Jak napisał w opublikowanym w niedzielę komentarzu, kluczowym celem tzw. osi oporu jest działanie jako środek odstraszający przed jakimkolwiek bezpośrednim izraelskim atakiem na Iran, poprzez przesunięcie zagrożenia bliżej Izraela i z wielu kierunków, co równoważy konwencjonalną słabość Iranu w porównaniu z możliwościami izraelskich sił zbrojnych (IDF) i wywiadu.

Reklama

System jednostronny

Ekspert zaznaczył jednak, że ten system działa w jedną stronę. "Podczas gdy Iran wykorzysta swoich partnerów w obronie własnej, odwrotna sytuacja nie jest prawdziwa i jest mało prawdopodobne, aby poszedł na wojnę z Izraelem, aby uratować jednego z tych partnerów" - ocenił Savill.

Wyjaśnił, że to podejście zasadniczo polega na tym, by wyglądać groźnie, ale pozostać poniżej progu bezpośredniej konfrontacji. Dodał jednak, że po atakach Hamasu z 7 października 2023 roku tolerancja Izraela dla tego zagrożenia spadła prawie do zera, zatem trudno byłoby oczekiwać, iż zaakceptuje on istnienie Hezbollahu z dotychczasowym zestawem zdolności bojowych. W tej sytuacji decyzja Hezbollahu o ciągłym ostrzale północnego Izraela okazała się najgorszą z możliwych, bo jest to za mało, by odstraszyć Izrael i za dużo, by to tolerował.

Reklama

Hamas bliski porażki

Ekspert RUSI zwrócił uwagę, że stworzony przez Iran system regionalnych popleczników nie jest już tak korzystny, jak się wydawał, bo Hamas jest bliski porażki militarnej, a Hezbollah może być w stanie się zregenerować, ale czeka go wiele lat odbudowy z mocno nadszarpniętą reputacją. W tej sytuacji Iranowi zostaliby tylko Huti w Jemenie i różne ugrupowania w Iraku. "Wstępne oświadczenia Iranu obiecują zemstę, ale nie sugerują, że jest on gotowy na eskalację i ryzyko powtórzenia nieudanego kwietniowego ataku. Wydarzenia od 7 października potoczyły się tak, że Iran znalazł się w potrzasku między wspieraniem różnych partnerów a nieumiejętnością kontrolowania lub zarządzania dynamiką eskalacji" - ocenił.

Savill zaznaczył, że Izrael nie rozwiązał jeszcze swoich problemów, bo jego obywatele nie mogą jeszcze wrócić na ostrzeliwaną północ kraju, nie wyeliminował broni dalekiego zasięgu Hezbollahu, w dłuższej perspektywie Strefa Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu pozostaną źródłem zagrożeń dla bezpieczeństwa, a Hezbollah jest osłabiony w Libanie, ale jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy to koniec tego ugrupowania.

Pokusy dla Izraela

"W związku z tym, militarne zachęty dla Izraela będą kontynuowane: zniszczył on wyższe kierownictwo Hezbollahu, osłabił jego zdolność do koordynacji i ma inicjatywę. Pomimo ryzyka związanego z inwazją lądową, zagrożenia dalekiego zasięgu ze strony pocisków balistycznych i nadwyrężającego charakteru obecnych operacji IDF, można sobie wyobrazić, że wielu będzie twierdzić, że nigdy nie będzie lepszego czasu na wkroczenie do południowego Libanu w celu zniszczenia infrastruktury wojskowej Hezbollahu, jednocześnie uderzając dalej na północ w miejsca przechowywania lub wystrzeliwania pocisków balistycznych i rakiet" - napisał Savill.

Dodał, że alternatywą dla Izraela byłoby ograniczanie się do precyzyjnych uderzeń i operacji wywiadowczych w celu osłabienia Hezbollahu, kalkulując, że będzie on zmuszony do ustąpienia w obliczu przytłaczającej siły ognia i braku zdecydowanego wsparcia ze strony Iranu. "Zakłada to jednak, że Netanjahu zadowoli się takim podejściem, podczas gdy mógłby ulec pokusie wykorzystania pokoleniowej szansy na osłabienie irańskich wpływów w regionie" – zaznaczył ekspert.