"Zawsze uczciwie płaciłam rachunki, a tu pewnego dnia usłyszałam od zakładu energetycznego, że kradnę prąd. Komornik trzy lata ściągał mi pieniądze z emerytury, ale podałam ich do sądu" - mówi z uśmiechem dzielna emerytka.

Reklama

Historia pani Haliny jest przykładem na to, że nawet zwykły człowiek, którego nie stać na drogich prawników, może wygrać z tak potężną instytucją, jaką jest Zakład Energetyczny uznający bez żadnego sądu i dowodów człowieka za złodzieja. Pani Halina zawsze płaciła rachunki za prąd - tyle, ile według licznika, wyliczał Zakład Energetyczny Enion. Miesięcznie było to około 60 zł. Ale gdy w listopadzie 2002 r. kupiła nową lodówkę, stwierdziła, że rachunek "skoczył" aż o 20 zł!

"Poprosiłam zakład energetyczny o kontrolę. Przyszedł pracownik, pół godziny coś majstrował, ciągle mnie pytał, czy ja tu mieszkam sama i ile mam lat. Potem stwierdził, że raz jeszcze coś sprawdzi i... po kilku dniach przyszedł z kolegą i powiedział, że licznik mój jest stary i musi wymienić go na nowy. Wcisnął mi protokół do podpisania" - wspomina pani Halina. "Za dwa tygodnie przyszło pismo, że w liczniku ktoś grzebał i że za kradzież prądu muszę zapłacić 4792,23 zł kary!".

Przerażona poszła do dyrektora, mówiąc, że to błąd, ale usłyszała, że ma płacić. Upokorzono ją, wzywając na policję, robiąc zdjęcia jak bandycie - czytamy w "Fakcie".

Uczciwa kobieta nie wytrzymała takiego upokorzenia. Trafiła do szpitala. Pisała odwołania, ale wszystko na nic. Niedługo potem komornik zajął część jej emerytury - przez trzy lata ściągał po 311 zł miesięcznie. Choć sąd w 2003 r. uniewinnił ją od oskarżenia, to Zakład Energetyczny dalej zabierał pieniądze! - bulwersuje się "Fakt".

Reklama

W końcu znalazła pomoc u miejskiego rzecznika praw konsumenta w Częstochowie. "Pomogłem tej pani napisać pozwy do sądu przeciw Zakładowi Energetycznemu, bo ta pani przez całe życie płaciła rachunki, nie było podejrzeń, że kradnie i została uniewinniona" - wyjaśnia "Faktowi" Wojciech Krogulec, miejski rzecznik konsumenta.

Rzecznik powołał się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z lipca 2006 r., który orzekł, że Zakłady Energetyczne nie mogą bez wyroku sądowego ściągać pieniędzy z konta pani Haliny.

Sąd w Częstochowie rozpatrzył sprawę kobiety i przyznał jej rację. Kazał Zakładowi Energetycznemu oddać wszystkie pieniądze zabierane przez trzy lata wraz z odsetkami - cieszy się "Fakt". "Jestem szczęśliwa, choć oni mnie nawet nie przeprosili, że uznali mnie za złodziejkę. Mam nadzieję, że moja sprawa pomoże niewinnym ludziom, którzy też tak zostali skrzywdzeni".