Chodzi o to, by skrócić kolejki. Żeby jednak nowy system zadziałał, potrzeba rzetelnych i aktualnych danych raportowanych przez placówki medyczne. Zdaniem Narodowego Funduszu Zdrowia dziś system jest niewiarygodny.

W "kolejkowy” projekt, przygotowany przez fundusz, włączył się również rzecznik praw pacjenta. Wśród propozycji jest stworzenie systemu kontroli tego, jak poradnie czy szpitale raportują dostępne

terminy do lekarzy. Dziś zdarza się, że wskazują daty na wczoraj albo na za pięć lat. Co by się miało zmienić? Dyrektorzy oddziałów wojewódzkich NFZ mieliby monitorować sytuację i w przypadku zbyt długich kolejek sprawdzać w poszczególnych placówkach, z czego to wynika. W przychodniach mieliby się także pojawiać tajemniczy pacjenci z ramienia funduszu i Biura Rzecznika Praw Pacjenta. W przypadku nieścisłości pomiędzy datą podawaną na stronie a realną dostępną w placówce, NFZ lub RPP mogliby wszcząć postępowanie administracyjne. I ukarać podmiot finansowo. Opinie ekspertów są podzielone. To łatanie dziurawego garnka – mówi jeden z naszych rozmówców.

Reklama

Bo projekt nie rozwiąże problemu braku kadr oraz kurczącej się liczby poradni ambulatoryjnych. Jednak przyznają, że może uporządkować system.

Wpisujemy wolne terminy rzetelnie – zapewnia Justyna Mieszalska, szefowa Centrum Medycznego WUM. Ale problemem jest absencja zapisanych pacjentów. To nawet 30 proc. wizyt, które się nie odbyły, a za które NFZ płaci i które blokują kolejkę.

Zielone światło

Dla nowego rozwiązania jest zielone światło – jak wynika z naszych rozmów, krótsze kolejki do lekarzy mają być jednym z tematów kampanii wyborczej. Była to obietnica również poprzedniej kampanii, jednak dosypanie pieniędzy i zniesienie limitów, czyli płacenie przez NFZ za każdą wizytę u specjalisty, na razie nie pomogły.

CZYTAJ WIĘCEJ W CZWARTKOWYM WYDANIU "DZIENNIK GAZETA PRAWNA">>>