Pospieszalski w wywiadzie dla dziennika "Polska" przypomina, jak powstał film "Solidarni 2010". Opowiada, jak kamerzysta z TVP został otoczony przez ludzi, którzy oddawali cześć Pierwszej Parze pod Pałacem Prezydenckim. Według publicysty, kazali mu na kolanach przepraszać, za to "co media zrobiły z prezydentem".

Reklama

Dopiero, kiedy Pospieszalski pojawiłsię obok kamerzysty, ludzie sięrozstąpili i okazali mu szacunek. Tak przynajmniej opowiada publicysta. "Nie chcę przeceniać swojej roli, ale to, że ze mną ludzie chcieli rozmawiać, to pewien rodzaj zaufania ze strony części publiczności" - mówi.

A co z ostrymi wypowiedziami w filmie? "Upływa ponad 80 dni od tej tragedii, a my ciągle nic nie wiemy. I jeżeli to nie był zamach pt. <Jak zlikwidować polskiego prezydenta?>, to wszystko to, co dzieje się po katastrofie, jest zamachem na naszą państwowość. I mówię to z pełną odpowiedzialnością" - podkreśla dobitnie Jan Pospieszalski.