W niedzielę 1 października ulicami Warszawy przejdzie organizowany przez Koalicję Obywatelską "Marsz Miliona Serc". Marsz rozpocznie się o godz. 12.00 na Rondzie Dmowskiego, następnie przejdzie ulicami Marszałkowską, Świętokrzyską, Jana Pawła II, a zakończy się na Rondzie Radosława.

Reklama

Tusk: To jest coś więcej niż kolejny dramat Polki

Donald Tusk październikowy marsz ogłosił w połowie lipca, kilka dni po ujawnieniu przez media historii pani Joanny z Krakowa. Kobieta twierdziła, że była nękana w szpitalu przez policję, bo zażyła tabletki poronne. Ten wstrząsający obraz, to jest coś więcej niż kolejny dramat Polki w państwie rządzonym przez PiS - mówił Tusk ogłaszając organizację marszu.

Pani Joanna w rozmowie z TOK.FM przyznała, że na Marsz Miliona Serc się nie wybiera, nie została zaproszona na demonstrację ani przez Donalda Tuska, ani przez organizatorów marszu. Pojawi się na organizowanej w Warszawie manifie, która odbywa się pod hasłem: "Aborcyjna koalicja, a nie Kościół i policja". To wydarzenie jest dla mnie znacznie ważniejsze niż jakikolwiek przedwyborczy happening – powiedziała.

Reklama

Pani Joanna: Moja historia została wykorzystana

Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. (...) Mam wrażenie, że w momencie kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em - podkreśliła.

Reklama

Pani Joanna dodała, że kilka miesięcy temu zależało jej na tym, żeby jej historia dotarła do jak największej liczby osób i w pewnym sensie "gest Tuska" jej w tym pomógł. Zapłaciłam za to wysoką cenę, bo spadło na mnie szambo hejtu ze strony prawicowych mediów. Ale z drugiej strony, wszyscy, łącznie z politykami i polityczkami z PiS-u przyznali, że w Polsce można legalnie przeprowadzić aborcję farmakologiczną. I to jak sądzę jest największy sukces, ale oczywiście, to nie koniec walki o prawa kobiet – mówiła.

Pod koniec lipca br. "Fakty" TVN opublikowały materiał o działaniach policjantów w jednym z krakowskich szpitali wobec kobiety, która trafiła na tamtejszy SOR po zażyciu tabletki poronnej; jak zapewniała - kupiła ją sama w Internecie. Komenda Główna Policji przekazała, że "interwencja policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia". Według policji, w sprawie istniało podejrzenie popełnienia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła.

Następnie komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk wyraził szczere ubolewanie wobec niezwykle trudnej sytuacji życiowej, w jakiej znalazła się pani Joanna, ale zaznaczył, że ta sytuacja nie była winą policji. Za zgodą prokuratora ujawnił dwa nagrania ze sprawy, z których wynika m.in. że powodem działań policji była możliwa próba samobójcza pani Joanny.

Autor: Adrian Kowarzyk