List dotarł do rektora uniwersytetu, gdy sprawa domniemanej współpracy Wolszczana z SB stała się głośna, a na uczelni przekazano jej rozpatrzenie specjalnej komisji historyków, której zadaniem jest badanie spraw związanych z lustracją. W liście Wolszczan potwierdził, że SB zainteresowała się nim w 1973 roku, kiedy jako 26-letni asystent w Instytucie Astronomii przygotowywał się do wyjazdu na roczny staż do Niemiec.

Reklama

"Organizacja ta (SB), tak samo jak PZPR, była nieodłącznym elementem krajobrazu PRL. Wiedziałem, że gdybym zapisał się do PZPR, nie <wychylał się> w czasie studiów i nie miał takiej pasji do badań naukowych, zapewne nie wpadłbym w tę pułapkę" - pisze w liście naukowiec.

"Z młodzieńczą lekkomyślnością uznałem, że do zaakceptowania jest kompromis, według którego pozornie zgodzę się na współpracę i po prostu nie będę udzielał jakichkolwiek użytecznych informacji o kimkolwiek i czymkolwiek, pilnie uważając, aby nie przekroczyć granic elementarnej uczciwości" - podkreśla Aleksander Wolszczan.

Trudne rozmowy Wolszczana z SB

"Rozmowy z SB, pomimo pozorów, zawsze były trudne i z upływem czasu coraz lepiej rozumiałem, jakie mogą kryć się za nimi niebezpieczeństwa i jakim błędem było dać się uwikłać w taką sytuację. Istniejące zapisy i sposób, w jaki się je interpretuje, w krzywym zwierciadle przedstawiają moją determinację, aby pozostać jedyną osobą mogącą ponieść konsekwencje tych rozmów" - pisze.

Profesor Wolszczan ubolewa, że nagłośnienie jego kontaktów z SB sprawiło, iż w tym kontekście pojawiły się także nazwiska jego kolegów i współpracowników z uczelni: "Naiwnie, nigdy nie sądziłem (...), że pojawią się teraz w publicznej debacie. Wszystkich ich za to przepraszam".

Dwa tygodnie temu rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu przyjął rezygnację Aleksandra Wolszczana z pracy na stanowisku profesora zwyczajnego.