Na pytanie, dlaczego samorządowcy kadencję zaczęli od przyznania sobie podwyżek lub kupienia tabletów i samochodów służbowych, zawsze mają oni gotową odpowiedź. Tłumaczenia zazwyczaj są podobne. Nowego włodarza trzeba zmotywować, a ponownie wybranego wynagrodzić za brak podwyżek z poprzedniej kadencji. Nowa limuzyna dla prezydenta to zysk, bo nie będzie napraw, a tablety czy laptopy zmniejszą zużycie papieru.

Co z tego, że długi

Spotkaliśmy się nawet z wymówką w stylu "Nie chcem, ale muszem". Tak z przyznanej sobie podwyżki tłumaczy się wójt Józefowa nad Wisłą, który przekonuje, że nie miał wpływu na decyzję radnych. – Uważam, że gra jest fair, nie mam zastępców, więc mam więcej pracy, a w ciągu poprzednich 4 lat nie otrzymałem waloryzacji wynagrodzenia – dodaje wójt Grzegorz Kapica. I zaznacza, że rządzona przez niego gmina dzięki środkom zewnętrznym zamknęła rok bez deficytu.
Okazuje się jednak, że wiele jest gmin, które już na starcie uhonorowały swojego włodarza, mimo że ich kasy są mocno zadłużone. W liczącej niecałe 5 tysięcy mieszkańców gminie Obsza wójt Andrzej Placek, który ponownie wygrał wybory, dostał podwyżkę z 4800 na 5600 zł brutto. Do tego dochodzi dodatek funkcyjny w wysokości 1500 zł, dodatek specjalny 1420 oraz dodatek za wieloletnią pracę w kwocie 1120 zł. Łącznie zarobi miesięcznie 9640 zł brutto. W gminie, która według sprawozdań złożonych do Regionalnej Izby Obrachunkowej w Lublinie na koniec III kw. 2014 r. zadłużona była na 2 625 034 zł. Na sesji rady gminy radna Jolanta Ważna tłumaczyła, że podwyżka się wójtowi należy, bo przez całą ubiegłą kadencję jego pensja się nie zmieniała. Wykonał wiele prac, wygrał wybory, ma wiele planów na następną kadencję, żeby wójt miał motywację do pracy, proponuję podwyżkę – mówiła pani Ważna według "Gazety Biłgorajskiej".
Reklama

CZYTAJ TAKŻE: Ziemia bez Biedronek. O gminie, co marketów nie chciała>>>

Nie wszędzie decyzje o podwyżkach przechodzą gładko. Radni Mszany Dolnej w woj. małopolskim dołożyli wójtowi 600 zł. Bolesław Żaba zarabia teraz 11 580 zł brutto. Ale decyzja o podwyżce nie została podjęta jednomyślnie. Od głosu wstrzymali się radni opozycyjnego komitetu "Razem dla Gminy". I trudno się dziwić, skoro planowane zadłużenie na koniec 2014 r. Mszany Dolnej miało wynieść ponad 15 mln zł.
Bez kontrowersji nie obeszło się także podczas głosowań w gminie Przechlewo w woj. pomorskim. Uchwała o 826 zł podwyżki dla wójta Andrzeja Żmudy Trzebiatowskiego przeszła stosunkiem głosów siedem do pięciu. Wniosek o podwyżce negatywnie zaopiniowała gminna komisja gospodarcza i budżetu. Jednomyślności zabrakło także na posiedzeniu Rady Gminy Olszewo-Borki w woj. mazowieckim. Uchwała o 820 zł podwyżki dla wójta przeszła zaledwie 6 głosami, przy 4 przeciwnych i 2 wstrzymujących się. Ta gmina planuje na obecny rok deficyt w kasie – w wysokości 294 tys. zł.
Trzeba przyznać, że pomysły radnych nie zawsze spotykają się z aprobatą obdarowywanych. Przykładem świeci burmistrz Trzemeszna w powiecie gnieźnieńskim. Krzysztof Dereziński stwierdził, że uchwała o podwyżce jego pensji o 1670 zł to powyborcze gorączkowe działanie i że jest zadowolony z dotychczasowych apanaży. Wniosek został ostatecznie zdjęty z porządku obrad sesji rady gminy.

Niektórzy mają misję

Z kolei burmistrz Kowala (woj. kujawsko-pomorskie) Eugeniusz Gołembiewski sam wystąpił o zamrożenie swojej pensji, ustalonej w 2008 r. – Proponowano mi podwyżkę, ale nie zgodziłem się. Co prawda nie miałoby to większego wpływu na finanse gminy, ale czasy są trudne i nie chcę być posądzany o pazerność, zwłaszcza przez mieszkańców – tłumaczy. Przez kolejne cztery lata będzie zarabiał na rękę 6 tys. zł.
Jeszcze dalej poszedł wójt Dobroszyc w powiecie oleśnickim. Wobec zadłużenia gminy sięgającego 10 mln zł poprosił o obniżkę pensji. Po uzyskaniu aprobaty radnych Artur Ciosek zarobi o 1500 zł mniej niż jego poprzednik. Ta wysokość mnie satysfakcjonuje. Ważna jest przecież nie cena, ale misja bycia wójtem – według portalu Olesnica24.com mówił Ciosek na sesji rady gminy.
W większych samorządach – np. miastach czy województwach – o podwyżki pensji czy diet jest dużo trudniej niż w małych jednostkach. Zarobki często sięgają limitów określonych przepisami (np. w przypadku prezydentów miast). Dlatego lokalni politycy skupiają się raczej na zakupach, które łatwiej jest uzasadnić. Hitem są tablety. Otrzyma je np. 29 radnych sejmiku woj. opolskiego. Jak mówi nam radny PiS Arkadiusz Szymański, zakup zostanie sfinansowany z diet radnych. Ale nie tych, które trafiają do ich kieszeni, tylko z tych, których nie pobierają członkowie zarządu województwa – wynagradzani osobno z racji pełnionej funkcji w zarządzie. Koszt nowego tabletu to często ok. 1 tys. zł (iPad Mini 16 GB), tak więc wyposażenie całej rady w te urządzenia może kosztować nawet 30 tys. zł. Arkadiusz Szymański przekonuje, że zakup się opłaci. – W Bydgoszczy, po wyposażeniu radnych w tablety, koszty związane z obsługą rady czy drukiem papieru spadły o 60 proc. – podkreśla.

