27 maja 2014 r. Służba Prawna Rady UE przedstawiła opinię, która miała pomóc wyjaśnić „istotne kwestie instytucjonalne i proceduralne” dotyczące mechanizmu obrony praworządności. W dokumencie, którym dysponuje DGP, w trzynastu punktach przeanalizowano jego zgodność z traktatami UE. Prawnicy rady stwierdzają w nim, że istota mechanizmu jest wątpliwa z punktu widzenia prawa europejskiego. Ich zdaniem jedynym środkiem dyscyplinowania państw naruszających zasady państwa prawa jest art. 7 traktatu o UE (TUE).
„Na pogwałcenie przez państwo członkowskie wartości Unii, w tym praworządności, można się powołać jedynie wtedy, gdy państwo to podejmuje działania w dziedzinie, w której Unia dysponuje kompetencją na podstawie konkretnych traktatowych postanowień ustanawiających kompetencje”. Jak czytamy dalej: „Poszanowanie praworządności przez państwa członkowskie nie może być na mocy traktatów dziedziną, w której instytucje Unii podejmują działania (...) jedyny wyjątek stanowi procedura opisana w art. 7 TUE. Tylko ta podstawa prawna przewiduje kompetencje Unii do nadzorowania stosowania praworządności”.
Dalej prawnicy Rady przedstawiają ramy nadzoru, jego etapy, konieczne do uzyskania większości w Radzie Europejskiej i Radzie UE oraz procedurę odwoławczą (do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej).
Jak czytamy w analizie Rady UE, art. 7 „nie stanowi podstawy, która umożliwiałaby dalszy rozwój lub zmiany tej procedury”. Komisja Europejska nie może również sama z siebie prowadzić analizy praworządności. „Przeprowadzenia analiz i przedłożenia wniosków” ma prawo zażądać od KE Rada Unii Europejskiej. „Stworzenie stałego mechanizmu analizy praworządności i występowania z wnioskami w tym zakresie, którym to mechanizmem zawiadywałaby Komisja na podstawie łącznie art. 7 TUE i art. 241 TFUE (traktat o Funkcjonowaniu UE – red.) podważałoby szczególny charakter procedury na mocy art. 7 ust. 1”.
W opinii Rady UE czytamy, że Komisja może oczywiście zbierać informacje i dokonywać ich weryfikacji. Nie może to być jednak „podstawą prawną nowych ram niezależnie od art. 7”, bo traktaty nie zapewniają żadnej podstawy prawnej, która uprawniałaby instytucję do stworzenia mechanizmu nadzoru nad poszanowaniem praworządności przez państwo członkowskie, dodatkowo do zapisów w art. 7 TUE.
„Nowe ramy UE na rzecz praworządności w kształcie przedstawionym w komunikacie Komisji nie są zgodne z zasadą przyznania (wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w traktatach należą do państw członkowskich – red.), która reguluje kompetencje instytucji Unii” – konkluduje Służba Prawna Rady UE.
– Opinia ta nie pozostawia cienia wątpliwości; mechanizm obrony praworządności sam nie jest zgodny z prawem – komentował w rozmowie z serwisem Dziennik.pl europoseł PiS Kazimierz Ujazdowski. Deputowany jako pierwszy dotarł do analizy Służby Prawnej Rady UE. – Komisja Europejska wyszła z założenia, że art. 7 jest zbyt radykalny, zaproponowała więc sama coś pośredniego. Coś własnego i miększego. Problem w tym, że KE może być tylko jednym z organów wnioskujących i nie może sama zmieniać traktatów – dodał.
Sytuacja w Polsce ma być przedmiotem jutrzejszej debaty Parlamentu Europejskiego. Jak podaje RMF FM, w czasie kolejnej, zaplanowanej na 2 lub 3 lutego debaty PE ma zostać przyjęta rezolucja w sprawie Polski. Nie będzie ona jednak wiążąca prawnie.
Dziś wizytę w Brukseli rozpoczyna prezydent Andrzej Duda. Spotka się między innymi z przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem. Jak mówił wczoraj minister Krzysztof Szczerski, głowa państwa „jedzie z ręką wyciągniętą na zgodę”. Wczoraj niemiecki magazyn „Der Spiegel” napisał, że Tusk nie wyklucza szczytu UE poświęconego sytuacji w Polsce.