Zdaniem prof. Haloty w walce z epidemią niezwykle istotną kwestią jest profesjonalizm i przygotowanie eksperckie.
Przez długi czas dziwiłem się, że nie są podawane nazwiska ekspertów doradzających rządowi i najważniejszym decydentom. Wczorajsze informacje o tym, że szefem zespołu doradczego będzie prof. Andrzej Horban, którego bardzo dobrze znam, są pozytywną zmianą, bo to osoba mająca duże pojęcie o zakaźnictwie. Mam nadzieję, że będzie mógł zbudować swój zespół, bo nie może być tak, że na różnego rodzaju naradach dyrektorzy departamentów ministerialnych stanowią większość, a lekarze specjaliści są tylko dodatkiem - ocenił specjalista od chorób zakaźnych z Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Bydgoszczy.
Jego zdaniem, w polskim systemie ochrony zdrowia jest także problem z centralizacją zarządzania. Prof. Halota uważa, że powinien w skali kraju działać pełnomocnik ministra zdrowia ds. COVID-19.
Pytany o pomysł utworzenia w każdym szpitalu powiatowym w Polsce oddziału dla chorych na COVID-19 podkreślił, że z założenia jest on świetny, ale on nie za bardzo sobie wyobraża w wielu placówkach możliwość izolowania pacjentów, bo jeszcze niedawno w Polsce był z tym problem nawet w zakresie szpitali zakaźnych.
Przypomniał, że WHO w 1996 r. ostrzegało, że wkraczamy w erę zagrożenia chorobami zakaźnymi, ale w Polsce przez 24 lata nie przygotowywano się systemowo do epidemii.
Wirus SARS-CoV-2 jest zdecydowanie groźniejszy od grypy. Po prostu śmiertelność jest wyższa. Nie za bardzo rozumiem, po co podaje się rozdzieloną liczbę zgonów — wskazując czy ktoś miał choroby współistniejące, czy nie. To groźny wirus, bo osoba mająca 50 czy nawet 70 lat i cukrzycę wcale nie wybiera się na tamten świat. Często tacy pacjenci od lat dobrze funkcjonują, a to zakażenie w konsekwencji ich zabija - powiedział ekspert.
Zwrócił także uwagę na to, że skupianie się na walce z epidemią powoduje, że siłą rzeczy zabierana jest szansa na terapię innych pacjentów np. kardiologicznych. Dodał, że od lat niedofinansowaną i źle funkcjonującą była Inspekcja Sanitarna, której teraz trzeba pomóc, a nie tylko od niej wymagać, bo na poziomie powiatowych Sanepidów nie ma w niej nawet lekarzy.
Problem zakaźnictwa był przez lata minimalizowany. Nie można teraz oczekiwać, że osoby z działu ds. żywności w Sanepidzie będą się znały na epidemii. Sanepid trzeba odciążyć, np. zwalniając z decydowania o tym, czy dana placówka oświatowa ma funkcjonować w trybie normalnym, hybrydowym czy zdalnym. Najlepszą orientację w sytuacji w danej szkole ma dyrektor - podkreślił prof. Halota.
Przyznał, że obserwacja tego, co w tym momencie dzieje się w Polsce doprowadza go do wniosku, iż częściowo wchodzimy w model szwedzki walki z epidemią.
On polega na tym, że puszczamy troszeczkę wszystko na żywioł. Jeżeli bowiem badamy tylko albo w przeważającej mierze, osoby objawowe, to nie mamy kontroli nad epidemią, bo nie wiemy, ilu bezobjawowych pacjentów roznosi ją. W Szwecji przyjęto taki model, bo założono, że obywatele będą się pilnować, a także wierzy się tam w silny system ochrony zdrowia. Czy Polski to wytrzyma? Chciałbym wierzyć w to, że możemy przygotować tak dużą bazę łóżkową i sprzętową, a także tak dysponować kadrą, żeby jak najbardziej zminimalizować skutki dużej liczby zachorowań. Ostatecznie najważniejszym wskaźnikiem jest liczba zgonów - dodał prof. Halota.
Podkreślił, że obecnie współczynnik reprodukcji wirusa w Polsce wynosi zapewne 1,7-1,8 i tyle osób zakaża każdy kolejny nosiciel wirusa SARS-CoV-2. Pytany o to, czy Polskę nieuchronnie czeka drugi lockdown powiedział, że niekoniecznie, ale bardzo trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, jak teraz zapanować nad tak mocno rozwiniętą epidemią.
Na pocieszenie powiem, że nie było takiej choroby zakaźnej, która wyniszczyłaby całą ludzkość, bo byśmy nie rozmawiali. Od dłuższego czasu mówiłem, że cały kraj należy objąć żółtą strefą, ale trzeba też nie tylko reagować na skutki, ale próbować szukać przyczyn i wpływać na nie. Jeżeli teraz poradzimy sobie z zabezpieczeniem odpowiedniej liczby łóżek anestezjologicznych i będziemy mieli ludzi do pracy przy nich, to jakaś grupa — nawet z osób bardzo ciężko chorych — zostanie uratowana. Obecnie jednak nie widać jeszcze przesłanek, które wskazywałyby, iż liczba zakażeń w najbliższym czasie będzie mniejsza, że powstrzyma się trend wzrostowy - ocenił ekspert.
Przyznał, że nie jest też optymistą w zakresie szybkiego wynalezienia skutecznego leku na tę chorobę, a także szczepionki. W jej dostępność do końca tego roku nie wierzę - powiedział prof. Halota. Pytany, czy doradzałby każdemu w zaszczepienie się na grypę w sezonie jesienno-zimowym odpowiedział, że powinna być to decyzja indywidualna pacjenta. Nawiasem mówiąc, dla większości Polaków szczepionek nie starczy - ocenił.
Nośmy maseczki. Ci, którzy podchodzą do tego środka zapobiegawczego lekceważąco, nie mają racji - zakończył zakaźnik.