DGP: O Bułgarii rozmawiamy po raz kolejny. Niewiele o tym państwie wiemy, a politycznie dzieje się tam bardzo wiele. Czy jutro uda się przełamać dotychczasowy impas?

Jakub Pieńkowski: To zależy od tego, czy po wyborach uda się powołać koalicję rządową. Analiza sondaży przedwyborczych wskazuje, że jesienią prawdopodobnie Bułgarzy pójdą po raz szósty do urn, a jutrzejsze wybory nie przyniosą rozstrzygnięcia.

Reklama

To wynik bardzo silnej polaryzacji bułgarskiej sceny politycznej. Opozycyjne wobec siebie bloki polityczne cieszą się podobnym poparciem na poziomie 25-27 proc. Przeglądałem sondaże z lutego i marca. Na zmianę prognozują one zwycięstwo albo partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii), której liderem jest były, trzykrotny premier Bojko Borisow, albo koalicji złożonej z ugrupowań: Kontynuujemy Zmianę, której liderem jest Kirył Petkow, (premier 2021-2022) i Demokratyczna Bułgaria (w której dominującą rolę odgrywa Christo Iwanow). Rozstrzygnięcia prawdopodobnie nie będzie z uwagi na fakt, że oba obozy polityczne dzielą po ćwiartce wyborczego tortu i potrzebują kolejnych koalicjantów.

Ten stan bardzo silnej polaryzacji utrzymuje się od miesięcy, z czego wynika?

Koalicja Kontynuujemy Zmianę i Demokratycznej Bułgarii ma w swoim DNA sprzeciw wobec GERBu Borisowa. Oskarżają one byłego premiera o doprowadzenie do tego, że Bułgarią zakulisowo rządzą oligarchowie, a korupcja rozwinęła się do nieprawdopodobnych rozmiarów. Jej celem jest przeprowadzenie głębokiej reformy państwa. Musimy jednak pamiętać, że nie wszyscy Bułgarzy stracili na systemie wprowadzonym przez Borisowa. Jego beneficjenci wciąż oddadzą głos na GERB.

A gdzie w tym układzie jest były premier?

Bojko Borisow sprytnie to rozgrywa. Obecnie kreuje się bowiem na odpowiedzialnego męża stanu, który wzywa do zakończenia politycznego sporu. Zaproponował utworzenie wielkiej koalicji, w skład której, poza jego GERBem wejdą partie „drugiej strony barykady”, to jest Kontynuujemy zmianę i Demokratyczna Bułgaria. Jego „oferta” opiera się na pewnej zbieżności programowej, obejmującej nurt prozachodni i prounijny. Oczywiście sam Bojko też jest formalnie wrogiem korupcji.

Reklama

Sama idea "wielkiej koalicji" z perspektywy tych ugrupowań byłaby samobójstwem politycznym, które pogwałciłoby wszystkie ideały, którym wierne są te stronnictwa. Ale liczy się przekaz - oto Bojko Borisow, jako jedyny potrafi wznieść się ponad polityczne zacietrzewienie i wyciąga rękę w imię politycznej stabilizacji, ale także zachowania euroatlantyckiej orientacji państwa.

Jeśli wiemy, kto przejmie mniej więcej połowę głosów, to pozostaje nam druga połowa. Kto będzie zabiegał o pozostałe ok. 50 proc. poparcia?

Trzecie miejsce z poparciem na poziomie 13-15 proc. uzyska zapewne Ruch na rzecz Praw i Wolności, który przez lata był nieformalnym sojusznikiem GERB. Jest to stronnictwo skupiające bułgarskich Turków i Pomaków – etnicznych Bułgarów-muzułmanów, ale faktycznie realizujące interesy największych oligarchów – Delana Peewskiego i Ahmeda Dogana

Z kolei druga strona sceny politycznej - Koalicja Kontynuujemy Zmianę i Demokratycznej Bułgarii mogłaby doprosić do koalicji Bułgarską Partię Socjalistyczną notującą poparcie na poziomie ok. 8 proc. Jednakże wymagałoby to od tej partii jednoznacznego opowiedzenia się za pomocą Ukrainie. Obecnie ze względu na swój prorosyjski elektorat opowiada się ona za ścisłą neutralnością Bułgarii. Jest i jeszcze jeden „problem”. Socjaliści faktycznie dążą się nie tyle do rozbicia wpływów Borisowa, co próby przejęcia wpływów oligarchiczno-korupcyjnych.