Leksusem do pracy

Tablety warte po 600 zł sztuka dostali na czas trwania kadencji radni powiatu mogileńskiego. Z kolei w powiecie wodzisławskim na zakup 32 tabletów i oprogramowania do głosowania elektronicznego samorząd wydał ponad 33 tys. zł. W technologiczne nowinki inwestują też gminy i miasta – np. Kraków, gdzie ok. 160 tys. zł będzie podatników kosztować doposażenie w laptopy tamtejszych radnych.
W nowej kadencji lokalne urzędy inwestują również w nowiutkie samochody. Najczęściej wyjaśnienie zakupu jest jedno – kiedyś trzeba te stare wymienić. Przykładowo rzeszowski ratusz zakupił wartego 132 tys. zł seata alhambrę. Z kolei prezydent Krakowa wymienił 8-letnie audi A6 na hybrydowego lexusa GS 300H. Koszt: 155 tys. zł. Krakowscy urzędnicy twierdzą jednak, że i tak udało się na zakupie zaoszczędzić co najmniej kilkanaście tysięcy. – Skorzystaliśmy z wyprzedaży rocznikowej 2014 – przekonuje Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Majchrowskiego.
Według urzędników ratusza jednym z argumentów przemawiających za zakupem nowego auta był zły stan techniczny audi, co nie tylko skutkowało częstymi wizytami w warsztatach, ale mogło doprowadzić do kłopotliwych sytuacji, np. podczas odwiedzin rządowych oficjeli w stolicy Małopolski. Bo prezydencki samochód mógłby „się rozkraczyć” i utrudnić jazdę rządowej kolumnie. Jak twierdzi rzecznik Biura Ochrony Rządu mjr Dariusz Aleksandrowicz, BOR wymaga jedynie, by auto poruszające się w kolumnie miało ważne badania techniczne i było dopuszczone do ruchu.
Instrukcje bezpieczeństwa nie opisują jednak zagrożenia związanego z uczuciem wstydu, którego doznałby prezydent Majchrowski w tak krępującej sytuacji.

Samorządowcy liczą, że do następnych wyborów ludzie zapomną o podwyżkach

Czy to powszechna praktyka w naszym kraju, że samorządowcy po wyborach pozwalają sobie na rozdawnictwo publicznych pieniędzy?
Maciej Rapkiewicz, ekspert Instytutu Sobieskiego: Wiadomo, że w administracji publicznej zarobki są pod dużym społecznym naciskiem. Po wyborach samorządowcy wykorzystują więc moment, kiedy wyborcy przez pewien czas mniej się interesują polityką.

W jaki sposób wykorzystują tę okazję?

Jeśli w danym mieście czy gminie burmistrz czy wójt ma większość w radzie gminy, może załatwić sobie podwyżkę wynagrodzenia. Lokalni włodarze liczą na krótszą pamięć wyborców, którzy będą ich rozliczać dopiero za cztery lata.
Czy to skok na kasę?
Każdą taką decyzję trzeba rozpatrywać merytorycznie. Podwyżka wynagrodzenia może być uzasadniona, jeśli samorządowiec został wybrany na kolejną kadencję, a sytuacja finansowa gminy jest dobra. Oczywiście wzrosty wynagrodzeń nie mogą być nieograniczone, nie powinny przekraczać na przykład wskaźnika inflacji.
A gdy podwyżki przyznają sobie nowo wybrani politycy?
Nowo wybrany burmistrz czy wójt powinien najpierw się wykazać, zrobić coś dobrego dla mieszkańców i swojego miasta czy gminy. A dopiero po tym zostać docenionym przez radnych, właśnie np. poprzez podniesienie mu uposażenia. Takie zbyt szybkie, nieuzasadnione podwyżki szczególnie kolą w oczy w regionach biednych, z wysokim bezrobociem i trudną sytuacją ekonomiczną wielu rodzin. Ale sytuacja samorządów nie jest równa. Jest wiele takich, które dobrze radzą sobie ekonomicznie. Limity zadłużania się samorządów są teraz ustalane indywidualnie – przez regionalne izby rozrachunkowe.
Ale przecież wiele samorządów w Polsce jest bardzo zadłużonych, w skrajnych przypadkach długi przekraczały nawet dwu-, trzykrotnie wysokość ich rocznych dochodów.
W ostatnim czasie, biorąc pod uwagę skalę ogólną całego kraju, sytuacja zaczyna się poprawiać. Samorządy mocniej pilnują swoich budżetów.