Jan „Karski” Kozielewski, chudy 30-latek z wąsem i powybijanymi przez gestapo zębami nie był w stanie zrobić wrażenia swoim wyglądem na prezydencie USA. – Na mnie zrobił wrażenie władcy świata – tak emisariusz Państwa Podziemnego wspominał swoje spotkanie z Franklinem Delano Rooseveltem, jakie odbyło się w lipcu 1943 roku. – Kiedy prezydent wyciągnął rękę, tak się pochyliłem, że prawie czołem sięgnąłem blatu biurka – przyznawał Karski, relacjonując tę rozmowę. Pamiętał każdy jej szczegół. Nawet to, że Roosevelt palił długiego papierosa.
Jednak Karski nie zrobił wrażenia na prezydencie. Ani on, ani jego wstrząsająca opowieść, jaką przywiózł z okupowanej Polski. Choć widział na własne oczy zagładę Żydów w getcie warszawskim, choć wszedł do obozu przejściowego, przez który jechały transporty do obozów śmierci, choć przeżył tortury na gestapo i próbował popełnić samobójstwo, by nikogo nie wydać w czasie śledztwa, a potem przedostał się na Zachód, by zdać raport z tego, co doświadczył, politycy, z którymi rozmawiał, wydawali się nieporuszeni jak amerykański prezydent. Choć niewykluczone, że obojętnością maskowali po prostu swoją bezradność.
Jakie przesłanie przywiózł im Jan Karski?
Przekroczenie muru getta oznaczało wejście do innego świata zupełnie niepodobnego do niczego, co można sobie wyobrazić. Wydawało się, że cała ludność getta egzystuje na ulicy. Mało gdzie widywało się tam choćby metr kwadratowy wolnego miejsca. Kiedy brnęliśmy przez błoto i rumowiska, cienie ludzi, którzy niegdyś byli mężczyznami i kobietami, przemykały koło nas w poszukiwaniu kogoś lub czegoś, a ich oczy błyszczały z obłędnego głodu lub pragnienia. (...) Wszędzie panował głód i czuć było nieszczęście, w powietrzu wisiał okropny fetor rozkładających się zwłok, słuchać było żałosne jęki konających dzieci, rozpaczliwe krzyki i wzdychanie ludzi, którzy wbrew wszystkiemu kurczowo trzymali się życia – taki opis getta warszawskiego zawarł w wydanej w 1944 roku książce „Tajne państwo”.
Kilka dni po tej wstrząsającej wyprawie do getta emisariusz dostał możliwość wejścia do obozu zagłady w Bełżcu. Dziś już wiemy, że Jan Karski w mundurze ukraińskiego strażnika wszedł do obozu przejściowego w Izbicy. Jego relacja z tego miejsca jest poruszająca:
Wagony dosłownie pękały w szwach, szczelnie wypełnione ludzkimi ciałami, całkowicie zapchane. Przez ten cały czas po obozie rozchodziło się echo odgłosów o przerażającym natężeniu; straszne jęki i wrzaski mieszały się osobliwie z hukiem wystrzałów, przekleństwami i wydawanymi rykiem rozkazami. (…) Wewnątrz obozu pozostało kilkadziesiąt martwych ciał oraz nieliczni konający, na progu śmierci. Niemieccy policjanci przechadzali się swobodnie z dymiącą bronią, pakując kule w każdego z tych, którzy pozostali, jeśli ktoś z nich jękiem lub poruszeniem zdradzał, że jeszcze żyje. Wkrótce na ziemi leżały same zwłoki. (…) Na miejscu pozostał tylko fetor ekskrementów i gnijącej słomy oraz osobliwy, mdlący, kwaśny odór – jego źródłem, jak sądziłem, mogło być mnóstwo krwi, którą przesiąkł grunt.
