W polskiej szkole spędziłam 12 lat i całkiem niedawno zwieńczyłam ten etap mojej edukacji tzw. egzaminem dojrzałości. I właściwie mogłabym się już cieszyć wolnością i zasłużonym odpoczynkiem. Mogłabym myśleć o studiach i planować nowe życie. Jest tylko jeden problem: nie potrafię tak po prostu zapomnieć wieloletniego szkolnego koszmaru. Nie chcę udawać, że wszystko było w porządku.

Reklama

Bo szkoła pokazywała mnie i moim kolegom, że nie warto się starać, nie warto być ambitnym. Utwierdzała nas w przekonaniu, że nasza wyjątkowość to jedynie balast, który przeszkadza we wpasowaniu się w uniwersalny model odpowiedzi. Szkoła od najwcześniejszych lat niszczyła wszelkie przejawy samodzielnej myśli. Przekonywała, że nie ma sensu czytać całej książki, skoro na maturze będziemy musieli ograniczyć się do analizy i interpretacji jej okrojonego fragmentu.

Uzyskane w ten sposób świadectwo maturalne nie świadczy zupełnie o niczym. Maturę zdaje teraz przecież niemal każdy, kto do niej przystąpi. Przede wszystkim dlatego, że jej wymagania są tak żenująco niskie, iż nie sposób na nich polec. I tym sposobem największych leni, nieuków i oszustów stawia się na równi z uczniami ambitnymi, którzy chcą coś w życiu osiągnąć i ciężko na to pracują.

Mam o to wszystko żal do polskiej oświaty. I dlatego nie chcę, by moi młodsi koledzy musieli przechodzić przez to samo co ja i tysiące moich rówieśników. Szkoła powinna pomagać uczniom w rozwoju, doceniać ich talenty. Powinna uczyć, nie zaś bombardować suchymi faktami, które należy przyswoić i potem bezmyślnie przytaczać. I wreszcie sama matura powinna być sprawdzianem, którego wynik będzie pokazywał autentyczny stan wiedzy i umiejętności.

Reklama

Polska szkoła musi się zmienić. Apeluję więc: walczmy wspólnie o jej reformę, pomóżmy jej wreszcie odbić się od dna.

Marta Megger,

maturzystka z Bydgoszczy