Autor tekstu przypomina, że premier Mark Rutte był bardzo stanowczy, gdy wezwał na początku marca do zbadania rosyjskich zbrodni wojennych w Ukrainie.

Reklama

Zbrodnie wojenne Holandii w Indonezji

"Pośpiech i ostrość, z jaką uczynił to Rutte, ostro kontrastuje z zawoalowanymi terminami, których użył na krótko przed konferencją prasową 17 lutego br., aby ocenić masowe morderstwa, gwałty, tortury i grabieże, których winni są holenderscy żołnierze podczas wojny w Indonezji w latach 1945-1949" – czytamy w "NRC".

Dziennikarz przypomina, że szef gabinetu w kontekście wojny w Indonezji ani razu nie mówił o "zbrodniach wojennych", tylko użył ogólnego terminu "ekstremalna przemoc".

"Naziści, Japończycy i Rosjanie popełniają zbrodnie wojenne, ale zgodnie z tym jak się postrzegamy, Holendrzy tego nie robią" – twierdzi publicysta i zaznacza, że od zakończenia II wojny światowej Holandia prezentowała się jako kraj, który promuje zasady konstytucyjne z naciskiem na wskazywanie Hagi jako "międzynarodowego miasta pokoju" przez siedzibę Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK).

Podwaliny pod Unię Europejską

"W 1948 r. podczas kongresu w Hadze położono podwaliny pod Unię Europejską, ale także Europejską Konwencję Praw Człowieka i związany z nią Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Dokładnie w tamtych latach Holandia toczyła wojnę kolonialną w Indonezji, której towarzyszyły zbrodnie wojenne i łamanie praw człowieka na ogromną skalę. To ostatnie nie pasuje do holenderskiego obrazu siebie" – napisał w weekend dziennik.

"Kiedy holenderski rząd będzie w końcu gotowy, by otwarcie mówić o zbrodniach wojennych i faktycznie wziąć na siebie odpowiedzialność? Jeśli jako kraj nie jesteśmy przygotowani do uznania i nazwania własnych zbrodni wojennych jako takich, jak możemy pozycjonować się na całym świecie jako obrońcy praw człowieka?" – pyta publicysta.