Po co jest ta książka? Czy nie powiedziano już wystarczająco dużo o stanie wojennym, o jego autorach, czy nie dość sporu o zasadność wepchnięcia Polski w ten najtragiczniejszy epizod jej najnowszej historii? Wspomnienia córki generała Jaruzelskiego na te pytania nie odpowiadają. Monika Jaruzelska nie bierze się za bary z przeciwnikami jej ojca, nie broni decyzji, które ogłaszał na tle polskiej flagi na ekranach telewizorów 13 grudnia 1981 roku.

Reklama

Nie ma w niej etosu ani patosu - podkreśla Jaruzelska we wstępie do książki "Towarzyszka Panienka". - Każdy, kto spodziewa się gloryfikacji czy też politycznych uzasadnień, do których winna być zobowiązana córka komunistycznego dyktatora, może poczuć się rozczarowany - dodaje.

Newspix / TEODOR KLEPCZYNSKI

Małą Monikę poznajemy, kiedy jako pięcioletnia dziewczynka dynda nogami na tylnej kanapie służbowej limuzyny ojca, wówczas ministra obrony narodowej. Jak wspomina, już wtedy czuła, że w jej położeniu jest coś szczególnego. Choć jej rodzina, co mocno podkreśla Monika Jaruzelska, nie była w żadnym stopniu szczególna. Ojciec z ogromną słabością do córki i wymagająca matka, o której możemy przeczytać, że nie obnosiła się zbytnio z instynktem macierzyńskim.

Reklama

Ważną rolę w życiu dziewczynki odrywała za to babcia Helena. To ona była autorką intrygi, z której generał raczej nie byłby zadowolony.

Jako trzyletnie dziecko podczas pobytu w Kościelisku zostałam zaprowadzona przez babcię do miejsca, gdzie było ciemno, czułam specyficzną woń i miałam mokrą głowę. Pamiętam jeszcze, że krzyczałam i się wyrywałam. Potem pytałam, gdzie byłyśmy, a babcia powiedziała, że u fryzjera - opowiada Monika Jaruzelska. Ale to nie był fryzjer. Gdy dziewczynka opowiedziała potem rodzicom, że fryzjer miał długą czarną sukienkę i polewał jej wodą głowę, babcia się przestraszyła.

Wojtek mi nogi z dupy powyrywa, wszystko ta mała wygadała - szeptała babcia do przyjaciółki, ale rodzice tego tematu nie poruszyli. Dopiero wiele lat później, gdy córka generała - jak wspomina - powiedziała o tym wprost, przypomnieli sobie ze zdumieniem jej słowa i przyznali, że potraktowali je wówczas jako dziecięcy wymysł.

Reklama

Wiele uwagi w swojej książce Monika Jaruzelska poświęca rodzicom, takim jak ich zapamiętała z dzieciństwa. Matka to osoba narcystyczna, ekstrawertyczka, kolorowa tancerka, ojciec - zawsze nieobecny myślami (nawet w trakcie letnich wyjazdów nie potrafił dać na luz), poukładany i obowiązkowy, (choć w domu miękki wobec swoich kobiet), znajdujący się pod silnym wpływem żony, której oddawał całą pensję i prosił o kieszonkowe na fryzjera.

Zdaniem Moniki Jaruzelskiej jej ojciec musiał przejść wojnę, żeby stracić wiarę. Deklarował, że jest głęboko niewierzący, choć pochodził z głęboko wierzącego domu. To stamtąd wyniósł etos posłannictwa i dlatego - co może zabrzmieć szczególnie dziwnie - nauki Chrystusa były dla niego bardzo ważne. Nauki rozumiane w innym niż chrześcijańskim kontekście, jako prawdy przekazywane przez rewolucjonistę i humanistę. W młodości generał miał być paniczykiem z endeckim nastawieniem, do komunizmu zaczął przekonywać się dopiero w czasie zsyłki na Syberii. Ale nigdy, co podkreśla jego córka, nie epatował wrogością do Kościoła.

Inne

Tak osobistych szczegółów z życia Wojciecha Jaruzelskiego, postaci kontrowersyjnej i niejednoznacznej, nie udało się wydobyć z niego nawet Teresie Torańskiej w jej pamiętnym wywiadzie z generałem. Teraz Monika Jaruzelska podaje je na tacy, choć poukrywane między wersami wspomnień. Dlatego można jej książkę czytać na wielu płaszczyznach - jako swego rodzaju źródło historyczne, jako autobiografię, a nawet jako zbiór luźnych zwierzeń, jakimi czasem dzielą się między sobą przyjaciółki na kawie. Każda z tych płaszczyzn jest warta poznania.

To jest opowieść o normalnej rodzinie, choć uwikłanej historycznie. Napisana z perspektywy najpierw dziecka, potem dziewczyny, a na końcu dojrzałej kobiety. Z dystansem i ironią, choć bardzo szczerze - przyznaje córka generała.

Monika Jaruzelska, Towarzyszka Panienka, Wydawnictwo Czerwone i Czarne