List w tłumaczeniu Adama Krzemińskiego zamieścił na stronie internetowej tygodnik "Polityka".

Reklama

"Szanowny Panie Marku Zuckerbergu, nazywam się Marian Turski, przeżyłem getto w Łodzi, Auschwitz i dwa marsze śmierci – z Auschwitzu do Buchenwaldu i z Buchenwaldu do Theresienstadt" - zaczął Turski.

"Chciałbym Panu opowiedzieć o jednym epizodzie z mojego życia. Nie, bynajmniej nie z czasów Holokaustu. Wydarzył się dwie dekady później. Otóż brytyjski reżyser kręcił film dokumentalny o podróży czterech młodych liderów neonazistowskich z Wielkiej Brytanii, Francji, Austrii i Niemiec do Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau. Spytał mnie, czy nie chciałbym im towarzyszyć. Ci młodzi liderzy znani byli z tego, że zaprzeczali, iż Holokaust w ogóle miał miejsce, a jeden z nich publicznie deklarował, że nie podaje ręki Żydom. Ja jednak uznałem za swój obowiązek – proszę mi wierzyć: bardzo trudny dla survivora – skonfrontować się z neonazistami. Właśnie dlatego, że to byli młodzi ludzie" - opisuje.

"W pewnym momencie jeden z moich rozmówców, 30-letni Niemiec, skądinąd bardzo oczytany i nieźle wykształcony, powiada do mnie: – A jakie ma pan dowody, że milion Żydów zginęło w Auschwitzu i że nie jest to liczba przez was wymyślona, by domagać się odszkodowań? Niemcy są bardzo skrupulatni, gdyby tak było, pozostałyby na pewno rejestry. Na to ja: – A czym pan wytłumaczy fakt, że mój ojciec i mój braciszek po selekcji zostali popędzeni w stronę komór gazowych i krematoriów i już następnego dnia nikt ich więcej nie zobaczył? On: – Jaki to dowód? Może uciekli, tylko pan nie zna ich dalszych losów?" - kontynuuje.

"Może Pan, Szanowny Panie Zuckerberg, wyobrazić sobie, jak bardzo takie bezczelne zaprzeczenie Holokaustu może być obraźliwe, bolesne, wręcz raniące dla takiego survivora jak ja. Ale czy moja obraza, mój ból powinny wystarczać, bym domagał się zakazu szerzenia poglądów o zaprzeczeniu Holokaustu? Nie, wolność i prawo wypowiadania poglądów, choćby bolały poszczególnego człowieka, są częścią składową systemu demokratycznego. Ale... Czy system demokratyczny nie przewiduje żadnych ograniczeń? Przewiduje! Otóż gdy poczynania danej jednostki lub danej grupy zagrażają wolności lub istnieniu innych jednostek lub grup" - pisze Turski.

"Auschwitz nie spadło z nieba! Mówiłem o tym w 75. rocznicę wyzwolenia obozu. Auschwitz skradał się krok za krokiem, od małych zarządzeń dyskryminacyjnych aż po masowe ludobójstwo. Auschwitz mógł się dokonać w okolicznościach, gdy ogłupiano ludzi, gdy oswajano ich z kolejnymi kłamstwami. Na końcu tego marszu kłamstw było podżeganie do mordu. Dlatego zaprzeczanie Holokaustu jest dzisiaj tak śmiertelnie niebezpieczne dla systemu demokracji" - czytamy.

Reklama

"Rzymianie mawiali: caveant consules! Co oznaczało: niech ci, co dzierżą władzę, będą szczególnie czujni i wrażliwi! Pan, Panie Zuckerberg, jest jednym z potentatów władzy, tzw. czwartej władzy, bo Facebook jest częścią czwartej władzy. Gdyby na Facebooku ktoś podżegał do zabicia mnie, Mariana Turskiego, wierzę, że Pan z pewnością uznałby to za niedopuszczalne. A ludzie dziś zaprzeczający Holokaustowi kontynuują i przenoszą do współczesnego młodego pokolenia ideologię, która spowodowała śmierć 6 mln Marianów Turskich" - tłumaczy.

"Dlatego apeluję do Pana, by Pan – nie przeciw demokracji, lecz dla dobra demokracji – nie dopuszczał do zaistnienia na Facebooku tzw. Holocaust denials" – zakończył swój list Turski.