Ci, którym zależało na tym, żeby Mazur nie został oddany w ręce polskiej policji, zacierają teraz z radością ręce. Jest bowiem w Polsce, o czym jestem przekonany, bardzo wielu ludzi, którzy mogą obawiać się jego zeznań.

Reklama

Mazur w Polsce związany był z ludźmi połączonymi siecią wzajemnych powiązań w biznesie, polityce i służbach specjalnych. Ze środowiskiem wywodzącym się z dawnych działaczy komunistycznych i wysokich oficerów byłej Służby Bezpieczeństwa.

Ci ostatni, rozkręcając własne nielegalne interesy, wykorzystywali dawną agenturę pochodzącą najczęściej ze świata przestępczego. Te nowe „wspólnoty” znajdowały łatwy język z politykami lewicy i ich sojusznikami, wśrod których roiło się od postaci dawnych służb.

Ale i tych, którzy łagodną drogą weryfikacji zainstalowali się w służbach Polski demokratycznej. To był żywioł Mazura, w którym się obracał. Sam był przecież dawnym agentem służb peerelowskich. A to właśnie stamtąd - jestem pewien - wyszła decyzja o zabójstwie generała Marka Papały.

Reklama

Wpływ na wczorajsze postanowienie sądu w Chicago miała zapewne delikatna misja, jaką zlecono byłemu oficerowi SB, a później UOP i ABW pułkownikowi Ryszardowi Bieszyńskiemu. Bieszyński - przypomnijmy - pojechał specjalnie do USA, by stanąć za balustradą dla świadków obrony Mazura. Tylko naiwni mogą wierzyć, że były esbek z własnej nieprzymuszonej woli zrobił wszystko, by Mazur nie znalazł się w Polsce.

Także wcześniej Bieszyński był nadzwyczaj aktywny. Docierał wszędzie. W lutym 2002 roku w gabinecie prokuratora krajowego zapewniał o niewinności Mazura. A kilka miesicy wcześniej próbował niemal szantażem nakłonić wdowę po generale Papale do wzięcia na siebie roli żonobójczyni. Robił wiele, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw.

Może więc brak ekstradycji to nie słabość polskiej prokuratury, ale wpływy naszych rodzimych ciemnych sił, których macki sięgają aż na grunt amerykański?