Nadal nie wiadomo, gdzie może znajdować się gad, którego wylinkę znaleziono w ubiegłym tygodniu w okolicy miejscowości Gassy w pow. piaseczyńskim.
Zdjęcia wykonano (aparatami umieszczonymi na dronach) na obszarze między miejscowościami Gassy i Cieszyca. - To rozległy teren – podkreślił w rozmowie z PAP Dawid Fabiański. Obie miejscowości są oddalone od siebie w prostej linii ok. 5 km.
Wolontariusze z Animal Rescue Polska założyli na tym terenie dwie fotopułapki. Na początku przyszłego tygodnia otrzymają kolejne dwa tego typu urządzenia. Prezes fundacji wyjaśnił, że użycie fotopułapek daje największą szansę na zlokalizowanie pytona. Urządzenie uruchamia się, kiedy tylko w obszarze przez nią kontrolowanym pojawi się jakiś ruch. Wówczas robi zdjęcie i nagrywa kilkusekundowy film. Fotografia i film są automatycznie przekazywane drogą mailową na komputer i telefon komórkowy osób z fundacji.
W sobotę Państwowa Straż Pożarna przerwał poszukiwania pytona. Rzecznik mazowieckiej straży pożarnej mł. bryg. Karol Kierzkowski poinformował, że powodem była m.in. pogoda. - Zrobiło się zimno, więc prawdopodobnie pyton mógł się ukryć w norze – wyjaśnił Kierzkowski. Zapewnił, że jeżeli straż otrzyma jakiekolwiek informacje o obecności gada, to powróci do akcji.
Jego opinię podzielił Fabiański. Wskazał ponadto, że gad mógł coś zjeść. - Jeżeli pyton coś zje, to może nawet przez tydzień się gdzieś zagrzebać i się nie ruszać – powiedział szef Animal Rescue Polska. Poinformował, że podczas poszukiwań kilkakrotnie udało się znaleźć ślady wskazujące na obecność węża. Jednak w ostatnich dniach nic takiego się nie wydarzyło. Może to świadczyć o braku aktywności gada.
Wciąż nie wiadomo, jak pyton tygrysi, którego wylinkę znaleziono na brzegu Wisły w ubiegłym tygodniu, znalazł się w Gassach.
Oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Piasecznie kom. Jarosław Sawicki poinformował PAP, że policja sprawdziła ośmiu hodowców węży z powiatu piaseczyńskiego. W wyniku prowadzonych działań ustaliła, że pyton nie należał do żadnego z nich. Obecnie do komendy spływają dane z kraju, dotyczące hodowców gadów. KPP w Piasecznie wszczęła też dochodzenie z artykułu 160 Kodeksu karnego, który mówi o narażeniu innych osób na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.
Policja nie zabezpiecza terenu, na którym prowadzone są poszukiwania pytona. Na pytanie PAP, czy obszar ten jest bezpieczny, Sawicki stwierdził: - Tego nie mogę powiedzieć.
Po pierwsze - nie podchodzić do pytona. Po drugie każdy, kto ma informację o zwierzęciu bądź informacje dotyczące jego ucieczki, jest proszony o kontakt z Policją pod numerem (22) 604 52 13 lub Fundacją Animal Rescue Polska - (22) 350 66 91.
O obyczajach pytonów PAP rozmawia z Adamem Hryniewiczem, zoologiem, który od lat prowadzi herpentarium w warszawskim zoo, gdzie ma pod opieką krokodyle, węże, jaszczurki i żółwie.
PAP: Co to jest za zwierzę ten pyton tygrysi?
Adam Hryniewicz: To wąż, duży dusiciel. Groźny ze względu na swoją siłę i rozmiary - może osiągnąć nawet 8 metrów długości i ważyć do 100 kg. Ten, który przebywa nad Wisłą, może ważyć koło 50 kilogramów. W warszawskim zoo jest podobny i zrzuca identyczną wylinkę. Nasz wąż jednak mieszkał tu i nadal mieszka, więc to nie ten sam.
PAP: Czym żywi się taki wąż?
