Żarty w czasie kolacji z korespondentami akredytowanymi przy Białym Domu to już tradycja. Tym razem Obama rozprawił się z podejrzeniami o miejsce jego urodzenia. Tuż po objęciu przez niego prezydentury pojawiły się podejrzenia, że dokument poświadczający, że przyszedł on na świat w Stanach Zjednoczonych, jest sfałszowany. Gdyby to była prawda, Obama nie mógłby zostać prezydentem.

Reklama

p

Obama mówił do dziennikarzy, że na świecie jest tylko kilka rzeczy, które trudniej znaleźć i utrzymać niż miłość. Po chwili dodał: "Cóż, miłość i certyfikat urodzenia".

Prezydent zażartował także ze swego zastępcy. Mówił, że nie był pewien, czy przybędzie na to spotkanie, ale przekonał go do tego właśnie Joe Biden, który powiedział, że to nie jest zwyczajna kolacja. "It's a big f...ing meal" - "cytował" Obama.

Reklama

Nawiązał w ten sposób do słynnej już wpadki Bidena, który po przyjęciu przełomowych w historii USA ustaw zdrowotnych poklepał Obamę po plecach i szepnął mu: "It's a big f...ing deal", nie mając świadomości, że jego słowa wychwyciły mikrofony.