Trzy kwestie są priorytetowe. Po pierwsze i najważniejsze – naprawienie szwankującego systemu zarządzania kryzysowego w Europie. Komisja Europejska była po upadku Lehman Brothers niemal nieobecna. Nieobecna była również w dużej mierze Eurogrupa ministrów finansów, którą kieruje premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, wymieniany wśród nieoficjalnych kandydatów na stanowisko prezydenta rady.
Kiedy wybuchł kryzys, okazało się, że europejscy przywódcy nie mają struktur instytucjonalnych, które wymusiłyby skoordynowaną reakcję. Gdy szczyt przywódców strefy euro w końcu doszedł do skutku, przygotowania odbywały się w większości na poziomie bilateralnym, co oznaczało, że w końcowym rozrachunku każdy forsował politykę narodową.
To wszystko szkodzi europejskiemu rynkowi wewnętrznemu, a ostatecznie także globalnej reputacji Europy. Pakiet stymulacyjny, który w końcu się narodził, nie był może zbyt mały, licząc łącznie, ale raczej strukturalny niż cykliczny, źle skoordynowany i bez żadnego pomysłu na strategię wyjścia.
Jedną z najważniejszych kompetencji, których powinniśmy wymagać od prezydenta, musi być więc zdolność do rozpoznania kryzysu. A potem do rygorystycznej analizy tego, jakie działania powinny zostać podjęte na szczeblu unijnym.
Drugim najważniejszym problemem obecnego systemu jest brak spójnej strategii politycznej Unii. Rada Europejska zmienia obecnie swój kształt co sześć miesięcy. Każda prezydencja realizuje własne ukochane projekty. I choć istnieją pewne mechanizmy zapewniające kontynuację pomiędzy zmieniającymi się prezydencjami, to może to nie wystarczyć do wytyczenia strategicznego kierunku wykraczającego poza horyzont krótkoterminowy. Jeżeli dla przykładu istnieje jakakolwiek szansa na to, by UE miała kiedykolwiek wspólną zewnętrzną reprezentację w organach w rodzaju Międzynarodowego Funduszu Walutowego, prezydent rady będzie tu miał prawdopodobnie do odegrania wiodącą rolę.
Trzecim problemem jest wzmocnienie słabej reprezentacji wspólnej Europy, zarówno wewnętrznej jak i zewnętrznej. Stawiam ją na trzecim miejscu, ponieważ uważam, że błędem jest definiowanie tego stanowiska wyłącznie w tych kategoriach, tak jak to czynią niektórzy zwolennicy byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira. Niedawne przyjęcie Angeli Merkel w Waszyngtonie dobitnie pokazało, że Europie nie brakuje przywódców, którzy potrafią „zatrzymać ruch” w zagranicznej stolicy, czego gorąco domagał się brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband w swoim ostatnim wystąpieniu popierającym Blaira.
Warto pamiętać, że prezydent Rady Europy, który nie jest wybierany i nie ma konstytucyjnego umocowania, nie ma być europejską odpowiedzią na amerykańskiego prezydenta Baracka Obamę.
Tłum. TK
The Financial Times Limited 2009. All Rights Reserved