p

Siergiej Karaganow*

Przyszły globalny układ sił

Czas biegnie coraz szybciej. Świat zmienia się w stale rosnącym tempie. To, co jeszcze kilka lat temu braliśmy za długoterminową tendencję albo nienaruszalną zasadę, dziś bezlitośnie odrzucane jest przez historię. Prognozowanie przyszłości jest coraz trudniejszym zadaniem. Zarazem jednak, z dnia na dzień, staje się ono czymś wręcz nieodzownym. Przywódcy trzymający w dłoniach ster rządów, a także kierowane przez nich państwa potrzebują dziś wyraźnego określenia punktów orientacyjnych. Łatwo bowiem zmylić kurs, popełniając przy tym tragiczne w skutkach błędy.

Reklama

Niniejsze rozważania mają na celu przedstawienie wybranych aspektów rozwoju stosunków międzynarodowych z elementami prognozy. Rzecz jasna, analiza ta ma charakter czysto subiektywny. Staram się po prostu opisać to, co wydaje mi się najbardziej istotne z perspektywy Moskwy. Zdaję sobie sprawę, że jest to dość ryzykowne przedsięwzięcie. Z drugiej jednak strony zaniechanie prób zrozumienia przyszłości oznaczałoby podjęcie znacznie większego ryzyka.

USA - osłabione supermocarstwo

USA jeszcze nigdy nie były tak mało popularne w świecie, jak obecnie. Jeszcze do niedawna powszechna sympatia dla amerykańskiego modelu rozwoju była gwarancją ogromnego wpływu tego państwa na sprawy międzynarodowe. Przesądzała o jego prestiżu i globalnym znaczeniu.

Reklama

Operacja wojskowa w Iraku związała jednak Waszyngtonowi ręce. W mniejszym stopniu może dziś oddziaływać na sytuację w innych punktach globu, takich jak Iran, Korea Północna czy region konfliktu palestyńsko-izraelskiego. A przecież z punktu widzenia interesów amerykańskich są to regiony szczególnie ważne. Ponadto - po raz pierwszy od kilku dziesięcioleci jesteśmy świadkami poważnego rozłamu wśród elit politycznych USA. Został on wywołany kontrowersjami wokół kursu polityki zagranicznej, jaki obrała obecna administracja.

Problemy, z jakimi USA borykają się na płaszczyźnie międzynarodowej, idą w parze z trudnościami, jakich kraj ten doświadcza na poziomie gospodarczym. Dodatkowo komplikuje to sytuację USA. Zdaniem ekspertów, strukturalne problemy gospodarki amerykańskiej będą nieuchronnie generować poważne trudności oraz sytuacje kryzysowe w przyszłości.

Nie stanie się to jednak już jutro. W przewidywalnej perspektywie czasowej USA utrzymają pozycję światowego lidera. Nadal będą główną światową potęgą gospodarczą, militarną, dyplomatyczną oraz ideologiczną. Powszechnie wiadomo, że USA i Europa stanowią immanentną część tego, co nazywamy cywilizacją zachodnią. Mimo bliskości w sferze polityczno-gospodarczej, a także w sferze kulturowej, relacje transatlantyckie weszły w krytyczną fazę i nic nie wskazuje na to, by zaistniałe nieporozumienia i konflikt interesów udało się rychło zażegnać. Pozwala to wnosić, że Europa zejdzie na drugi plan w polityce amerykańskiej. Paradygmatyczną pozycję będzie natomiast zajmować Azja i region Pacyfiku.

Unia Europejska - możliwe dalsze osłabienie wpływów

Niepowodzenie referendów konstytucyjnych we Francji i w Holandii wydobyło na światło dzienne problemy strukturalne UE. Narastały one od lat, teraz zaś wypłynęły na powierzchnię, ujawniając przy tym wewnętrzną słabość UE. Jeśli Unia przeżywa dziś jeden z najpoważniejszych kryzysów w całej swojej historii, dzieje się tak dlatego, że jej społeczeństwo jest zasadniczo nieprzygotowane na przyjęcie programu liberalnych reform. Europa zanadto przyzwyczaiła się do dobrobytu, by dziś zaakceptować wyrzeczenia.

