Członek prezydium sekcji krajowej kolejarzy NSZZ "Solidarność" Stanisław Kokot powiedział PAP, że zablokowanie torów było jedynym sposobem, by zarząd uznał racje strony społecznej - związkowcy żądają po 150 zł podwyżki, podczas gdy zarząd firmy jest gotowy zgodzić się najwyżej na 106 zł. Rozmowy na ten temat już były, ale zostały zerwane.
"Blokowanie torów to działanie na szkodę pasażerów. To nie jest najlepsza platforma do rozmów między zarządem spółki a związkami" - powiedział PAP rzecznik spółki PKP Polskie Linie Kolejowe Krzysztof Łańcucki.
Rzecznik wyjaśnił, że zarząd jest w stanie zaproponować pracownikom podwyżkę pensji zasadniczej o 106 zł. W efekcie pracownicy otrzymywaliby także wyższe dodatki, wyliczane na podstawie pensji zasadniczej, jak dodatki za pracę w nocy itp. "W sumie podwyżki wyniosłyby ok. 180 zł na pracownika" - dodał Łańcucki.
W Gdańsku tory blokowało ok. 150 osób. Kolejarze rozpoczęli akcję o 11.30, a zakończyli o 13.20. W tym czasie przez Gdańsk powinno przejechać siedem pociągów. Z największym, ponad godzinnym opóźnieniem wyjechał z Gdańska pociąg do Krakowa. W większości opóźnienie wyniosło 20-30 minut. Dla części podróżnych zorganizowano zastępczą komunikacje autobusową.
Andrzej Kaszubowski ze Związku Dyżurnych Ruchu PKP, rozpoczynając blokadę torów powiedział, że "chodzi o podwyżkę 200 zł dla każdego, o które związkowcy domagają się bezskutecznie od jesieni ub. roku".
Tory we Włoszczowie od godz. 11 do 12.40 blokowało około 70 związkowców z Federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP, Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu oraz Federacji Związków Zawodowych Pracowników Automatyki i Telekomunikacji PKP.
W tym czasie protest spowodował zatrzymanie siedmiu pociągów Intercity i InterRegio, relacji Warszawa-Kraków, Kraków-Warszawa oraz Gdynia-Kraków i Kraków Gdynia. "Okrężną drogą, przez Radomsko, skierowany został pociąg z Warszawy do Pragi" - powiedział PAP dyrektor kieleckiego Zakładu Linii Kolejowych Adam Młodawski. Na włoszczowskim peronie na pociągi oczekiwało kilkadziesiąt osób.
czytaj dalej >>>
W opinii Młodawskiego, tylko jeden z zatrzymanych pociągów dotrze do celu z około 1,5-godzinnym opóźnieniem. Pozostałe powinny dojechać do stacji końcowych najwyżej o trzy kwadranse później niż przewiduje rozkład jazdy.
Ponad półtorej godziny trwała blokada torów w Motyczu pod Lublinem. Po godz. 13.30 protestujący zeszli z torów. Protest w ostatniej chwili został przeniesiony; kolejarze mieli blokować główny dworzec PKP w Lublinie, ale kierownictwo spółki zorganizowało dla pasażerów dojazd busami do Motycza, skąd miały być odprawiane pociągi odjeżdżające w kierunku Warszawy.
W akcji wzięło udział kilkudziesięciu pracowników. Zablokowali przygotowany już do odjazdu pociąg relacji Lublin - Bydgoszcz. Niektórzy z jego pasażerów nie kryli irytacji. "Jak tak można. Jadę do pracy, a to wygląda, jakby sobie piknik urządzali. Jak mało zarabiają, to niech idą pracować tam, gdzie płacą lepiej" - mówił jeden z pasażerów.
Z-ca dyrektora Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie Lech Olszewski powiedział PAP, że protest spowodował zakłócenia w ruchu pociągów. "Pociąg do Bydgoszczy będzie miał około 100 minut opóźnienia, a pociąg do Wrocławia - około 70 minut. Na zakończenie protestu musieli też czekać pasażerowie pociągu z Bydgoszczy, który został przez blokadę zatrzymany przed Motyczem i nie mógł dojechać do Lublina" - powiedział Olszewski.
Przewodniczący Związku Zawodowego Kolejarzy PLK w Lublinie Marek Kołodziejczyk powiedział PAP, że pracownicy PKP PLK zarabiają średnio 1 - 1,5 tys. zł na rękę. "Od dwóch lat nie było u nas żadnych podwyżek. Nie możemy się zgodzić, żeby fachowcy, tacy jak informatycy zarabiali tyle, co sprzątaczki w innych zakładach" - powiedział Kołodziejczyk.
Dodał, że jeśli zarząd spółki nie spełni stawianych postulatów, to akcje protestacyjne na kolei będą kontynuowane. Kokot powiedział PAP, że jeżeli podczas środowych rozmów zarząd spółki będzie obstawał przy propozycji 106 zł podwyżki, to związkowcy będą organizowali kolejne akcje protestacyjne.