Za najważniejsze zadanie dla rosyjskiej dyplomacji uznał utrzymanie kanałów komunikacji między władzami w Erywaniu i w Baku oraz kontynuację rozmów.
Po zakończeniu jednodniowej wizyty w stolicy Armenii szef rosyjskiego rządu uda się w piątek do stolicy Azerbejdżanu, Baku, gdzie w czwartek przebywał szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow.
Ławrow spotkał się tam z szefami dyplomacji Azerbejdżanu i Iranu, który włączył się w mediację.
We wtorek szef dyplomacji Iranu Mohammad Dżawad Zarif zadzwonił do swego armeńskiego odpowiednika Edwarda Nalbandiana i zaoferował pośrednictwo. Komentatorzy podkreślają, że zaangażowanie Iranu należy wiązać z faktem, iż kraj ten chciałby wyjść z długotrwałej izolacji wywołanej międzynarodowymi sankcjami. Tradycyjnie rywalizujący z Turcją Iran wspiera raczej Armenię, z którą graniczy na południu, niż proturecki Azerbejdżan.
Wizyty rosyjskich polityków w Armenii i w Azerbejdżanie są natomiast częścią ofensywy dyplomatycznej Kremla, która wpisuje się w ogólniejszą strategię – zauważa agencja Reutera. Rosji zależy na tym, aby przekonać międzynarodową opinię publiczną, że tylko Rosja jest władna zapanować nad sytuacją w regionie – czytamy w komentarzu.
Chciałaby nie tylko ponownie zacząć kontrolować południowy Kaukaz, ale również pokazać swemu rywalowi w walce o wpływy – Stanom Zjednoczonym – że tylko ona ma klucze do rozwiązania tego długotrwałego konfliktu – pisze agencja.
Podczas czwartkowych rozmów z udziałem szefów dyplomacji Iranu oraz Azerbejdżanu w Baku minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow kilkakrotnie podkreślił, że Rosja jest przede wszystkim rozjemcą. Jak ocenił, jest ona zainteresowana bardziej niż inni partnerzy zagraniczni Azerbejdżanu i Armenii w szybkim uregulowaniu konfliktu.
Niezależnie od zaangażowania Rosji zarówno z Baku, jak i z Erywania płyną oświadczenia, które dodatkowo zaogniają sytuację. Minister spraw zagranicznych Azerbejdżanu Elmar Maharam Mammadiarow oświadczył w czwartek, że utrzymanie status quo w Górskim Karabachu jest nie do zaakceptowania na dłuższą metę, ponieważ stało się zarzewiem konfliktu, którego eskalacja jest możliwa w każdej chwili.
Z kolei prezydent Armenii Serż Sarkisjan zadeklarował w poniedziałek, że jego kraj uzna niepodległość Górskiego Karabachu, jeśli dojdzie do dalszego wzrostu napięć w tej ormiańskiej enklawie na terytorium Azerbejdżanu
Starcia w Górskim Karabachu – z wykorzystaniem czołgów, helikopterów i artylerii – rozpoczęły się w miniony weekend. Toczyły się wzdłuż zaminowanego szerokiego pasa ziemi oddzielającego od 1994 roku siły wspierane przez Armenię, stacjonujące u stóp gór Karabachu, od oddziałów azerbejdżańskich okopanych na pozycjach na nizinach. W ich wyniku zginęły 64 osoby.
We wtorek ogłoszono rozejm wynegocjowany przy aktywnym udziale dyplomacji rosyjskiej podczas spotkania w Moskwie. Obie strony oskarżają się wzajemnie o jego łamanie.
Konflikt zbrojny o Górski Karabach wybuchł w 1988 roku, na trzy lata przed rozpadem ZSRR. Starcia przerodziły się następnie w regularną wojnę między już niepodległymi Armenią a Azerbejdżanem. Wojna pochłonęła 30 tys. ofiar śmiertelnych. Wywołała też potężną falę uchodźców. W 1994 roku podpisano zawieszenie broni. Obecne starcia są najbardziej intensywne od tego czasu.