Europejczycy osiągnęli praktycznie wszystko, co zostało założone w tzw. deklaracji Schumana i co stanowiło istotę projektu integracyjnego. Polityczne i gospodarcze przesłanki ubiegłowiecznych konfliktów wojennych dawno straciły na ważności. Nie ma potrzeby zwalczania ideologii komunistycznej i osłabiania wpływu ZSRR. Co więcej, w większości krajów członkowskich UE do władzy doszło pokolenie, które uważa obecną pomyślną koniunkturę za niezbywalny i trwały element ładu gospodarczo-politycznego. W tej sytuacji niezwykle trudno podjąć dzieło reform. Według wszelkiego prawdopodobieństwa następne 5 lat upłynie pod znakiem niekończących się dyskusji o przyszłości UE. Tym samym cenny czas, jaki można by wykorzystać na wdrażanie reformy wewnętrznej, zostanie bezpowrotnie utracony.

Nie wydaje się też, by w najbliższych latach Unia Europejska była zdolna do uzyskania pełnej podmiotowości w sferze polityki obronnej i zagranicznej. Nie mając jednolitej, skutecznej polityki w obu tych dziedzinach, Unia daje się wyprzedzać innym ośrodkom międzynarodowego wpływu. Tendencja ta już niedługo może stać się nieodwracalna. Według ostatnich prognoz, w latach 2030-50 dochód narodowy brutto zjednoczonej Europy będzie niższy nie tylko od amerykańskiego, ale również od chińskiego. Chociaż tzw. Stary Świat wciąż pozostaje atrakcyjny pod względem kulturowym i cywilizacyjnym, to jednak wyraźnie oddalił się od głównego nurtu globalnej polityki, tracąc wiele z uprzedniego ekonomicznego dynamizmu. W świecie współczesnym, gdzie czynnik militarny znowu - niestety - staje się podstawowym wyznacznikiem potęgi państwowej, UE koncentruje się na budowaniu ponadnarodowych sił szybkiego reagowania. Mają one liczyć około miliona żołnierzy. Jak się jednak zdaje, nie będą zdolne do podjęcia jakiejkolwiek poważniejszej akcji wojskowej, nawet operacji pokojowych, do których przeprowadzania zostały powołane.

W tych warunkach trudno się dziwić, że niezależnie od przyjaznej na ogół retoryki, także w stosunkach Unii Europejskiej z Federacją Rosyjską nastąpił regres. Ostateczne przyjęcie tzw. "mapy drogowej", która miała być programem długofalowych działań na rzecz pogłębienia współpracy między Unią Europejską a Rosją, tylko w niewielkim stopniu zmieniło ten stan rzeczy. Na jakiś czas udało się jedynie zatuszować fakt, że w relacjach rosyjsko-europejskich panuje kompletny zastój. Nie należy, jak sądzę, oczekiwać zmiany tej sytuacji w najbliższej przyszłości. Bruksela zaczęła bowiem ostatnio prowadzić politykę otwartej rywalizacji gospodarczej z Moskwą. Mimo że lista nierozwiązanych problemów już wcześniej była dość długa - mam tu na myśli m.in. kwestię unijnych subsydiów rolnych mających bezpośredni wpływ na ceny żywności, problem cen surowców energetycznych, zagadnienie tranzytu do i z Obwodu Kaliningradzkiego itd. - w relacjach dwustronnych pojawiły się nowe elementy, które uniemożliwiają pokonanie stagnacji. Dążąc do zmniejszenia konkurencyjności rosyjskiego lotnictwa cywilnego i przemysłu lotniczego, Bruksela zaczęła na przykład domagać się otwarcia rosyjskiej przestrzeni powietrznej dla europejskiego lotnictwa cywilnego. Podejmuje też próby występowania w roli rozjemcy i arbitra w konfliktach na obszarze b. ZSRR. Żądanie, by rosyjskie kontyngenty wojskowe zostały wycofane ze stref tych "chwilowo uśpionych" czy "zamrożonych" konfliktów (strefy te - Naddniestrze, Czeczenia - są w istocie "nieuznawanymi oficjalnie quasi-państwami"), zostało odebrane w Moskwie jako wysoce niestosowne. Czasami wręcz trudno oprzeć się wrażeniu, że Unia Europejska pragnie za wszelką cenę udowodnić - kosztem Rosji - że mimo wszystko wspólna polityka zagraniczna i obronna stała się już faktem. Chociaż zarysowany tu obraz raczej nie nastraja optymistycznie, nie powinniśmy jednak ulegać złudzeniu, że w relacjach między Rosją i Unią Europejską zostało powiedziane ostatnie słowo.

