzelski. W filmie „Gry wojenne” Dariusza Jabłońskiego Jaruzelski stwierdzał, że wnikliwie prowadzone śledztwo wykazało, iż Ryszard Kukliński został zwerbowany przez wywiad amerykański podczas misji w Wietnamie. Po latach otrzymaliśmy dokumenty z owego wnikliwego śledztwa, które jasno pokazują, że śledczy stwierdzili, iż Kukliński nie miał szans na nawiązanie kontaktu z Amerykanami. Otaczający go oficerowie łącznikowi powiedzieli, że to oni wielokrotnie prowadzili z nimi rozmowy, ale nie Kukliński.

PAP: Co mogą zobaczyć zwiedzający Izbę Pamięci Generała Ryszarda Kuklińskiego?

Jan Łada: Izba Pamięci funkcjonuje w sercu warszawskiej Starówki od maja 2006 r. Jej założycielem był prof. Józef Szaniawski, pełnomocnik, przyjaciel gen. Kuklińskiego, ostatni więzień polityczny PRL. Na nieco ponad siedemdziesięciu metrach kwadratowych przedstawiamy konspiracyjną działalność „Jacka Stronga”.

Najważniejszym prezentowanym dokumentem jest plan operacji zaczepnej Frontu Nadmorskiego, czyli mapa przestawiająca pierwsze pięć dni potencjalnej III wojny światowej i udział LWP. Dzięki tej mapie zdajemy sobie sprawę z ofensywności planów powstających w Moskwie. Oczywiście w żadnym z planów „obronnych” Układu Warszawskiego nie pojawiało się określenie „atak”, zastępowane je takimi terminami jak „ofensywa obronna”.

Znajdują się w Izbie również zdjęcia i rzeczy osobiste należące do gen. Kuklińskiego, które przetrwały w magazynach wojskowych. Warto dodać, że przed ewakuacją Kukliński niszczył wszelkie materiały i sprzęty, które mogłyby zostać wykorzystane przeciwko niemu lub osobom, które nawet nieświadomie mu pomagały. Wiele dokumentów znajdowało się w dwóch workach pocztowych, które Kukliński zrzucił z Mostu Gdańskiego w listopadzie 1981 r. Bardzo ważnym eksponatem jest także należący do niego mundur, który znaleziono po ewakuacji w jego gabinecie.

Po modernizacji Izby, która zakończyła się w czerwcu 2018 r., pojawiły się liczne multimedia i nagrania wideo, które zachowały się w archiwach. Najbardziej innowacyjnym rozwiązaniem zastosowanym w ekspozycji jest wirtualna rzeczywistość, która pozwala na wcielenie się w rolę Ryszarda Kuklińskiego. Zwiedzający mogą zasiąść przy biurku gen. Kuklińskiego i spróbować wykonać jak najwięcej zdjęć tajnych materiałów.

Od powstania Izby odwiedziło ją ok. 150 tys. zwiedzających. Około 1/4 pochodzi spoza naszego kraju. Często zaskakuje mnie, że goście z bardzo odległych krajów mają bardzo szeroką wiedzę na temat działalności pierwszego polskiego oficera w NATO. Często Polakom, którzy pierwszy raz odwiedzają Izbę, trzeba od podstaw opowiadać historię „Jacka Stronga”. Tymczasem obcokrajowcy wchodzą do Izby, ponieważ stwierdzają, że jest ona poświęcona oficerowi, który zapobiegł wybuchowi III wojny światowej.

PAP: Dlaczego jeszcze w latach dziewięćdziesiątych gen. Kuklińskiego tak często nazywano zdrajcą?

Jan Łada: Pamiętajmy, że jeszcze w 1995 r. wojskowy prokurator chciał ścigać gen. Kuklińskiego za przestępstwa przeciwko PRL, która nie istniała od ponad pięciu lat. Można więc powiedzieć, że opinie wygłaszane na temat działalności gen. Kuklińskiego były efektem trwania wielu powiązań pomiędzy okresem komunistycznym a Polską powstałą po porozumieniach okrągłego stołu. Paradoksalnie to dopiero wywodzący się z PZPR prezydent Aleksander Kwaśniewski przysłużył się rehabilitacji gen. Kuklińskiego. Prawdopodobnie stało się to w wyniku nacisków rządu USA, który uważał, że Polska powinna docenić człowieka, który otworzył Polsce drogę do NATO.

Na opinię o działalności gen. Kuklińskiego wpływał również fakt wykształcenia niemal całości najwyższych kadr LWP w sowieckich szkołach wojskowych. Często można było słyszeć, że gen. Ryszard Kukliński był „postacią kontrowersyjną”. Tego rodzaju określenia służyły do rzucenia cienia na jego osobę, np. zasugerowania, że swoją misję prowadził z powodu korzyści finansowych lub że złamał przysięgę wojskową. Zapomina się o treści tej przysięgi. Żołnierze LWP ślubowali „stać nieugięcie na straży pokoju w jednym szeregu z Armią Radziecką”. A przecież armia sowiecka wciąż funkcjonowała w zgodzie z wytycznymi Lenina, który mówił o marszu na zachód po trupie Polski. Przysięga ta nie jest więc związana z takimi wartościami jak suwerenność.

Pamiętajmy też, że w kanonie polskiej historii znajduje się również miejsce dla oficerów carskich, takich jak Romuald Traugutt, którzy wypowiedzieli posłuszeństwo wojskom okupacyjnym. Być może w przypadku gen. Kuklińskiego upłynęło jeszcze zbyt mało czasu.