Jan Karski za każdym spotkaniem z zachodnim politykiem starał się przedstawiać swój raport z okupowanej Polski jeszcze bardziej zwięźle, jeszcze bardziej rzeczowo. Na początku zrelacjonowanie wszystkiego, co zobaczył i czego doświadczył, zajmowało mu około 40 minut. Zauważył jednak, że to za długo, że słuchaczy nuży ta opowieść. Przed spotkaniem z amerykańskim prezydentem potrafił już przedstawić swój raport w 18 minut. – Policzymy się z Niemcami po wojnie. Panie Karski, proszę mnie ewentualnie wyprowadzić z błędu, ale czy Polska jest krajem rolniczym? Czy nie potrzebujecie koni do uprawy waszej ziemi? – tak na jego relację zareagował Roosevelt.
Karski jednak się nie poddał i już w 1944 roku wydał w USA książkę „Tajne państwo”, w której opisał nie tylko struktury polskiego podziemia i metody walki z niemieckim okupantem, ale ze szczegółami przedstawił tragedię Żydów i Polaków, wszystko co widział na własne oczy. Miał nadzieję, że prawda poruszy amerykańskie społeczeństwo, że opinia publiczna wpłynie na polityków i choć w ten sposób uda mu się ratować dogorywającą Polskę. – W ciągu kilku tygodni trzeba było napisać manuskrypt liczący ponad 600 stron maszynowych, przetłumaczyć go na angielski itp. Pracowałem dosłownie dzień i noc, z jedynymi przerwami na jedzenie i spanie – pisał Karski w czerwcu 1944 roku. „Tajne państwo” rozeszło się w ogromnym nakładzie 360 tys. egzemplarzy, recenzenci porównywali ją do dzieł Lwa Tołstoja czy „Piekła” Dantego.
Żywy, reporterski styl, jakim Karski spisał swoje wspomnienia w połączeniu z podaną czarno na białym tragedią polsko-żydowską sprawił, że książka wstrząsnęła czytelnikami. Politykami jednak już nie.
„Tajne państwo” na swoją polską premierę czekało bardzo długo. Na półki księgarń trafiło dopiero w 1999 roku. Jan Karski zmarł rok później. W setną rocznicę jego urodzin i z okazji Roku Jana Karskiego Wydawnictwo Znak Horyzont przygotowało wznowione i przetłumaczone na nowo kolejne wydanie „Tajnego Państwa”. Uzupełnione o omówienia, wzbogacone archiwalnymi zdjęciami i fotokopiami dokumentów, z reprintami artykułów z lat 40. i z czasów powojennych, ze wspomnieniami Jana Nowaka Jeziorańskiego i Marka Edelmana, z wywiadem z Janem Karskim z 1999 roku.
Nie mogę powiedzieć, że dzięki moim podróżom i relacjom wojna skończyła się bodaj o 5 minut wcześniej. Dostarczyłem na Zachód informacje o rozmiarach Holokaustu, ale nikt się tym nie przejął. Politycy i wojskowi nie mieli czasu zajmować się zbrodniami na Żydach. Chcieli wygrać wojnę nie przy pomocy partyzantów, ale swoich czołgów i samolotów – przyznawał gorzko autor „Tajnego Państwa” w wywiadzie ze Stanisławem M. Jankowskim, autorem jego biografii.
Przez całe swoje życie Jan Karski był sumieniem wytykającym politykom, że ich układy i sojusze są ważniejsze niż życie człowieka, niż bombardowanie linii kolejowych prowadzących do obozów zagłady, niż pomoc uciekającym przed Holokaustem, niż wydawanie w czasie wojny Żydom paszportów in blanco, niż wspieranie partyzantów i żołnierzy ruchu oporu walczących z Niemcami. Także żołnierzy polskiego podziemia wykrwawiających się w 1944 roku w Powstaniu Warszawskim. O tym, jak okrutna może być polityka w starciu z ludzką krzywdą, przypomina już tylko jego książka.
Jan Karski, "Tajne Państwo", Wydawnictwo Znak Horyzont