Rządy całego świata nadsyłają niezbędne zapasy i ekipy ratunkowe. Jednak ogromne trudności logistyczne i skala zniszczeń powodują, że pomoc wciąż nie dociera do setek tysięcy potrzebujących. Drogi zablokowane są przez gruz i wraki samochodów. Nie działają też telefony Ludzie błagają o jedzenie, wodę i pomoc w poszukiwaniu bliskich zasypanych pod gruzami.
Zdaniem pracowników organizacji pomocowych, pewna ilość zapasów dociera do poszkodowanych, ale w sposób mało systematyczny i przypadkowy. Konieczna jest koordynacja wysiłków.
Nasila się ryzyko klęski głodu i epidemii. Do większości z ludzi mieszkających na zasypanych gruzem, śmieciami i rozkładającymi się ciałami ulicach pomoc wciąż nie dotarła. "Nie jadłam nic od przedwczoraj, straciliśmy nasz dom, nie mamy nic do jedzenia, nikt do nas nie przyszedł - żali się 43-letnia kobieta z trójką dzieci. - Jesteśmy tu na łasce Boga".
W jednej z dzielnic stolicy Haiti, Port-au-Prince, mieszkańcy w ramach protestów zbudowali na ulicach blokady z ciał zabitych, domagając się szybszej pomocy. Oenzetowski Światowy Program Żywnościowy poinformował, że jego magazyny w Port-au-Prince zostały splądrowane.
Ciała leżą w całym mieście. Zbierane są na ciężarówki i przewożone do głównego szpitala w stolicy. Szacuje się, że w jego kostnicy leży ich około 1500. W zbiorowych mogiłach pochowano około 7 tys. ludzi. Haitański Czerwony Krzyż, który szacuje, że zginęło od 45 do 50 tys. ludzi, a 3 mln potrzebuje pilnej pomocy, poinformował, że skończyły mu się już worki na zwłoki.
Pracownicy organizacji pomocowych ostrzegają, że umrze dużo więcej ludzi, którzy doznali poważnych złamań lub stracili dużo krwi, jeśli w ciągu najbliższej doby nie zostanie im udzielona podstawowa pomoc medyczna. Wstrząsy wtórne na Haiti, odczuwalne co kilka godzin, powodują przesuwanie się gruzów i pogłębiają traumę u ludzi, którym udało się przeżyć.
Jednocześnie napływają informacje o uratowanych spod gruzów. Z ruin hotelu Montana w Port-au-Prince, gdzie pracują ekipy z USA, Francji, Chile i Wenezueli, udało się wydostać dotychczas co najmniej 14 ludzi. Spod gruzów ratownicy wydobyli też pięć ofiar śmiertelnych.
Organizacje pomocowe rozważają utworzenie centralnego obozu dla bezdomnych, aby zebrać ich w jednym miejscu. "Kluczem jest koordynacja. Zbyt wielu pracowników organizacji pomocowych nie ma pełnego obrazu sytuacji. Chcemy, aby nie biegali po prostu po ulicach, robiąc co popadnie" - przekonuje szef jednej z nich.
>>> Czytaj dalej
Misja sił pokojowych ONZ, która w trzęsieniu straciła co najmniej 36 pracowników, próbuje koordynować działania pomocowe w jednym z ocalałych budynków w pobliżu lotniska.
Zdaniem ONZ-owskich specjalistów zajmujących się oceną skutków katastrof, w stolicy kraju zniszczeniu uległo 10 proc. budynków. Na tej podstawie szacuje się, że bezdomnych jest 300 tys. W niektórych rejonach zniszczonych i poważnie uszkodzonych zostało 50 proc. budynków. ONZ chce zaapelować o około 550 milionów dolarów pomocy dla poszkodowanych.
W akcji ratunkowej uczestniczy ponad 30 państw. W Port-au-Prince jest już osiem ekip poszukujących ofiar, czyli około 260 osób. Jeśli chodzi o pomoc finansową, najwięksi darczyńcy toUSA (100 mln dolarów), Bank Światowy (100 mln), Wielka Brytania (10 mln), Australia (9,3 mln), Brazylia (5 mln), Kanada (4,8 mln), UE (4,37 mln),Hiszpania (4,37 mln), Holandia (2,91 mln) i Niemcy (2,17 mln). Z całego świata nadeszły już deklaracje pomocy dla Haiti na sumę 268,5 mln dolarów - poinformowała ONZ.
Samoloty z zapasami pomocy i ekipami ratowniczymi zaczęły lądować w Port-au-Prince już w czwartek. Jest ich więcej niż obsługa naziemna może rozładować i blokują lotnisko. Rozładunek utrudnia też brak paliwa i personelu. Dlatego przylatujące samoloty powinny mieć zapas, by wrócić na własnej rezerwie.
Był prezydent Haiti Jean-Bertrand Aristide, przebywający na wygnaniu w Republice Południowej Afryki, oświadczył, że jest gotów wrócić do kraju, aby "pomóc w odbudowie".
Rząd Kuby zgodził się, by wojskowe samoloty transportowe Stanów Zjednoczonych skorzystały z jej przestrzeni powietrznej przy ewakuacji ofiar trzęsienia ziemi na Haiti, co znacznie skróci czas lotu do Miami.
Z wojskowego lotniska w Warszawie wystartował rządowy samolot z grupą ratowników, którzy lecą na Haiti w rejon trzęsienia ziemi. Ostatecznie poleciało 54 ratowników z 10 psami wyszkolonymi w poszukiwaniu żywych osób pod gruzami. Na pokładzie rządowego TU-154 znajdują się 4 tony sprzętu.
W Paryżu wylądowały dwa samoloty z Martyniki i Gwadelupy z blisko 150 osobami, głównie Francuzami, ewakuowanymi z Haiti.
Francja obawia się o los 20-30 swoich obywateli, którzy w czasie trzęsienia ziemi przebywali w Port-au-Prince. Na Haiti przed wtorkowym trzęsieniem mieszkało około 1400 osób z francuskim obywatelstwem.