Taki nieprawomocny wyrok wydał w czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie, który oddalił pozew Solorza wobec posła PiS oraz MON. Adwokat powoda zapowiedział apelację.
Przyczyną procesu był wywiad Macierewicza z 2007 r. dla "Rzeczpospolitej", w którym ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego mówił, że Solorz zgodził się w latach 80. na współpracę z wywiadem PRL. W swym pozwie o ochronę dóbr osobistych Solorz domagał się od Macierewicza przeprosin i 50 tys. zł zadośćuczynienia za te słowa.
Drugim pozwanym był Skarb Państwa reprezentowany przez MON. O tzw. dopozwaniu MON na wniosek strony powodowej sąd zdecydował w 2008 r. W raporcie z weryfikacji WSI napisano, że Solorz w latach 80. został współpracownikiem wywiadu SB.
Sąd zapoznał się z teczką IPN nt. Solorza. Wiele razy przyznawał on, że w 1983 r. podpisał zobowiązanie do współpracy, ale zapewniał, że do faktycznej współpracy nie doszło, a podczas wymuszonych spotkań z esbekami nie przekazywał im innych informacji niż tylko o sobie. Podkreślał, że SB uznała go za mało przydatnego agenta. Zapewniał, że te kontakty ze służbami nie miały żadnego wpływu na jego działalność gospodarczą i nie dostał koncesji dla Polsatu dzięki takim związkom.
Solorz przed sądem powtarzał, że "ani nie został współpracownikiem, ani nim nie był". Przyznał, że w obawie przed karą za wcześniejsze nielegalne opuszczenie PRL, podpisał deklarację współpracy, ale zapewnił, że nie miał zamiaru jej realizować. "Próbowałem coś im nakłamać, by mi dali spokój" - oświadczył.
Macierewicz wnosił o oddalenie pozwu, argumentując, że raport z weryfikacji WSI wymienia Solorza jako "osobę, która zgodziła się na współpracę z SB". "Raport i mój wywiad ujmuje to w kontekście stwierdzeń w dokumentach WSI z lat 90., że liczą na współpracę z Solorzem" - mówił b. szef komisji weryfikacyjnej WSI. Dodawał, że działał w ramach ustawy, a w wywiadzie nie wyszedł poza ustalenia raportu.
"Powód nie wykazał, by kwestionowane sformułowania naruszały jego dobra osobiste; opierały się one na prawdzie" - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Małgorzata Borkowska. Dodała, że z akt IPN wynika, że "rzeczywiście pan Solorz był współpracownikiem".
czytaj dalej >>>
Sędzia podkreśliła, że Solorz nie zaprzeczył podpisaniu deklaracji współpracy i swym spotkaniom z oficerami SB. "Powód wskazywał, że ta współpraca nie przyniosła nikomu szkody, ale sąd nie badał tej kwestii w tym procesie" - mówiła Borkowska.
Sędzia podkreśliła, że swą wiedzę o powodzie Macierewicz czerpał z raportu WSI, opierał się na dokumentach z IPN i powtórzył tylko w wywiadzie to, co znalazło się w raporcie. Stwierdzenia raportu o Solorzu nie mijały się zaś z prawdą i miały swe uzasadnienie w materiałach źródłowych - uznał sąd.
Mocą wyroku Solorz ma zwrócić po 2,7 tys. zł kosztów procesu - i Macierewiczowi, i MON.
Mec. Ryszard Siciński, pełnomocnik Solorza, którego nie było na ogłoszeniu wyroku, zapowiedział apelację. "Moim zdaniem nie była to współpraca realna, tylko formalna i pozorowana" - powiedział PAP.
Na ogłoszeniu wyroku nie było Macierewicza ani jego adwokata. Pełnomocnik prawny MON Mirosław Moch wyraził satysfakcję z orzeczenia. "Jeśli powód się spotykał, to można przyjąć, że został współpracownikiem" - mówił on wcześniej.
W 2007 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga nakazał "Naszemu Dziennikowi" przeprosić Solorza za podanie, że "chętnie współpracował" z tajnymi służbami PRL w latach 80.; że miały mu one pomagać w działalności gospodarczej oraz że potem był agentem WSI. Sąd uznał, że pozwani nie wykazali, by współpraca Solorza ze służbami PRL "została urzeczywistniona". W 2008 r. sąd II instancji zmienił jednak ten wyrok, nakazując "NDz" prawomocnie przeprosiny tylko za zarzut, by Solorz był agentem WSI, oddalając zaś przeprosiny za zwrot, że "chętnie współpracował" ze służbami PRL.
Solorz wytaczał też inne sprawy cywilne za doniesienia o jego związkach z tajnymi służbami - zawarto już ugodę z "Gazetą Polską". Sąd uznał zaś, że TVP nie musi przepraszać Solorza za program "Misja specjalna" z 2006 r., w którym Andrzej Zybertowicz zarzucił mu m.in. związki ze służbami wojska PRL. Właściciela Polsatu przeprosił zaś sam Zybertowicz na mocy ugody zawartej w oddzielnym procesie wytoczonym mu za tę wypowiedź z programu TVP.