Nie można przecież wykluczyć, że w przyszłości Unia Europejska dokona gruntownej rewizji swej hierarchii wartości wynikającej z bagażu historycznych doświadczeń. Zamiast podejmować nieskuteczne próby integracji politycznej, może przecież skoncentrować się na gospodarczych aspektach rozwoju, dążąc do realizacji modelu "rozszerzony wspólny rynek, jednolity program społeczny oraz wspólna waluta". Nie należy z góry odrzucać hipotezy, że w obliczu osłabienia europejskiej pozycji na arenie międzynarodowej Unia Europejska może zacząć usilnie zabiegać o strategiczne partnerstwo z Rosją.

Azja - polityczne centrum świata

Trudności, jakich doświadczają USA, oraz zauważalne osłabienie pozycji UE jako uczestnika międzynarodowej gry politycznej są przyczyną zasadniczych zmian w panującym ładzie globalnym. Główna oś stosunków międzynarodowych przesuwa się nieuchronnie w kierunku Azji. Kontynent ten zaczyna odgrywać pierwszoplanową rolę. Widać to najwyraźniej na przykładzie Chińskiej Republiki Ludowej, której potencjał gospodarczy zwiększa się w niebywałym tempie. Od 1978 roku, kiedy to zapoczątkowano reformy gospodarcze, produkt krajowy brutto Chin wzrósł czterokrotnie. Roczny wzrost gospodarczy od wielu już lat utrzymuje się na poziomie 8,5-10 proc. Sprawia to, że przyszłość gospodarczą Chin można uznać za "przesądzoną". Jeśli obecne tempo rozwoju ekonomicznego zostanie utrzymane, za 20 lat państwo to stanie się drugą co do wielkości potęgą gospodarczą świata. Niektórzy eksperci przestrzegają co prawda, że zbyt forsowne tempo reform może nadwerężyć system gospodarczy, prowadząc do poważnego kryzysu, ale tego rodzaju czarne proroctwa słyszymy przecież nie od dziś. W świetle niektórych prognoz w latach 2040-50 na Chiny będzie przypadać 12-16 proc. światowego produktu brutto. W obliczu tak optymistycznych widoków na przyszłość, które rzecz jasna dodatkowo zwielokrotniają chiński potencjał polityczny, gospodarczy i militarny, trudno się dziwić rosnącemu znaczeniu tego państwa na płaszczyźnie międzynarodowej. Bardziej zrozumiała w tym kontekście staje się też rywalizacja o wpływy w Państwie Środka oraz walka o dostęp do chińskiego rynku. Z jednej strony strategia "powstrzymywania" Chin, a z drugiej - próby stopniowego włączania tego państwa do światowego systemu gospodarczego zdominowały światową politykę tak dalece, że siłą rzeczy pozostałe regiony globu wydają się zepchnięte w cień.

