Marta Kawczyńska: Czy w czasach, gdy korzystamy głównie z klawiatury albo piszemy palcem po ekranie, nauka kaligrafii ma w ogóle jakiś sens?
Grzegorz Barasiński: Może to się wydać z początku dziwne, ale ma wielki sens i jest szalenie potrzebna. Podobnie zresztą jak pisanie na klawiaturze, bo tego też nie możemy negować. W dzisiejszych czasach nie da się już prowadzić firmy i pracować bez szybkich wiadomości, komunikowania się za pomocą maili czy sms-ów. Z drugiej strony ręczne pisanie wciąż nie daje o sobie zapomnieć.
Chodzi o to, by po prostu ładnie podpisać się na dokumentach?
To ważne, ale nie tylko o to w tym chodzi. Z kaligrafią jest tak, że wprowadza nas w pewnym sensie w świat piękna. Otaczamy się pięknymi literami i rozwijamy w pewien sposób nasze dążenie do poczucia tego piękna i estetyki. Poza tym, gdy piszemy ręcznie, rozwijamy naszą pamięć, koncentrację. Badania pokazują, że uczniowie, którzy piszą wypracowania na kartce papieru za pomocą ołówka czy długopisu, dostają lepsze oceny. Ich prace są ciekawsze, bardziej pomysłowe.
Z czego to wynika?
Kiedy piszemy na klawiaturze, możemy w pewnym stopniu wyłączyć umysł. W każdej chwili możemy zmazać słowo. Nie układamy zdania a nawet dwóch zdań naprzód w całości, nie planujemy, jak coś napisać, żeby nam się zmieściło na kartce, tak jak chcemy. W każdej chwili możemy coś zmienić. Komputer robi za nas korektę, podkreśla błędy, proponuje nam słowa, których być może chcemy użyć. Czasem, gdy je zmienia, to bywa irytujące, ale podając te przykłady, chcę pokazać, że nie pracujemy na pełnych obrotach. Wspomniałem o badaniach uczniów, ale są też inne badania, które dowodzą, że studenci notujący na kartce papieru, więcej zapamiętują, więcej rozumieją z wykładu, niż ci, którzy notowali na tablecie albo laptopie. Ich notatki były często spisanymi toczka w toczkę słowami wykładowcy.
Skąd u pana wzięło się zainteresowanie kaligrafią?
Na studiach odkryłem, że kaligrafia jest po prostu pięknym zajęciem. Wyciszającym, relaksujący, ale też bardzo szerokim. Takim, które można badać przez bardzo długi czas. Tak się nią zafascynowałem, że postanowiłem zająć się tym zawodowo i pracować, jako osoba, która kaligrafuje a także tego uczy.
Jak panu szło? Początki nie należały do najłatwiejszych?
To prawda. Początki były trudne. Przede wszystkim, dlatego, że brakowało materiałów piśmienniczych, książek. Korzystałem głównie z anglojęzycznej literatury w tym temacie. Dużo nauczyłem się sam.
Polska piórami i ołówkami nie stoi?
Stoi piórami i ołówkami, ale specjalistycznych stalówek, atramentów już brakuje. Trzeba było tego szukać na innych rynkach.
Kiedy w Wielkiej Brytanii zaczęła się moda na kolorowanki, wielu pasjonatów kupowało komplety kredek, które kosztowały nawet ok. 2-3 tys. złotych. Były ponoć rewelacyjne.
Uważam, że aż tak nie należy przesadzać. Dobre kredki można kupić o wiele taniej, podobnie jest ze stalówkami, czy piórami. Problem polega na tym, że w Polsce nie mamy firmy, która je produkuje. Dlatego też sprowadza się stalówki z Niemiec, Wielkiej Brytanii czy USA. Tam działają firmy, które produkują narzędzia do kaligrafowania, atramenty i obsadki.
Ma pan swoje ulubione pióro?
Mam ulubioną stalówkę. To Hunt 101 Imperial Pen z firmy Speedball. Jest bardzo ostra i elastyczna. Przy nacisku ruchu w dół zostawia grubą kreskę, ale kiedyś miałem inne ulubione stalówki. To się, co jakiś czas zmienia.
