Klara Klinger: Czy w Polsce brak wsparcia dla pracujących kobiet z małymi dziećmi?
Elżbieta Jakubiak*: Osobiście nigdy nie miałam z tym problemów. Ale znam kobiety, które bały się zajść w ciążę, słyszałam o przypadkach, gdy pracodawcy nie chcieli zatrudniać młodych mężatek. W Polsce też jest zbyt konserwatywne podejście do kodeksu pracy; jak jest zaznaczone, że pracuje się od 8 do 16, to zazwyczaj przełożony nie chce się zgodzić na pracę np. od 9 do 17. I kiedy zobaczyłam tekst na ten temat w „Dzienniku”, przeczytałam go od deski do deski i pomyślałam, że zaczyna się coś nowego. Przypomniałam sobie rozmowy z moimi znajomymi z Kanady, kiedy omawiałyśmy modę na yuppie i robienie kariery przez kobiety. Wtedy one mi powiedziały: Zobaczycie, to minie. U nas teraz w firmach są specjalne pokoje do karmienia, w firmie mamy serwer, na którym wymieniamy się wózkami, śpiochami. Wręcz promuje się kobiety z dziećmi.

Jak wygląda pani zwykły dzień?
Choćby wczoraj poszłam spać o 1.30 w nocy. Było spotkanie z korpusem dyplomatycznym, trzeba było zostać do końca przyjęcia. Wróciłam do domu, kiedy dzieci już spały. Rano wstałam przed siódmą i widziałam się tylko z częścią rodziny, z bliźniakami, które wstały na śniadanie. Do szkoły odwiozła je, jak zawsze, niania. Ja pojechałam do pracy. Młodsza córka Zuzia jeszcze spała.
I niestety tak wygląda cay tydzień. Do domu wracam najwcześniej o 21, więc mój kontakt z bliskimi ogranicza się do rozmów telefonicznych. Dziećmi przez cały dzień zajmują się opiekunka, mama i mąż. Tata dba o dodatkowe zajęcia, kładzenie spać, bajki wieczorne. Ja, żeby czuć się choć trochę mamą, sprawdzam bliźniakom, które chodzą do szkoły, zeszyty i porządkuję plecaki. (To tajemnica, bo one nie pozwalają mi sprawdzać). Wtedy mam poczucie, że choć pozornie kontroluję, co się dzieje w ich życiu. Na szczęście w kancelarii nie trzeba ukrywać, że ma się dzieci. I nikt nie patrzy krzywo na takie kontakty. A jak zdarza się, że pracuję w weekend, to czasem biorę dzieci do pracy. Bawią się w urzędniczki, przekładają moje pieczątki. Zabieram je też na oficjalne uroczystości. Ale na co dzień tłumaczę im, że każdy ma swoje obowiązki.

Czy dla dzieci to normalne, że czasem nie widzą mamy cały dzień?
Z tym miałam kłopot. Ponieważ w otoczeniu moich dzieci są rodziny, gdzie mamy albo mają wolny zawód, albo w ogóle nie pracują, to rzeczywiście było trudno wytłumaczyć, dlaczego w naszej rodzinie jest inaczej. Choć są do tego przyzwyczajone, bo ja do pracy wracałam zawsze po zakończeniu urlopu macierzyńskiego.

Myślała pani, żeby rzucić pracę?
Sto razy. Ale mam poczucie obowiązku.

A jak znosi tę sytuację mąż?
Jest dojrzałym mężczyzną, który zaakceptował w pełni moją pracę. I, paradoksalnie, bardzo dobrze wpłynęło to na jego relacje z dziećmi. Wydarzyło się coś bardzo ładnego: poczuł się i mamą, i ojcem. Bałam się, że będzie takim mężem zza drzwi, to znaczy, że wszystkie problemy dziecięce będzie znał z drugiej ręki. U nas zawsze przed snem jest zwyczaj tzw. bajki z buzi, czyli nie czytanej, tylko opowiadanej. Na początku trudno było zaakceptować dzieciom, że będzie to robił tata, a nie mama. Ale szybko wszedł na moje miejsce i sporo na tym skorzystał. Czuje problemy dzieci.

Czy można więc połączyć rolę supermamy i kobiety spełniającej się zawodowo?
Myślę, że do pewnego stopnia tak. Choć oczywiście ja nie uważam się za supermamę, bo jest zbyt duży przechył w stronę pracy. Trudno to pogodzić i czuję to. Nasze mamy też pracowały. I uważam, że to, iż mama pracuje dobrze, przygotowuje do życia dzieci w dorosłym świecie. Im wcześniej dzieci dowiadują się, jak wygląda życie, tym lepiej.

Pracowała pani najpierw w Ratuszu, teraz w Kancelarii Prezydenta. Czy pracodawca jest wyrozumiały, jeżeli chodzi o potrzeby matki z dziećmi? Pora powrotów do domu na to nie wskazuje.
Ależ skąd! Zawsze, gdy dzieci były chore, mogłam brać zwolnienie, gdy wymagały dłuższej opieki, też nie było problemu. Prezydent mówił: przyjdziesz, jak będziesz mogła. Nigdy nie miałam kłopotów z ustaleniem relacji z przełożonymi. Okres ciąży wspominam jako bajkowy: koledzy bardzo dbali o mnie, uszyli mi nawet poduszkę, bo bolały mnie plecy. Zawsze miałam luksus bycia akceptowanym pracownikiem i matką.

Zatrudnia pani nianię, pomaga mama i mąż. Co mają robić kobiety, które nie mogą liczyć na taką pomoc?
To problem, o którym trzeba więcej mówić. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób nawet nie stać np. na zatrudnienie opiekunki. A wiem, że wiele kobiet idzie do pracy nie tylko dlatego, że chce pracować czy robić karierę, ale z powodów materialnych. I zapewne nie jest to dla wielu łatwe. Szarpią się, jak znaleźć godną zaufania opiekunkę, martwią się, czy zdążą odebrać dziecko z przedszkola, czy nie. I powinno być więcej udogodnień dla takich pracujących mam. Warto więc o tym mówić.

*Elżbieta Jakubiak, szefowa Gabinetu Prezydenta RP. W latach 1998 - 2002 była dyrektorem Biura Dyrektora Generalnego Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Od 2002 r. dyrektor Biura Prezydenta Warszawy. Mama trójki dzieci
























Reklama