Innym państwem, które z wielką determinacją stara się osiągnąć status światowego mocarstwa, są Indie. W ciągu ostatnich 10 lat odnotowywano w tym kraju 8-procentowy wzrost gospodarczy. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że wzrost ten został osiągnięty nie dzięki bezpośrednim inwestycjom zagranicznym - jak to miało miejsce w Chinach - lecz głównie dzięki inwestycjom krajowym, można założyć, że Indiom nie grozi spowolnienie tempa reform. Najprawdopodobniej obecne tendencje wzrostowe zostaną utrzymane. A to dlatego, że indyjski system gospodarczy jest oparty na zdrowych i stabilnych podstawach. Indie są dziś "motorem światowego postępu technologicznego". Za jakieś 20-30 lat zajmą z całą pewnością pozycję trzeciej - po USA i Chinach - potęgi gospodarczej świata. Już dziś są przecież głównym dostawcą technologii komputerowych, a co więcej - mogą się poszczycić imponującymi rozmiarami swej "middle class", która pod względem liczebności znacznie przewyższa klasę średnią rozszerzonej UE.

Geopolityczne znaczenie Indii również rośnie. Wygląda na to, że nadrzędnym celem, jaki wyznaczył sobie ten kraj w polityce zagranicznej, jest osiągnięcie pozycji lokalnego lidera na kontynencie azjatyckim. Ambicje te obejmują również wywieranie wpływu na sytuację w najbardziej niestabilnych obszarach kontynentu azjatyckiego, takich jak szeroko rozumiany Bliski Wschód - z Iranem i państwami Zatoki Perskiej włącznie. Władze w New Dehli konsekwentnie dążą też do stopniowego zbliżenia z Pekinem.

Nie zapominają jednak o swych własnych aspiracjach i starają się uchodzić w oczach świata za przeciwwagę dla Chin. W żadnym jednak razie Indie nie przystałyby na uczestnictwo w planie "powstrzymywania" czy blokowania Pekinu. Nigdy nie dadzą się też wykorzystać jako instrument w tego rodzaju polityce.

Nie należy - oczywiście - zapominać o "azjatyckich tygrysach". W Azji Południowej i Południowo-Wschodniej znajduje się grupa dynamicznie rozwijających swój potencjał przemysłowy państw. Wysokie wskaźniki wzrostu gospodarczego odnotowuje przede wszystkim Korea Południowa. Jej północny sąsiad, państwo spoza omawianej tu grupy - Japonia, również zdaje się wychodzić z długotrwałego kryzysu gospodarczego.

Nie ulega wątpliwości, że rywalizacja o wpływy w regionie Azji i Pacyfiku będzie coraz intensywniejsza i z czasem stanie się głównym motorem polityki międzynarodowej. Jestem przekonany, że będzie to podstawowy paradygmat polityki XXI wieku, równie determinujący jak rywalizacja o wpływy w Europie w ubiegłym stuleciu. W Azji obserwujemy też tendencję do zawiązywania aliansów gospodarczych mających na celu pogłębianie integracji regionalnej (ASEAN - Association of South-East Asian Nations). Wraz z upływem czasu tego rodzaju programy integracji mogą uczynić z państw azjatyckich ważny ośrodek skoncentrowanej potęgi ekonomicznej. Eksperci przyjmują za rzecz prawie pewną, że juan,jen i rupia wzmocnią się kosztem waluty amerykańskiej.

Rosja stara się rozwijać współpracę gospodarczą z wymienionymi wcześniej państwami. Przypada na nie piąta część obrotów handlowych Federacji Rosyjskiej z zagranicą. Jeśli tendencja do zwiększania wymiany handlowej się utrzyma, a Rosja będzie prowadzić coraz bardziej aktywną politykę w regionie - koncentrując się przede wszystkim na zwielokrotnionych dostawach ropy naftowej i gazu do krajów Dalekiego Wschodu - to już za 15 lat będzie na nie przypadać 1/3 rosyjskiej wymiany handlowej.

Bliski Wschód - najpierw modernizacja, potem demokratyzacja

Prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania broni jądrowej na świecie jest stosunkowo wysokie. Nie można wykluczyć, że w jej posiadaniu jest już Korea Północna, a o krok od wyprodukowania własnej broni znajduje się Iran. Większość ekspertów dość sceptycznie ocenia szanse powstrzymania Teheranu przez społeczność międzynarodową od dalszych prób stworzenia własnego arsenału jądrowego. Jeśli jednak Phenian i Teheran staną się państwami dysponującymi własną bronią atomową, nietrudno przewidzieć uruchomienie reakcji łańcuchowej, która skłoni takie kraje jak Japonia, Korea Południowa, Egipt czy Arabia Saudyjska do wznowienia zamrożonych obecnie programów nuklearnych. Wizja destabilizacji na Bliskim Wschodzie, gdzie mielibyśmy do czynienia z izraelską, irańską i arabską bronią jądrową ma w sobie coś ze strategicznego Armagedonu.

Irak w dalszym ciągu daleki jest od osiągnięcia choćby względnej stabilizacji. Rozpad tego państwa jest wciąż bardzo prawdopodobny. Nawet najbardziej optymistyczne prognozy zakładają, że dopiero po 8-12 latach dojdzie tu do normalizacji. Ani USA, ani pozostali uczestnicy bliskowschodniej gry - w tym Federacja Rosyjska - nie są na razie gotowi do "narzucenia pokoju" Irakowi. W tym kontekście trzeba otwarcie powiedzieć, że strategia transformacji, jaką obrano dla Iraku - i szerzej muzułmańskiego Bliskiego Wschodu - jest błędna. Nic dziwnego, że nie przynosi spodziewanych rezultatów. Jej nadrzędnym celem była i jest demokratyzacja regionu (wyrażająca się m.in. przeprowadzeniem w Iraku wyborów według modelu zachodniego), nie zaś - modernizacja. A właśnie ta ostatnia jest kluczem do rozwiązania problemów Bliskiego Wschodu. W pierwszej kolejności należałoby zająć się reformowaniem gospodarki i systemu szkolnictwa, dążąc przy tym do choćby częściowej zmiany statusu kobiet i złagodzenia niektórych wymogów religijnych.

Rozpoczęcie modernizacji nie będzie możliwe bez podjęcia bardzo konkretnych działań mających na celu wzmocnienie parametrów bezpieczeństwa regionalnego. W przeciwnym razie czynnik zagrożenia już to ze strony Zachodu, już to ze strony Izraela czy Arabii Saudyjskiej będzie wykorzystywany przez elity polityczne krajów muzułmańskich na Bliskim Wschodzie jako pretekst do zaniechania lub odrzucenia modernizacji. Region bliskowschodni zachowa swe strategiczne znaczenie międzynarodowe w najbliższych dekadach ze względu na występowanie tu potężnych złóż ropy naftowej, możliwość rozprzestrzenienia się broni masowej zagłady oraz słabość lokalnych reżimów politycznych.

Rosja - którędy droga?

Tak zasadnicze zmiany w sytuacji międzynarodowej nie mogły oczywiście pozostać bez wpływu na sytuację Federacji Rosyjskiej. Stawiają one Rosję w obliczu nowych, historycznych wyzwań. Obecna rekonfiguracja sił na arenie międzynarodowej oznacza przesunięcie punktu ciężkości w stronę "nowej Azji". Moskwa stara się wyciągnąć z tego właściwe wnioski, poddając rewizji swe dotychczasowe priorytety w polityce zagranicznej i gospodarczej. Proces przewartościowań właściwie jest już w toku. I nie chodzi tu bynajmniej o budowanie fantasmagorycznych osi typu Moskwa-New Delhi-Pekin, lecz o serię konkretnych działań, które pozwolą Rosji w przyszłości rozwijać współpracę gospodarczą i polityczną z nowymi światowymi liderami.

Od czego należy zacząć? W pierwszej kolejności Moskwa powinna przystąpić do realizacji dawno dyskutowanego programu przebicia się na energetyczne rynki Południa i Wschodu. Rosyjska ofensywa energetyczna powinna polegać na stworzeniu całej sieci gazociągów i rurociągów naftowych łączących Rosję z tamtą częścią świata. Powinny temu towarzyszyć zwiększone nakłady inwestycyjne w dziedzinie eksploracji geologicznej jeszcze nieodkrytych rosyjskich złóż.