Czcionki, fonty, style. Co jest, czym w świecie kaligrafii?
Na zajęciach mówimy o trzech definicjach – czcionce, foncie i kroju. Czcionka jest przedmiotem, pieczęcią, którą odbijamy na papierze. Znajduje się w dawnej prasie drukarskiej albo w maszynie do pisania. Jest też oczywiście czcionka komputerowa, bo tak to zostało przetłumaczone, ale w kaligrafii używa się terminu font albo krój.
Krój jest pojęciem ogólnym. Mówimy, że uczymy się kaligrafowania różnymi krojami pisma. Krojów też jest bardzo wiele, każdy ma swoją historię i synonimy. Często było tak, że jedne pisma rozwijały się z drugich.
A kiedy pojawiło się zróżnicowanie na małe i duże litery?
Dopiero przy minuskule karolińskiej, ta znowu przeobraziła się w pismo gotyckie. Litery były pisane coraz węziej, ciaśniej, smukłej i wyżej. W epoce renesansu znowu litery nie są pisane ciasno, ale szeroko. Tak powstała minuskuła humanistyczna.
Skąd wzięło się zapotrzebowanie na małe litery?
W czasach cesarza Karola Wielkiego, który ujednolicał swoje państwo, scalał je. Robił to na poziomie administracyjnym, prawnym, ale i edukacyjnym. Do tego też potrzebny był ujednolicony alfabet - czytelny, prosty, ładny. Uczeni o artystycznej duszy postanowili stworzyć krój czytelny i nawiązujący do wcześniejszych. Dorysowano dodatkowe linie dla minuskuły karolińskiej, powstały wydłużenia górne, laseczki do liter, podwójny ruch ręką, podwójną kreskę. Warto mieć świadomość tego, że małe i duże litery nie były stosowane tak jak my to robimy dziś, a więc zaczynamy nimi zdanie, imiona, nazwy własne. Nie było wtedy jeszcze takiej ortografii, kropek, przecinków, jakie znamy dzisiaj. Najpierw zdania oddzielała kreska, potem romb, dopiero potem postawiono kropkę nad "i". Litery się zlewały, miały dziwny, obcy kształt, stosowano skróty i znaki specjalne. Dlatego dziś tak trudno się to czyta.
Wracając do pisania. Jesteśmy już "analfabetami kaligraficznymi", czy nie jest z nami aż tak źle?
Niestety trochę jesteśmy. Nasza wiedza o piśmie ręcznym ogranicza się do liter szkolnych. Nie potrafilibyśmy napisać tekstu w inny sposób niż tak, jak się nauczyliśmy w szkole. Te nasze litery, nasze pismo zmienia się z biegiem czasu. Nasi dziadkowie mieli w szkole kaligrafię, pokolenia obecnych 30 i 40-latków pamiętają jeszcze zajęcia z pisma technicznego, ale dzisiejsza młodzież już niekoniecznie.
Okazuje się jednak, że są tacy, którzy chcą się tego nauczyć albo sobie przypomnieć.
Owszem. Temu służą warsztaty, które prowadzę a także książka, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak zatytułowana „Kaligrafia”. Kaligrafia to swego rodzaju piękno, a ludzie szukają czegoś pięknego, co da im satysfakcję, że zostało wykonane ich własnymi rękoma jak pieczenie, szycie, czy malowanie. Tu spod naszej ręki wychodzi piękny tekst. Kaligrafia wpisuje się idealnie w nurt "slow life" i "do it yourself".
Kto przychodzi na warsztaty kaligrafii?
