KRZYSZTOF STANOWSKI, CEZARY KOWALSKI: Po co Polsce ministerstwo sportu? USA, największa sportowa potęga świata, takiego ministerstwa nie ma.
ELŻBIETA JAKUBIAK
: Ale mają inny system zarządzenia państwem. U nas ktoś te budżetowe pieniądze przeznaczane na sport musi dzielić. Tak naprawdę ja przecież nie zajmuję się sportem, tylko pieniędzmi, które są na niego poświęcane.

Trzeba dobrze znać się na sporcie, żeby dzielić te pieniądze?
Trzeba mieć jakiś pomysł. I konsultować się z ludźmi, którzy mają doświadczenie. Panowie zmierzają do tego, czy ja - kobieta, która nigdy nie miała nic wspólnego ze sportem - na to stanowisko się nadaję. Powiem tak - niedobrze, gdyby taką osobą był działacz sportowy, bo byłby uwikłany w różne zależności. Z kolei menedżer rynkowy byłby pozbawiony podejścia, które uwzględniałoby także potrzeby społeczne.

A pani jest złotym środkiem?
Jestem pośrodku - człowiekiem ze świata polityki, z administracji rządowej, który ma świadomość, w jakich realiach żyje i wie, jak się wydaje pieniądze.

I będzie miała pani w sobie tyle siły, by jak Tomasz Lipiec walczyć chociażby z korupcją w PZPN? On generalnie wojnę z piłkarskimi działaczami przegrał.
Nie przypominam sobie, żeby przed Tomkiem Lipcem ktoś mówił głośno o korupcji w piłce. To on rozpoczął tę batalię o oczyszczenie futbolu. 90 osób zatrzymanych to chyba światowy rekord. A że w pewnym momencie trzeba się było troszkę wycofać? Stanęliśmy przed dylematem - zwalczać dalej PZPN i nie dostać Euro 2012, czy też pójść na pewien kompromis i organizować mistrzostwa.

Gdybyście postawili jednak na walkę z PZPN, mielibyśmy oczyszczoną piłkę i zniknęłaby bardzo realna wizja międzynarodowej kompromitacji, związanej z Euro 2012.
Euro 2012 to najlepszy projekt, jaki mógł się nam trafić - jak marzenie. Jest to projekt nie dla polityków, ale dla zwykłych ludzi. Jedni będą budować drogi i stadiony, inni zarobią pracując w restauracjach, a jeszcze inni obejrzą fantastyczne mecze. I zapewniam, że żadnej kompromitacji nie będzie. Mamy nakreślony plan i będziemy go skrupulatnie realizowali. To jest jak z budową domu. Kupujemy działkę, potem chcemy wylewać fundamenty, ale zanim to zrobimy, musimy pokonać kilka barier.

Ale nie zapraszam 2-3 mln ludzi do tego domu, nie mając pewności, czy zostanie zbudowany.

Zaprasza pan znajomych na działkę i się cieszy, że ją kupił. Opowiada, co gdzie będzie. Wszyscy tak robią. To nie jest tak, że możemy zbudować stadiony i czekać, kiedy nam się trafi Euro. Bo panów propozycja jest taka - zbudujmy sześć pięknych stadionów i zobaczmy, co się stanie. To byłby projekt na wieczne nigdy. Każdy kraj, który zdobywał organizację Euro, najpierw stawał do walki o mistrzostwa, a potem zaczynał budować.

Ale nikt nie startował od zera jak my.

My byliśmy 50 lat w komunizmie. Gdyby nie to, jeździlibyśmy takimi autostradami jak Francuzi i mieli takie stadiony, bo nie sądzę, żebyśmy byli bardziej leniwi czy mniej praktyczni od nich. Oczywiście nie mamy wielu rzeczy, ale i bez tego bardzo dużo nam się udaje. Weźmy turnieje Ligi Światowej siatkarzy - cały świat nas chwalił za organizację. Czyli można!

To nieporównywalna skala imprezy. Nie mówimy o kilku meczach w hali, tylko o najeździe fanów z całej Europy.
Jaki najazd? Ilu ich będzie? Milion? To nas chyba nie przeraża.

Kiedy Anglia grała w Portugalii, to tylko na jeden weekend przyleciało do Lizbony pół miliona Brytyjczyków.
Powiem tak - wydaje mi się, że mówimy o takiej liczbie ludzi, jaka kilkakrotnie do nas przyjeżdżała w czasie wizyt papieża. Na jednej mszy mieliśmy 2 mln ludzi. Jesteśmy więc przyzwyczajeni do tego, że nagle robi się tłoczno. Inna sprawa, że teraz trzeba zrobić tak, żeby ci goście poczuli się wygodnie. Bo to już nie będą ludzie z plecakiem i namiotem...

Najwięcej obaw budzi budowa stadionów, bez których impreza odbyć się nie może...
Poznań buduje, Gdańsk, Wrocław i Warszawa nie mają nawet projektów. Gdyby zachować dzisiejsze procedury, byłby problem. Trzeba więc te procedury zmienić. I pytanie, czy pojawi się przyzwolenie, aby to zrobić.

