Ta historia wstrząsnęła Polską. W lipcu gruchnęła wiadomość, że Igor Kijowski, 11-latek z Krakowa, został odbity przez policję w Poznaniu. Rzekomo porwał go własny ojciec, a ukrywane od trzech lat dziecko nie chodziło do szkoły i nie widziało się z matką. W ciągu kilku dni z kochającego i troskliwego ojca zrobiono potwora. Ale prawda jest taka, że ani policja, ani prokuratura nie postawiła mężczyźnie zarzutu porwania syna. Aresztowano go pod zarzutem przetrzymywania dziecka - informuje dziennik.

Reklama

Kiedy pan Bogdan zakochał się w Agnieszce, swojej przyszłej żonie, wydawało mu się, że ta miłość będzie trwać wiecznie. Urodził im się syn Igorek. Byli szczęśliwi... Ale kilka lat temu rozstali się. Igor zamieszkał u matki. Ojciec widywał go od czasu do czasu.

Cztery lata temu pan Bogdan stwierdził z przerażeniem, że chłopiec jest zaniedbywany. Stomatolodzy musieli usunąć 7-letniemu wówczas chłopcu aż sześć zepsutych zębów. Ojciec już wiedział, że synek musi zostać przy nim - pisze "Fakt".

Sąd przyznał mu opiekę nad synem, ale walka w sądach trwała nadal. W tym czasie Igor mieszkał w Krakowie i chodził do szkoły. Szczęśliwy, każdą wolną chwilę spędzał z tatą. Tak było do czerwca 2006 r., gdy żona znowu zdobyła prawo do opieki nad synem. "Nie mogłem go oddać! Igor chciał zostać ze mną" - wspomina ojciec chłopca na łamach "Faktu". "Musiałem go ukryć..."

Reklama

Do akcji wkroczyła prokuratura. W marcu tego roku aresztowała ojca Igora, bo ten nie chciał ujawnić, gdzie znajduje się syn. Bogdan Kijowski trafił do aresztu. Zaczęła się więzienna gehenna, ale on milczał jak grób. Nie chciał powiedzieć, gdzie jest dziecko. A zajmowała się nim babcia w Poznaniu. "Żyłem tylko wspomnieniami Igora i wiarą, że jeszcze go zobaczę" - opowiada dziennikarzom "Faktu" Kijowski.

Kiedy za panem Bogdanem zamknęły się żelazne wrota celi, a Igorka oddano matce, jego życie stało się koszmarem. Poranne apele, brzęczenie kluczy i huk zatrzaskiwanych krat, raniący uszy. To jeszcze dało się znieść, podobnie jak smród w przepełnionej celi. Gorsze było upokorzenie, jakiego doznawał ze strony współwięźniów. Oskarżany przez media o porwanie i krzywdzenie ukochanego syna, stał się dla zatwardziałych kryminalistów jednym z najgorszych zwyrodnialców. "Więźniowie nie chcieli mi wierzyć, dla nich byłem potworem" - wspomina pobyt w areszcie śledczym. "Dopiero po kilku tygodniach zrozumieli, że ja tylko chronię mojego Igora i zrobiłbym dla niego wszystko".

Policja znalazła chłopca w lipcu, a we wrześniu prokurator uznał, że pan Bogdan może opuścić areszt. "Tato, kocham cię i chcę zostać tylko z tobą" - Igorek nie krył wzruszenia i łez. Znów mógł widywać - co dwa tygodnie - ukochanego tatę. Te weekendy są dla nich najważniejsze na świecie. To dla tych wspólnych chwil Bogdan przez trzy miesiące ukrywał Igora, choć media zrobiły z niego potwora, który ukrywał dziecko przez... trzy lata - informuje bulwarwka.

Reklama

"Przecież kurator sądowy jeszcze w listopadzie zeszłego roku spotykał się z Igorem" - ojciec nie kryje rozgoryczenia.

Niestety, krótkie wizyty u ojca w Krakowie to wszystko, co zostało Igorkowi. Na razie nie będzie mógł zostać z nim na stałe. Bogdan Kijowski wciąż czeka na rozstrzygnięcie swojej sprawy przed sądem. Nie przestał jednak wierzyć w sprawiedliwość - uważa "Fakt". "Wygram prawo do opieki nad synem. Zrobię to dla jego szczęścia".