Po odrzuceniu traktatu lizbońskiego będą więc obowiązywać zapisane w różnych dokumentach rozwiązania. Mamy teraz do czynienia z tzw. funkcjonalną integracją, która czyni z urzędników europejskich silną korporację. Jednak wszystkie te zapisy sprawiają wrażenie chaosu, przygodności. Nie tworzą spójnego systemu prawnego. W takiej sytuacji wciąż najwięcej do powiedzenia będą miały najsilniejsze kraje UE. Właśnie dlatego, że będzie brakowało jednej normatywnej interpretacji, jaką miał dawać traktat lizboński.
W traktacie lizbońskim wiele źródeł prawa i systemów normatywnych tworzących UE, także tych, które są ze sobą w konflikcie, zostało uznanych za równoprawne. Ta zasada będzie obowiązywała w praktyce, tylko w sposób bardziej chaotyczny, niż gdyby została zapisana w traktacie.
Ta równoprawność obowiązuje właściwie od momentu, gdy ustalono relacje między poszczególnymi insytucjami zajmującymi się wymiarem sprawiedliwości na poziomie europejskim i krajowym. W praktyce zniesiona została w ten sposób na przykład stara rzymska zasada słuszności, czyli odnoszenia prawa do jednej hierarchii wartości. To zmienia wiele w funkcjonowaniu państw.
W traktacie lizbońskim i w Karcie Praw Podstawowych takie dylematy związane z równoległością różnych systemów prawnych zostały jednak ujawnione. Określone zostały jako warunki brzegowe funkcjonowania UE i jej krajów członkowskich. Jednocześnie traktat wprowadzał możliwość refleksji nad tym. A bez niego często decydować będzie praktyka, fakty dokonane, układ sił, a nie zapisy.
W traktacie lizbońskim zaproponowano też nowe rozwiązania i nowe instytucje. Miała powstać funkcja prezydenta UE, czy ministra spraw zagranicznych. Takie rozwiązanie dawałoby w końcu UE podmiotowość. A tak Unia nie będzie w stanie skonsumować swojego potencjału gospodarczego i politycznego w skali globalnej.
Po zablokowaniu traktatu lizbońskiego w Radzie Unii Europejskiej pozostaje nicejski system głosowania. Dla Polski jest on może korzystniejszy, jednak pozostawia zbyt wiele obszarów, które wymagają jednomyślności przy podejmowaniu decyzji. Najlepszym przykładem na to, jak niedobre to rozwiązanie, jest właśnie irlandzkie referendum. 100 tys. głosów zablokowało całą Unię Europejską. Taki sposób działania w końcu doprowadzi do paraliżu wspólnoty, a Komisja Europejska nigdy nie uzyska realnej autonomii i władzy. To z kolei uniemożliwi jej kontrowanie najsilniejszych państw UE, na przykład Niemiec w ich relacjach z Rosją. A silniejsza Komisja Europejska stwarza większe szanse, że UE przyjmie bardziej korzystną dla Polski politykę energetyczną. W tej chwili o tej i o innych kluczowych sprawach decydują wciąż największe państwa.
Odrzucenie traktatu jest więc bardzo niedobre, także z perspektywy Polski. Jedyna nadzieja w tym, że traktat ratyfikują wszystkie pozostałe kraje UE. W tej sytuacji być może znajdzie się rozwiązanie, by traktat lizboński wszedł w życie.