"Jestem razem z moją rodziną poważnie tym wszystkim zaniepokojony. Wynająłem ochronę pilnującą mojego domu na zewnątrz. Wyjeżdżam dziś z moją rodziną z Lublina" - powiedział Palikot lubelskiej "Gazecie Wyborczej".
Wszystko przez incydent na Placu Litewskim w Lublinie. Niesforny poseł wystąpił tam na wiecu wymierzonym w spotkanie wyborcze Jarosława Kaczyńskiego, zorganizowane na tym samym placy. W pewnym momencie w stronę Palikota poleciał kamień. Szybko ustalono, jak wyglądał agresor. Jego zdjęcie pojawiło się też na portalu gazeta.pl.
Dzisiaj pan Dariusz chciał przeprosić posła. Pojawił się w tym celu w lubelskim biurze poselskim Palikota, ale go tam nie zastał. "Był ktoś, ale mnie nie było. Rozmawiał z moimi pracownikami. Mówił, że przeprasza, że się przyznaje. To typowa zagrywka PiSu. Człowiek został poproszony o to, żeby powiedzieć dzisiaj taki tekst" - mówi Palikot "Gazecie Wyborczej".
W zawiadomieniu do Prokuratury Rejonowej Lublin - Północ, Palikot napisał, że "w pobliżu sceny pojawił się nieznany mężczyzna, który niespodziewanie wziął zamach i rzucił przedmiotem przypominającym kamień".
"Należy odnieść się również do gestów wykonywanych w moją stronę. Wskazuję, iż motywem działania sprawcy były wykonywanie przeze mnie czynności jako funkcjonariusza publicznego" - skarżył się także Palikot.
Po zadymie w Lublinie - gdzie w Janusza Palikota rzucono kamieniem, bo przekrzykiwał Jarosława Kaczyńskiego - poseł postanowił nie pozostawiać tego bez odpowiedzi. Wie, że agresor go przeprasza, ale i tak doniósł na niego do prokuratury. Palikot mówi, że się boi. Wynajął ochronę.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama