Na szczepionkę? No nie, o której dotarłabyś wtedy do pracy? - taka była reakcja mojego szefa na pytanie, czy mogę przyjść trochę później do firmy, bo muszę z dzieckiem pojechać do lekarza. Kolejna praca i niestety zachowanie i oczekiwania pracodawców takie same: dziecko to mój problem, a pracy mam się poświęcić w całości.

Kiedy byłam na urlopie macierzyńskim, zlikwidowano mój zakład i musiałam szukać nowej pracy. Z kilkumiesięcznym dzieckiem trafiłam do Panoramy Firm. "Pracujemy 9 godzin dziennie" - poinformowano mnie na wstępie. Dodatkowa godzina na karmienie niemowlaka? Marzenie ściętej głowy. Kodeks pracy kodeksem pracy, ale klienci wymagają poświęceń. A ja, jak sobie nie radzę, mogę poszukać innej pracy. O dodatkowym miejscu na karmienie oczywiście nie było mowy.

Po dwóch miesiącach znalazłam nową posadę. Duża firma Trader, handel nieruchomościami, praca w trybie 8-godzinnym. Chcieli, żebym zaczęła od zaraz. Poprosiłam o czas na znalezienie opiekunki do dziecka. Zgodzili się, odetchnęłam z ulgą. Dziecko im nie przeszkadza - pomyślałam.

Po tygodniu zaczęłam i wtedy prawda wyszła na jaw. Kiedy zbliżała się 17.00 i zbierałam się do wyjścia, jak spod ziemi wyrastał mój przełożony i zaczynał rozmowę o sprawach zawodowych. Ponieważ zazwyczaj nie było to nic pilnego, prosiłam o przełożenie dyskusji na następny dzień. Tłumaczyłam: dzieci, opiekunka... Nic z tego. A jak szef chce akurat teraz rozmawiać, trzeba się podporządkować. Kolejny dzień. Umówione spotkanie na 15, ale klienci nie przyszli. Więc przesunięto je na... 18. I znowu musiałam dzwonić do opiekunki, że spóźnię się, ale to wyjątkowa sytuacja. Niestety, wyjątkowa nie była. Tak zdarzało się niemal codziennie. Na moje wyjaśnienia, że nie mogę dzień w dzień siedzieć po godzinach (oczywiście bezpłatnych) pytali ze zdziwieniem – a to ty nie masz babci, mamy?

Wszelkie próby negocjacji, że może coś dokończę w domu albo następnego dnia przyjdę wcześniej, nic nie dawały. O mur niezrozumienia rozbijałam się na każdym kroku. Paradoksalnie, mojemu przełożonemu właśnie urodziło się drugie dziecko. Ale nie było się co łudzić, że to wpłynie na jego stosunek do podwładnych z małymi dziećmi. W końcu on zarabiał wystarczająco dużo, by żona mogła zostać w domu i zająć się wychowaniem dzieci. Jego samego nie dotyczyły problemy dziecięcych wysypek, bólów brzuszka, załatwiania opieki.

Po kilku miesiącach ciągłego szarpania się z przełożonymi, nerwowego patrzenia na zegarek i modlenia się, żeby dziś już nic dodatkowego nie wypadło oraz odbierania dzieci od opiekunki, która stała na wycieraczce czekając, żeby natychmiast polecieć do domu, to wszystko mnie przerosło. Chciałam pracować, ale z ludzkimi szefami. Nie chciałam wyjątkowego traktowania, tylko wykonywania obowiązków zgodnie z kodeksem pracy. Nie dało się. Zrezygnowałam. Czy będę szukać pracy w innej firmie? Na pewno nie.









Reklama