Artur Wosztyl udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej". Pilot zasłania się tajemnicą śledztwa i nie chce jasno odpowiedzieć na pytanie, czy odradzał kolegom z Tu-154 lądowanie w Smoleńsku. "Informowałem o coraz gorszych warunkach, a te były poniżej minimum bezpieczeństwa" - mówi tylko.

Reklama

"To normalne, gdy dwie załogi wykonują lot na to samo lotnisko. Jeżeli zauważymy jakąś anomalię, silną turbulencję lub pogarszające się warunki meteorologiczne, informujemy o tym kolegów w powietrzu. Tak było też w tym wypadku" - dodaje porucznik.

Jego samolot z dziennikarzami na pokładzie wylądował w Smoleńsku o godzinie 7.22. "Już wtedy warunki na lotnisku były trudne, poniżej minimum bezpieczeństwa, i ciągle się pogarszały. Mgła gęstniała, nie było widać chmur" - relacjonuje Wosztyl.

Pilot Jaka rozmawiał przez radio z drugim pilotem tupolewa, majorem Robertem Grzywną. Opowiada, że jedno z ostatnich zdań, jakie od niego usłyszał brzmiało: "Dzięki, porozmawiam o tym z Arkiem". Chodziło o informacje o gęstej mgle w Smoleńsku. "Arek" to major Arkadiusz Protasiuk, pierwszy pilot Tu-154, który się rozbił koło Smoleńska.

Artur Wosztyl nie ma wątpliwości, że kontroler ruchu powinien zamknąć lotnisko w Smoleńsku.