Jak to zwykle bywa z bitwami toczonymi pod dywanem, na powierzchni widać niekiedy odpryski rzeczywistości. Za odprysk pokazujący, jak wielką wagę Rosja przykłada do promocji własnego punktu widzenia i rusyfikacji sposobu postrzegania świata przez światową opinię publiczną, niech posłużą obcojęzyczne wydania rządowej „Rossijskiej Gaziety”. Przede mną leży właśnie egzemplarz „Russia Beyond the Headlines”, comiesięcznego, ośmiostronicowego dodatku do „New York Timesa”. A w nim m.in. teksty o dynamicznym rozwoju rosyjskiego rolnictwa, coraz stabilniejszym rublu, wyzwaniu rzuconym przez Moskwę do spółki z Pekinem amerykańskim agencjom ratingowym czy odrodzeniu kultury jidisz w Birobidżanie.
Specjalny kilkudziesięcioosobowy dział „RG” przygotowuje tego typu dodatki do 19 wielkich gazet z państw najistotniejszych dla rosyjskiej polityki zagranicznej. Wkładki można znaleźć w niemieckiej „Sueddeutsche Zeitung”, francuskim „Le Figaro” czy japońskim „Mainichi Shimbun”. W sumie 10 mln egzemplarzy, z których każdy pokazuje Rosję i jej motywacje wyłącznie w dobrym świetle. I nie jest to wbrew pozorom prymitywna propaganda, kojarząca się z sowiecką „Prawdą”. Bo choć „RG” zajmuje ten sam moskiewski budynek, co dawny organ KPZR, podejście do interesu jest zupełnie inne. Rosjanie w każdym kraju dysponują lokalnym redaktorem, który dostosowuje teksty do miejscowych przyzwyczajeń. Wiadomo, że Brytyjczycy wolą artykuły pisane prostszym językiem niż czytelnicy z Niemiec, a do Chin nie powinno się wysyłać tekstów politycznych.
W efekcie styl materiałów publikowanych w dodatkach jest nie do odróżnienia od głównego grzbietu danej gazety. I działa na jej czytelników znacznie skuteczniej. Szefowie „RG” nie ukrywają przy tym, że ich główną rolą jest prezentacja pozycji Kremla. – Wyobrażam sobie sytuację, w której redaktor odrzuca tekst, bo ten nie jest zgodny z linią rządu. Jesteśmy w końcu gazetą państwową. Jak ktoś ma z tym problem, są inne media – mówił na spotkaniu z polskimi dziennikarzami wicenaczelny „RG” Jurij Lepski.
Reklama
Ciekawe, że kremlowskie wkładki nie pojawiają się w żadnej polskiej gazecie, choć Rosjanie zdecydowali się na ich publikowanie także w mniejszych od nas krajach, jak Belgia czy Serbia. Optymista mógłby powiedzieć, że Rosjanie zdają sobie sprawę, że w Polsce taki dodatek zostałby jednoznacznie odczytany (i odrzucony) jako propaganda. Pesymista – że Polska w percepcji rosyjskiej polityki zagranicznej znaczy na tyle mało, że nie warto się nawet starać o przekonanie jej obywateli do własnych racji.