A.H.: To drapieżne zwierzę, więc je inne zwierzęta, ale tylko takiej wielkości, które da radę zjeść. Głowa takiego węża jest dosyć duża i nie ma stawów między górną a dolną szczęką. Skóra pozwoli mu ją rozciągnąć do wielkości np. dużego królika lub dużej kury. Może zjeść kota albo większego psa - to raczej sfera upodobań pytonów. Historie o tym, że pyton lubuje się w jedzeniu ludzi albo czyha na krowy i sarny, są bzdurne.
PAP: Jak dużo pokarmu potrzebują pytony, żeby się najeść, i jak często jedzą?
A.H.: Na raz pyton może zjeść ze dwa, może trzy takie przykładowe króliki, ale wtedy ma trzy tygodnie, do miesiąca, przerwy w jedzeniu. To też zależy od warunków atmosferycznych. Węże to zwierzęta zmiennocieplne, więc jeśli jest ciepło, to te procesy są szybsze, a okres między posiłkami może być krótszy - np. dwa tygodnie. Nie sądzę, by było to mniej.
PAP: Jak długo żyją pytony? Jakich potrzebują warunków do przeżycia?
A.H. Większość dusicieli żyje 25-30 lat; to średnia norma. Ten wiek jest też uzależniony od temperatury, intensywności karmienia czy stanu chorobowego. To zwierzęta egzotyczne, nie występują w Europie w warunkach naturalnych. Lubią ciepło. Pytony tygrysie można spotkać w Azji, Afryce, Australii oraz w Ameryce Południowej.
PAP: W takim razie nad Wisłą nie znajdzie warunków, by się zaaklimatyzować.
A.H.: Jeśli już, to tylko do jesieni. Jesienią będzie już zbyt zimno, by taki wąż mógł przeżyć.
PAP: Pytony potrafią doskonale pływać.
A.H.: Wszystkie węże są wspaniałymi pływakami i na powierzchni, i w zanurzeniu.
PAP: Czy w takim razie mógł sobie przepłynąć na drugą stronę Wisły z miejsca, w którym znaleziono jego wylinkę? Z doniesień medialnych wynika, że widziano go w Otwocku.
A.H.: Według mnie, nie jest możliwe, aby był aż w Otwocku. Czy przepłynął na drugą stronę Wisły? Teoretycznie jest to możliwe, ale czy tak w linii prostej? Wisła ma dosyć silny nurt, myślę, że mógłby go znieść dużo dalej niż na tę samą wysokość, gdzie była wylinka.
PAP: Wisła ma silny nurt, ale pyton też jest silny.
A.H.: Tak, ale jest też długi i nie wiem, czy na tyle silny, żeby przepłynąć w linii prostej na drugi brzeg. Czasem łódki mają z tym problem. To moje domniemania, ale wydaje mi się, że on jest nadal na tym samym brzegu Wisły, na którym był. To jednak moje zdanie i mogę się mylić.
PAP: Skąd w takim razie to przypuszczenie?
A.H.: Węże trzymają się terenu, który znają. Myślę więc, że siedzi tam, gdzie był, na terenie, który poznał. W większych przestrzeniach węże się boją i tracą orientację. Wcale nie korci ich, żeby zwiedzać niewiadome.
PAP: Czy można przewidzieć kierunek, w jakim mógłby chcieć powędrować taki wąż nad Wisłą?
A.H.: Nie sądzę. Na razie jest mu tam dobrze; ma dobre warunki. Gęstwiny, trudno dostępne tereny, dużo oczek wodnych - on się gdzieś tam chowa i sobie funkcjonuje. Będzie się poruszał w stosunkowo małym, choć trudno ocenić jak małym, obszarze. Głównym motorem dla wędrówek takiego węża jest poszukiwanie pokarmu lub partnera do rozmnażania, a że jedzą rzadko, to ten znad Wisły będzie sobie funkcjonował i czekał na okazję. Warto też podkreślić, że pytony nie wkopują się w ziemię.
PAP: Czy możliwe jest znalezienie pytona na tak dużym obszarze?
