- Należy to jasno powiedzieć: procedury dublińskie zawiodły - oznajmił we wtorek polityk bawarskiej partii CSU.
Zgodnie z rozporządzeniem pod nazwą Dublin III za rozpatrzenie wniosku o ochronę międzynarodową jest odpowiedzialne pierwsze państwo Unii Europejskiej, do którego dotarł imigrant. Zgodnie z tą zasadą Niemcy - które nie są państwem granicznym UE - powinny rozpatrywać jedynie wnioski tych, którzy trafiają do nich drogą lotniczą.
Seehofer przekonuje jednak, że odsyłanie migrantów do krajów odpowiedzialnych za ich wnioski azylowe w ramach Unii nie działa.
- Większość krajów w Europie nawet nie odpowiada na pisma, które do nich wysyłamy - żalił się minister na konferencji prasowej. Żeby nie "utrwalać błędów", chadecki polityk postuluje "zmianę filozofii".
Szef MSW zaproponował, by pierwsza ocena ewentualnych szans imigranta na otrzymanie ochrony międzynarodowej odbywała się na granicach zewnętrznych UE. Osoby uznane za potencjalnie potrzebujące azylu byłyby wysyłane do krajów biorących udział w systemie podziału i tam ich wnioski byłyby rozpatrywane. Osoby bez szans na azyl byłyby natychmiast odsyłane do krajów pochodzenia przy wsparciu unijnej agencji ochrony granic zewnętrznych Frontex.
Regulowanie migracji będzie najprawdopodobniej jednym z priorytetów niemieckiej prezydencji w Radzie UE w drugiej połowie 2020 roku. Seehofer chce, by do tego czasu przygotowane zostały odpowiednie projekty regulacji prawnych.
Eksperci zwracają uwagę, że pomysły niemieckiego ministra nie są ani nowe, ani łatwe do zrealizowania.
Przede wszystkim funkcjonariuszy Frontexu jest za mało. Ich liczba ma wzrosnąć do 10 tys. dopiero w 2027 roku.
Dodatkowo, żeby odsyłać migrantów do krajów pochodzenia, konieczne są odpowiednie umowy o readmisji. Tymczasem - jak mówi PAP ekspert ds. migracji z organizacji pozarządowej Europejska Inicjatywa Stabilności (ESI) Gerald Knaus - większość krajów Afryki nie chce przyjmować z powrotem swoich obywateli.
- Dla tamtejszych władz jest to politycznie bardzo niewygodne. Jeśli jakaś rodzina w Senegalu sprzedaje cały swój dobytek, żeby wysłać jednego krewniaka do Europy, nie robi tego po to, żeby on zaraz wrócił. Teraz każdy w Afryce wie, że jeśli trafi do Niemiec, to chociażby wszystkie jego wnioski i odwołania zostały rozpatrzone negatywnie, to i tak na zawsze zostanie nad Renem, bo nie ma jak go deportować - tłumaczy Knaus, który był pomysłodawcą umowy dotyczącej odsyłania migrantów między Turcją a UE.
Oprócz tego część krajów Unii nie wyraża zgody na wprowadzenie systemu rozdzielania migrantów pomiędzy państwa członkowskie.
W samych Niemczech pomysły Seehofera spotkały się z życzliwym zainteresowaniem współrządzących socjaldemokratów (SPD).
- Opowiadamy się za europejskim systemem azylowym, w którym istnieją również procedury na granicach zewnętrznych, w ramach których potrzebujący pomocy są rozdzielani między kraje członkowskie, a pozostali odsyłani - oznajmił poseł SPD Lars Castellucci.
Z kolei Ulla Jelpke, polityk postkomunistycznej, radykalnie lewicowej partii Lewica, określiła inicjatywę Seehofera mianem "wrogiego ludziom nonsensu". - Zamiast tworzyć nowy archipelag obozów, należy umożliwić osobom ubiegającym się o ochronę robienie tego w wybranym przez siebie państwie UE. Na przykład państwa, którego język znają lub z którym mają osobiste więzi - postuluje Jelpke.