"Na ogół piją prosto z butelki – są tacy, którzy wlewają sobie do gardła i nawet grdyka im nie drgnie. (…) I tak dzień po dniu" – pisał w swoim dzienniku Kazimierz Orłoś. Gdy usunięto go z redakcji "Literatury", trafił do zakładu produkcji mas bitumicznych i to właśnie tam miał okazję obserwować zwyczaje robotników.
Częste przestoje w fabrykach wynikające z braku surowców, czy elementów, które nie trafiały do fabryk na czas, sprawiały, że trzeba było coś zrobić z wolnym czasem. Najprostszą a zarazem najbardziej dostępną formą "rozrywki" było…picie alkoholu.
Jak pili Polacy w PRL?
Raporty MSW dowodzą, że w latach 60. i 70. co roku zatrzymywanych było kilkanaście tysięcy pijanych pracowników a kolejnych ok. 20 tys. nie wpuszczano na teren zakładów z powodu nietrzeźwości. W latach 70. liczba nietrzeźwych pracowników, zatrzymanych podczas pracy, przekroczyła 20 tys. rocznie.
Picie nie było zresztą zarezerwowane tylko i wyłącznie dla klasy robotniczej. Alkohol w dużych ilościach spożywali zarówno studenci, jak i środowiska inteligenckie. Był on, jak tłumaczył w rozmowie z Anitą Blinkiewicz w Tygodniku TVP, prof. Krzysztof Kosiński z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, "ucieczką od rzeczywistości i wyrazem stanu ducha, ale także formą niesubordynacji wobec przepisów prawa, a więc władzy".
Piła także władza oraz pracownicy PGR-ów. Dla nich alkohol był autoterapią, która łagodziła trudy życia. Z danych statystycznych wynikało, że w 1965 roku Polak wypijał 4,1 litra czystego alkoholu. W 1970 roku wielkość ta wynosiła już 5,1 litra. Pod koniec dekady wypijano 8,6 litra alkoholu na głowę czyli 300 mln litrów rocznie. Apogeum pijaństwa obywateli epoki PRL przypadł właśnie na lata 70. To wówczas, jak wyjaśnia Kłosiński, lepiej zarabiające społeczeństwo nie miało na co wydawać zarobionych pieniędzy z powodu braku towarów konsumpcyjnych, więc kupowało używki w postaci papierosów i czystej wódki.
Sprzedaż alkoholu w czasach PRL
Uzależnienie i nadmierne picie społeczeństwa było jedną stroną medalu. Drugą, bardziej optymistyczną dla władz, był zysk, jaki przynosił państwowy monopol spirytusowy. W czasach PRL była to jedna z podstawowych pozycji budżetowych. Można powiedzieć, że budżet państwa był od monopolu uzależniony. Okazuje się, że pod koniec lat 40. zyski z przemysłu alkoholowego sięgnęły 15 procent całego budżetu. W połowie lat 50 stanowiły ok. 11 proc. budżetu, w 1960 r. – ok. 9 proc., w 1970 r. – ok. 11,5 proc., w 1975 r. – ok. 12,5 proc.. W 1980 r. przekroczyły 14 proc..
Hasło propagowane przez władze socjalistyczne, które brzmiało: "walcząc z alkoholizmem zwalczamy pozostałości ustroju kapitalistycznego i przyczyniamy się do zbudowania lepszego życia w naszym kraju", okazywało się mało skuteczne. Na półkach sklepowych, co prawda nie było nic, ale wódki nigdy nie brakowało. Z obliczeń wynika, że jeden punkt sprzedający alkohol przypadał na 631 obywateli PRL. Pod tym względem byliśmy rekordzistami ówczesnej Europy.
Przepisy antyalkoholowe w czasach PRL
Władza prawie w ogóle nie reagowała na problem. Wprowadzane przepisy antyalkoholowe uderzały tylko w bimbrowników, którzy po prostu uszczuplali swoją działalnością budżet państwa. Pierwszą ustawę przeciwalkoholową wprowadzono pod koniec lat 50., ale i ona niewiele dała.
Prohibicja i pierwszy powiew trzeźwości nastąpił podczas zrywu solidarnościowego. W trakcie strajków obowiązywała prohibicja, twardo egzekwowana przez związki zawodowe. Kiedy premierem został generał Wojciech Jaruzelski dostrzeżono problem i już na pierwszym posiedzeniu omawiano temat pijaństwa. Zmiana podejścia wynikała także z tego, że generał był zdeklarowanym wrogiem picia.
Niestety na niewiele się to zdało. Polacy jak pili, tak pili. Nie pomógł stan wojenny ani kartki, które podniosły "rangę" alkoholu jako towaru wymiennego.
Na czym polegało wprowadzenie godziny 13 w PRL?
W 1982 roku wprowadzony zostaje przepis prohibicyjny wprowadzający zakaz sprzedaży alkoholu przed godziną 13. Akty prawne, które wówczas weszły w życie zmniejszyły liczbę punktów sprzedaży o ponad połowę. Niestety nowe prawo nie zadziałało tak, jak chciała tego władza.
Zaczęło kwitnąć meliniarstwo, złote lata mieli bimbrownicy. Piwo, które można było kupować przez cały dzień, również sprzedawało się o wiele lepiej, niż przed wprowadzeniem obostrzeń. Godzina 13 stałą się jedną z ważniejszych godzin ludzi epoki PRL. Place budowy pustoszały, pracownicy zakładów pracy odchodzili od biurek, by ustawić się w kolejce po "flaszkę".
Godzina 13 była "bohaterką" piosenki "Za dziesięć trzynasta", którą śpiewał Shakin Dudi.
"Trzynasta wybiła, wstaje nowy dzień/Ruszyła kolejka, wszystkim lżej/Życie po trzynastej tu zaczyna się/ Poproszę trzy flaszki, nie pięć!" - brzmiała jedna ze zwrotek.