Jest i wreszcie jeszcze jedna bardzo istotna część. Chodzi o te partie, które balansują na krawędzi progu wyborczego, który w Bułgarii wynosi 4 proc. Są to konserwatywny Bułgarski Świt oraz szeroka lewicowa koalicja (jest ona przeciwko GERB, a równolegle odmawia pomocy Ukrainie). Jednak nawet takie zblokowanie może nie dać przewagi żadnej ze stron.

Jest bowiem ktoś jeszcze, cieszący się wysokim poparciem, a będący jednak trudnym do wyobrażenia partnerem koalicyjnym…

Tak, chodzi o prorosyjskie i antyunijne - Odrodzenie. Obecnie cieszy się poparciem na poziomie 12-13 proc. Jednakże jest to stronnictwo niedoszacowane, część wyborców nie chce przyznać się do tego, że je wspiera. Wyborcy są zmęczeni przedłużającym się klinczem i wybierają partię antysystemową. Odrodzenie jest także antyimigranckie i antyszczepionkowe.

Odrodzenie przejmuje także elektorat, który utracił swoją reprezentację po tym, jak Sławi Trifonow i partia Są tacy Ludzie nie dostała się w 2022 r. do parlamentu. Teraz zapewne także nie przekroczy progu wyborczego. Ten elektorat był liczny, bowiem w lipcu 2021 r. Są tacy Ludzie uzyskał 25 proc. głosów, to jest najwięcej spośród wszystkich partii.

Partia ta jest jednak "przekleństwem" nie do zagospodarowania dla obydwu stron sceny politycznej. Żadne z ugrupowań nie chce wejść z nim w koalicję (by nie legitymizować jego poglądów), ponadto ono samo taką możliwość wyklucza. Stąd też impas, który zapewne znowu nie da rozstrzygnięcia i pewnie przyniesie kolejne wybory.

A jak na polityczne zawirowania reagują sami Bułgarzy?

Są bardzo zniechęceni tym, co się dzieje. Deklarowana jest bardzo niska frekwencja, balansująca na progu 40 proc. Istotnym będzie to, który elektorat uda się zmotywować do pójścia na wybory. Aktywny i żelazny elektorat jest domeną GERBu, Bułgarskiej Partii Socjalistycznej i Ruchu na rzecz Praw i Wolności.

Warto wskazać tu jeszcze na jeden problem. Sondaże realizowane są jedynie w Bułgarii. Tymczasem Ruch na rzecz Praw i Wolność w ostatnich wyborach uzyskał poparcie 50 tys. bułgarskich obywateli mieszkających na stałe w Turcji. Sondaże tej grupy nie obejmują.

Jednocześnie w grupie deklarujących, że pójdzie do urn wyborczych jest 13-14 proc., którzy nie wiedzą jeszcze na kogo oddadzą głos.

Czego powinniśmy spodziewać się po wyborach?

W zasadzie niczego do momentu, w którym nie przyniosą one rozstrzygnięcia. Stąd polityka Sofii wobec UE czy Ukrainy pozostanie niezmieniona. Jednocześnie na przedłużającym się kryzysie politycznym najbardziej zyskuje prezydent. Umacnia on jego pozycję, która w sytuacji kryzysu politycznego wykracza poza zwyczajną funkcję reprezentacyjną. Z uwagi na brak rządu wyłonionego przez parlament, Radew realnie kreuje politykę państwa, gdyż posiada prerogatywy w zakresie mianowania w pełni zależnego od siebie rządu technicznego.