Zdążymy ze wszystkim?
Żeby projekt stadionu narysować, będzie potrzebne półtora roku. Liczmy realnie, że pracę nad tym zaczną się w styczniu. Z gotowym projektem jesteśmy więc w czerwcu 2009 r. Na wybudowanie stadionu zostaje rok. I na to nie ma szans. Nikt na świecie nie zbudował stadionu na 55 tysięcy miejsc w rok. Ale w dwa lata to możliwe. I tyle nam wystarczy. Ale wróćmy do sedna - gdybyśmy wszystkie te etapy poprzedzali procedurami przetargowymi, trwającymi do dziewięciu miesięcy, plus jeszcze negocjacje, to się nam zrobić tego wszystkiego na czas nie uda. Ja chcę pokazać ludziom, że zamówienie z wolnej ręki nie będzie łączyło się z tym, że ktoś weźmie pod stołem, że pracę dostanie mój kolega. Nie, chodzi o to, by wszystko maksymalnie przyspieszyć i ułatwić. Żeby można było po prostu powiedzieć - wybieramy tę firmę i już.

Najtańszą?
U nas do tej pory zawsze wybierano opcje najtańsze ze strachu, żeby nikt się nie przyczepił, że któraś z firm była faworyzowana. Ja nie będę wybierała projektów, żeby coś ukraść.

Załóżmy, że będą nowe wybory, a potem nowy człowiek na pani miejscu...
Nieważne! Ja zrobię tyle, że jeśli ktoś mnie zastąpi, będzie tylko to kontynuował.

No, chyba, że ministrem zostanie Tomasz Lepper. Syn Andrzeja nie ukrywa, że chętnie poszedłby w ministry.
Przesadzają panowie z tymi żartami. To jest projekt ponadpolityczny, nikt go nie zawłaszczy i nikt go nie zepsuje. Wszystko wnikliwie zaplanujemy, a potem zrealizujemy. Musimy być na sto procent zaangażowani. Od operatora koparki po prezydenta. Każdy musi czekać na sygnał - bo może być tak, że pójdę do prezydenta i powiem: Panie prezydencie, teraz, natychmiast trzeba dzwonić w to miejsce. Ja wiem, że pan prezydent będzie na mnie czekał.

Jak nie wyjdzie nam z Euro, będzie na panią.
A co może nie wyjść?

Raz w Kolumbii odwołano podobną imprezę.

No właśnie - raz. Czyli jakie jest ryzyko, że się to powtórzy?

Naszym zdaniem nie takie małe.
Trzeba mieć zawsze plan B. Jeżeli któreś z miast nie zdoła zbudować stadionu, przeniesiemy mecz na przykład do Chorzowa lub do Krakowa.

A jeśli nie będzie trzech stadionów?
Nie ma takiej możliwości!

No, przecież zawsze trzeba mieć plan C.
Nie, plan C to już by było nieudacznictwo. A Polacy nieudacznikami nie są.

Minister Lipiec jakby mniej się w to wszystko angażował, nie mówił zbyt dużo o Euro 2012. Zajmowała go wojna z Listkiewiczem.

Nie zamierzam PZPN-owi obniżać poprzeczki. Jeśli ktoś w piłkarskim związku ucieszył się, że kobieta zastąpiła ministra Lipca, to jest w grubym błędzie.

Rozmawiała pani z Listkiewiczem?
Dwa razy w życiu.

Oczarował panią?
Jestem ministrem sportu, on prezesem PZPN i tylko takie relacje zamierzam z nim utrzymywać. I nie będę tolerowała patologii w związku. Nikomu w Polsce ta instytucja nie kojarzy się z radosnym futbolem, tylko z kilkoma panami, którzy umawiają się, kto weźmie, który stołek... Mam nadzieję, że gorączka wokół Euro sprawi, iż pojawią się młodzi ludzie, chcący działać w sporcie. Nie działacze starej daty, ale menedżerowie sportu.

Pani minister, zarzuca się pani nieznajomość sportu. Pytamy więc wprost - Legia Warszawa czy Wisła Kraków?

Bardzo lubię jednych i drugich. Jestem z Mazowsza, więc Legia jest mi bliska, ale Wisła Kraków ma taką historię, rozgrywa mecze w taki symboliczny sposób... Oni, zdaje się, grają zawsze w Boże Narodzenie.

Nie, to Cracovia.

Ach, Cracovia.

I w Sylwestra, a nie w Boże Narodzenie.
No tak... Ale w Krakowie. Lubię oglądać mecze, denerwuję się. W 1974 r. w czasie meczu Polska - Haiti razem z bratem zjadłam całe wiadro czereśni, z pestkami! Z emocji! A jeszcze co do pytania o Legię i Wisłę... Jak zostałam ministrem sportu to całą noc przesiedziałam przed internetem i sprawdzałam, co to jest Orange Ekstraklasa, co to znaczy druga kolejka. I wszystko zapisywałam na karteczkach.

Proszę tak szczerze powiedzieć - nadaje się pani na ministra?
Zrobiłam taką trochę amerykańską karierę. Od sekretarki do ministra. Ale wcale się tego nie wstydzę. Proszę się o mnie nie martwić.




































































Reklama