Kiedy słyszę to pytanie, mówię, że wszyscy i nie jest to kłamstwo. Można na nich spotkać zarówno nastolatków, jak i ludzi pracujących, czy emerytów. Sporo jest twórców tatuażu, bo ludzie lubią mieć ważne dla siebie słowa przy sobie. Tatuażyści potrzebują kaligrafować by lepiej komponować, projektować swoje prace. Podczas naszych wakacyjnych warsztatów, czyli letniej szkoły kaligrafii, jest osobna specjalna grupa dla tej profesji prowadzona przez Polaka, który ma swoje studio tatuaży w Berlinie. Wśród uczestników nie brakuje także grafików, plastyków, czy cukierników, którzy chcą wykorzystywać kaligrafię do ozdabiania swoich tortów, czy ciast. Na cotygodniowe warsztaty w Krakowie przyjeżdżała nauczycielka z Poznania, która na własny koszt, w swoim prywatnym czasie poznaje tajniki kaligrafii, aby potem przekazać je swoim uczniom.
Czy te grupy zawodowe mają swoje ulubione kroje?
Tatuażyści preferują gotyk, graficy szalenie lubią krój copperplate. Właściciele firm sprzedających kosmetyki, pralinki, eleganckie przedmioty lubują się w literach przywodzących na myśl przedwojenne pismo z różnego rodzaju zawijasami, esami-floresami. Często jest tak, że uczestnicy poznają jeden krój, a potem przyglądają się kolejnym. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Czy to prawda, że polskie dzieci uczą się innego kroju pisma niż ich zagraniczni koledzy?
Rzeczywiście jest tak, że nie wszystkie uczą się tego, który jest w naszym elementarzu. Nawet nasz krój uległ zmianom. Bardzo ciekawy jest ten, którego używają nasi wschodni sąsiedzi. Cyrylica została przerobiona na kształt kursywy angielskiej i konsekwentnie dzieci są tego uczone. Poprawnie łączą litery, pochylają je, stosują drobne ozdobniki. Ci na południu, czyli Słowacy, piszą pismem pochylonym i łączonym. Jest to pismo, które bazuje na amerykańskiej odmianie "copperplate", czyli Spencerian Script, pismo spencerskie. W Niemczech dzieci posługują się zmodyfikowanym pismem Sütterlina (niem. Sütterlinschrift ), w którym litery pisane są jedna po drugiej w sposób łączony. Pismo copperplate powstało dla handlu, służyło do szybkiego pisania, a pismo niemieckie, czyli Sütterlina przypomina trochę gotyk i wywodzi się z niemieckiej odmiany pisma gotyckiego w stylu copperplate, czyli kurrenty. Są kraje, w których odchodzi się od łączenia liter pisanych. Często zdarza się, że ci uczniowie mają problem z przeczytaniem liter innych niż oddzielone, czy drukowane. W Polsce litery się wyprostowały. Niestety trudniej je się pisze i nie służy to też szybkiemu pisaniu.
Ile godzin dziennie trzeba ćwiczyć, by wytrenować i rękę, i styl?
Swoim kursantom mówię, że 4-godzinne warsztaty powinni przerobić na 40 godzin ćwiczeń w domu. Nie ma to jednak być stresujące i frustrujące zadanie. Podobnie jak kolorowanka, tak i ćwiczenia z kaligrafii mają odprężać i relaksować oraz rozwijać nasze zdolności manualne.
A pan sam ćwiczy codziennie?
Kiedyś rzeczywiście narzuciłem sobie taką dyscyplinę, że pisałem linijkę dziennie. Mamy takie żartobliwe hasło warsztatów: "Ani dnia bez linijki” - nulla dies sine linea. Dziś przez to, że pracuję z uczniami albo wykonuję zlecenia, tak naprawdę trenuję codziennie.
Jakie to są zlecenia?
Napisanie wiersza, podziękowania, dyplomu, czy też aktu erekcyjnego. Najciekawszą moją pracą było odtworzenie dyplomu fundacyjnego z Uniwersytetu Jagiellońskiego z 1364 roku. Uległ on zniszczeniu podczas wojny. Nie wiadomo dokładnie, co się z nim stało. Miałem do dyspozycji zdjęcie z 1900 roku i na jego podstawie, odtwarzałem ten dyplom. Innym ciekawym zleceniem było malowanie twarzy aktora Tomasza Sapryka, który grał w sztuce "Plotka". Kaligrafowałem mu twarz kredką do brwi. Jak widać kaligrafia może mieć różne oblicza.