Jeśli zaś chodzi o "odcinek europejski", jestem zdania, że Moskwa powinna bardziej skutecznie zabiegać o dywersyfikację szlaków dostaw surowców energetycznych pochodzących z jej terytorium, gdyż tylko w ten sposób uda się utrzymać korzystne dla nas wysokie ceny tych surowców. Nie możemy być przy tym ograniczani ani nasilającym się dyktatem cenowym UE, ani też narzucanymi odgórnie kwotami eksportowymi. Według ocen rosyjskich ekspertów udział Unii Europejskiej w rosyjskiej wymianie towarowej będzie się zresztą zmniejszać, co dodatkowo podnosi atrakcyjność "odcinka azjatyckiego".

Niezależnie jednak od tego, jaka będzie pozycja Unii Europejskiej w przyszłej rosyjskiej wymianie handlowej, nic nie wskazuje na to, by dawno obrany kurs na polityczne i kulturowe zbliżenie z Europą mógł być kiedykolwiek zakwestionowany przez rosyjski establishment. Bliska współpraca z Europą będzie w dalszym ciągu jednym z głównych priorytetów rosyjskiej polityki zagranicznej. Chwilowy impas (ściślej: coś w rodzaju "pauzy"), jaki zapanował obecnie w stosunkach dwustronnych, należy twórczo wykorzystać. Moskwa i Bruksela powinny dołożyć wszelkich starań, by już wkrótce określić nowy "kodeks zasad" regulujących stosunki wzajemne. Stagnacja i regres nie leżą bowiem ani w interesie Moskwy - dla której Europa zawsze była podstawowym układem odniesienia w tym, co dotyczy ideowo-politycznego wymiaru modernizacji - ani w interesie UE, która z kolei potrzebuje aliansu z Rosją, by oddalić perspektywę swej marginalizacji na arenie międzynarodowej. Jeśli Unia zostałaby faktycznie zdegradowana do roli drugorzędnego ośrodka międzynarodowych wpływów, z całą pewnością nie byłaby to dobra wiadomość dla Rosji. Nieuchronną konsekwencją takiego rozwoju wydarzeń byłoby znaczne zawężenie pola manewru, na co Moskwa nie chce i nie może sobie pozwolić.

Warto też pamiętać, że obecne trudności w relacjach między Federacją Rosyjską a UE tylko częściowo mają swe źródło w kryzysie wewnętrznym Unii Europejskiej. Przede wszystkim wynikają z różnic w poziomie i wektorach rozwoju wewnętrznego. Polityka, jaką prowadzi obecnie Federacja Rosyjska, pod wieloma względami przypomina politykę państw Europy Zachodniej 40, a nawet 70 lat temu.

Oczywiście można zrozumieć zaniepokojenie Unii Europejskiej wzrostem tendencji autorytarnych w polityce wewnętrznej FR. Czy można było jednak oczekiwać czegoś innego w wypadku kraju o takich rozmiarach jak Rosja, który po rewolucji 1991 roku pozostawiono samemu sobie (przynajmniej pod względem ekonomicznym), mimo chaosu i biedy, jakie go wówczas ogarnęły? Można zrozumieć brak akceptacji dla rosyjskiej polityki siły, która tak boleśnie zaznaczyła się w Czeczenii, ale Europejczycy, którzy nas krytykują, powinni jednak przyjąć do wiadomości, że nie mieliśmy innego wyjścia. Nie mogliśmy przecież z założonymi rękami patrzeć na to, co się dzieje na Kaukazie Północnym. Byliśmy zmuszeni do zduszenia w zarodku ogniska islamskiego terroryzmu i separatyzmu, jakie się tam tliło. A tłumiliśmy je przy użyciu takich metod i sił, jakie miało w swej dyspozycji osłabione państwo i jego wielka armia.