A.H.: Trzeba mieć trochę obustronnego szczęścia. Albo ci, którzy go szukają, będą mieli szczęście, że go znajdą, albo ten wąż tego szczęścia nie będzie miał. Pożyje sobie tam, ale przyjdzie zima i zakończy swój żywot w Polsce.
PAP: Jak szybko porusza się taki wąż?
A.H.: Zakładając, że w ogóle ma ochotę się poruszać, to przykładowo pokonanie kilometra zajmie mu kilka godzin. Może 3-4 godziny. Jakby chciał, to mógłby pokonać go i w godzinę, ale czy on by chciał sobie wędrować tyle czasu? Nie wiadomo.
PAP: Jak atakują pytony?
A.H.: Zależy, po co i dlaczego atakują - czy są głodne, czy się bronią. Węże robią się agresywne, gdy się boją, a gdy się boją, to chcą się bronić. 5-metrowy pyton, taki, jak ten uciekinier znad Wisły, podczas obrony może ugryźć dosyć boleśnie, ale nie śmiertelnie, bo nie ma jadu. Może się też owinąć i np. połamać kończyny; ostatecznie w akcie obrony - udusić. Ale pytony nie polują na ludzi.
PAP: Czyli pyton nie jest zainteresowany jedzeniem ludzi.
A.H.: Nie. Do śmierci człowieka może doprowadzić, broniąc się, dlatego nie należy go zaskakiwać swoją obecnością ani nie niepokoić - nie łapać, nie przesuwać, nie dotykać. Nie robić nic, co by go mogło zaniepokoić i zmotywować do obrony. Nawet jeśli spotka się takiego węża, to trzeba spokojnie odejść, on nie będzie gonił. Ten wąż, który jest nad Wisłą, może mieć 5-7 lat, to zależy od warunków utrzymania.
PAP: Czyli ten wąż naprawdę jest nad Wisłą.
A.H.: Wylinka jest na pewno, były też ślady wędrującego węża i to jest prawda. Natomiast nikt nie potrafi powiedzieć, że na pewno widział tego węża. Wiadomo też, że - wbrew niektórym doniesieniom medialnym - nie ma 6 metrów długości. Ci, którzy tak mówią na podstawie wielkości wylinki, nie wiedzą chyba, że wylinka jest zawsze o 10-20 proc. większa niż właściciel, który ją nosił. To elastyczna skóra, która rozciąga się w czasie zrzucania.
PAP: Skąd mógł się wziąć kilkumetrowy pyton tygrysi nad polską Wisłą?
A.H.: Ten pyton albo uciekł, albo został porzucony. Trudno określić, ale takie zwierzę można kupić w sklepie zoologicznym jako małego, metrowego wężyka. Potem nagle zaczyna rosnąć, okazuje się, że przerasta warunki lokalowe i nie wiadomo, co z tym zrobić. Ja bym namawiał wszystkich, żeby nie ulegali modom i nie kupowali zwierząt egzotycznych, nie mając do końca wiedzy, jakie to zwierzę będzie.
PAP: Co się stanie z tym pytonem, jeśli się znajdzie?
A.H.: To trudny werdykt i trudna odpowiedź. Teoria powinna wyglądać tak, że straż miejska przewiezie go do azylu dla zwierząt, które podlegają Konwencji Waszyngtońskiej (konwencja ograniczająca transgraniczny handel m.in. zwierzętami - PAP), a duże dusiciele jej podlegają. Przejdzie okres kwarantanny, bo to wąż niewiadomego pochodzenia, który nie wiemy, jak długo funkcjonował na wolności, a potem trzeba mu znaleźć nowy dom. Tu jest problem, bo zwierzęta objęte Konwencją Waszyngtońską nie mogą trafiać do rąk prywatnych. Nie potrafię jednoznacznie określić jego losu, natomiast w warszawskim zoo już raczej nie mamy miejsca dla kolejnego takiego węża. Może pojedzie zagranicę, może ktoś będzie chciał go do stada rozrodowego. Sądzę, po rozmiarach, że to samica - samce osiągają mniejsze rozmiary. To jednak pieśń przyszłości, jeszcze go nawet nie złapaliśmy.
Rozmawiała: Dorota Stelmaszczyk