"To, że wyłowiono ciało szyfranta Stefana Zielonki, to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością. Nie znajdziemy go ani na Marsie, ani w Chinach" - mówi RMF FM Konstanty Miodowicz. "Nie wierzę w wywiadowczą koncepcję rozwiązania tajemnicy zniknięcia Zielonki" - dodaje.

Reklama

Według Miodowicz, chorąży, o którego zaginięciu jako pierwszy napisał "Dziennik", miał bardzo poważne kłopoty zdrowotne. "Żałuję, że tajemnica lekarska przeważyła nad racją służby i Stefan Zielonka nie poinformował o tych problemach swoich przełożonych. On wykonywał zadania, które przerastały jego predyspozycje osobowościowe i psychiczne. Owszem on miał problemy, ale nie natury wywiadowczej, a wynikające z jego kondycji psychicznej" - twierdzi Miodowicz. I dlatego za najbardziej prawdopodobną wersję uważa samobójstwo wojskowego.

To, czy ciało wyłowione z Wisły to rzeczywiście zwłoki Stefana Zielonki, zostanie ustalone na podstawie wyniku badań DNA.