Jestem głęboko przeświadczony, że w tym, co dotyczy stosowania metod siłowych, uda się nam znaleźć porozumienie z Europą. Dokona się to na gruncie wyznaczanym przez kulturę polityczną, która, miejmy nadzieję, pozwoli wyciszyć emocje, wyzwolić się z mocy ubiegłowiecznych przesądów i w końcu zrozumieć się wzajemnie. Pragnę zaznaczyć, że należę do gorących zwolenników tezy, iż odrzucenie europejskiego wariantu rozwoju, który najpełniej odpowiada rosyjskiej mentalności oraz tradycjom, byłoby dla Rosji katastrofą graniczącą z autodestrukcją. Wierzę też, że po ostatecznym pokonaniu obecnego kryzysu Rosja powróci do "wielkiej idei demokratycznej". Nie oznacza to rzecz jasna, że wyrzeknie się wówczas metod siłowych. Europejczycy powinni w końcu zrozumieć, że my, Rosjanie, żyjemy po prostu w bardziej niebezpiecznym i mniej stabilnym otoczeniu niż to, w jakim przyszło żyć większości mieszkańców Europy.

Zmiany zachodzące w sytuacji międzynarodowej mogą być korzystne dla Federacji Rosyjskiej pod warunkiem, że zintensyfikuje ona działania na rzecz modernizacji gospodarki, a zwłaszcza społeczeństwa. Rosja umocni też swą pozycję międzynarodową, jeśli dokona zasadniczej reorientacji eksportu energetycznego, koncentrując się nie tylko na Europie (tu konieczna będzie dywersyfikacja sieci transportu rosyjskich surowców), ale również na Azji oraz szerzej - na rynku światowym. Pogłębianie współpracy z państwami "nowej Azji" będzie głównym priorytetem w polityce rosyjskiej XXI wieku, ale nie przyniesie spodziewanych rezultatów, jeśli nie będą mu towarzyszyć próby pokonania stagnacji w obecnych stosunkach z UE.

Dzisiejsza Rosja nie może - niestety - liczyć na równoprawny sojusz z Zachodem. Dlatego też naszym celem w najbliższym okresie powinno być utrzymanie równego dystansu w stosunkach z USA i z UE. Władze Rosji powinny uczynić wszystko, by nie dać się zepchnąć na pozycje antyzachodnie (np. na poziomie retoryki). Trzeba z wielką rezerwą podchodzić zarówno do antyeuropejskiej gry określonych sił w USA, które zacierają ręce z powodu niepowodzeń Europy, jak i antyamerykanizmu pewnych kół w krajach Europy Zachodniej, dążących do instrumentalnego wykorzystania Rosji w wojnie podjazdowej przeciw USA. W odleglejszej perspektywie rysuje się możliwość zawiązania strategicznego sojuszu rosyjsko-europejskiego. W związku ze zmniejszaniem się roli UE w globalnej polityce, Stary Świat może być po prostu bardziej zainteresowany takim aliansem.

Apel o zasadniczą reorientację rosyjskiej polityki zagranicznej, polegającą na intensywniejszym skupieniu się na sprawach azjatyckich i tworzeniu przesłanek dla zawiązania w przyszłości strategicznego aliansu z UE, nie ma nic wspólnego z postulatem "wielobiegunowości", pod którym kryje się antyamerykanizm. W żadnym wypadku nie należy się tu również dopatrywać jakiegoś odległego echa zdeformowanej idei eurazjatyckiej czy zachęty do dalszych poszukiwań specyficznie rosyjskiej "trzeciej drogi". Chodzi raczej o wypracowanie takiej strategii polityki zagranicznej, która uwzględniałaby wszystkie elementy nowej sytuacji międzynarodowej i która najlepiej służyłaby interesom Rosji.

Siergiej Karaganow

przeł. Mariusz Sielski

p

*Siergiej Karaganow - przewodniczący pozarządowej Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej, zastępca dyrektora Instytutu Europy Rosyjskiej Akademii Nauk, przewodniczący Rady Naukowej analitycznego periodyku "Rosja w globalnej polityce".