Komuniści święto kościelne, jakim był dzień Wszystkich Świętych, przemianowali na Święto Zmarłych. Chcieli, by wedle wiary katolickiej radosny dzień, stał się świętem zadumy, nostalgii i wspomnień zmarłych.

Reklama

Zabieg ten się udał, bo do dziś to właśnie 1 listopada wspominamy tych, którzy odeszli. Jak tłumaczył w rozmowie z Tygodnikiem TVP dr Andrzej Zawistowski "to była ważna próba rywalizacji z największym niezależnym od władzy podmiotem w kraju – Kościołem". Problem tkwił nie tyle w tym, że był to dzień wolny od pracy, ale w jego „świętości”.

Komuniści zamienili Wszystkich Świętych w Święto Zmarłych

Wszystkich Świętych nie mieściło się wszak w materialistycznym światopoglądzie marksistowskim – mówił dr Zawistowski. Dlatego właśnie komuniści postanowili zmienić jego nazwę na Święto Zmarłych.

Reklama
Bohaterami relacji w telewizji byli żołnierze oraz młodzież, na przykład harcerze, którzy zamiatali cmentarze i porządkowali groby / NAC
Reklama

Poza tym, że był to dzień pełen nostalgii, zadumy i smutku, stał się także idealną okazją do czczenia pamięci poległych radzieckich i polskich żołnierzy. Telewizyjne materiały pokazywały relacje spod pomników, pod którymi składano kwiaty i zapalano znicze. Reporterzy zazwyczaj wybierali w tym celu cmentarze wojenne, zwłaszcza te z okresu II wojny światowej związane z Polską Ludową.

Był to także dzień odpowiedni do wspominania tych, którzy odeszli w minionym roku, ale tylko i wyłącznie tych, na których nie było "zapisu". Nad odpowiednią listą wspomnień czuwał cenzor. Nie pokazywano w materiałach telewizyjnych krzyży czy kościołów, ani odbywających się w nich lub na cmentarzach mszy i nabożeństw.

Jakie relacje z 1 listopada w PRL pokazywała telewizja?

Bohaterami relacji byli żołnierze oraz młodzież, na przykład harcerze, którzy zamiatali cmentarze i porządkowali groby. Ciekawostką może być to, że 1 listopada było jednym z wielu elementów nowego kalendarza świąt, który stworzyli komuniści. Niektóre dni, jak 3 maja, 15 sierpnia czy 11 listopada w ogóle z niego wymazano.

Znicze i chryzantemy w czasach PRL podobnie jak dziś kupowano pod cmentarzami / NAC

Poza pokazywaniem w materiałach telewizyjnych żołnierzy i harcerzy, zamiatających cmentarze, skupiano się na takich tematach jak organizacja ruchu drogowego, szczególna ostrożność w okolicach cmentarzy, czy uważność kierowców na ślizgawice, wynikające z pierwszych, listopadowych przymrozków. Przodował w tym dyżurny milicjant ppłk Aleksander Chyl, który prosił o ostrożność, apelował o uwagę, dbałość o dobry stan techniczny wozu, niezasłanianie widoczności oraz zwracanie szczególnej uwagi na specjalne znaki drogowe.

1 listopada wiązał się też z różnymi "przywilejami", jak chociażby dodatkowe pociągi, kasy biletowe na dworcach PKP oraz jedno dodatkowe tankowanie dla zmotoryzowanych. Przykładowo dla właściciela małego fiata przypadało dodatkowe 8 litrów, które można było wykupić pomiędzy 20 października a 24 grudnia.

Chryzantemy, metalowe wiązanki i znicze własnej produkcji

Znicze i chryzantemy w czasach PRL podobnie jak dziś kupowano pod cmentarzami. Sprzedawano je wprost z ciężarówki. Inaczej też dekorowano groby. Te ziemne były obkładane gałązkami świerku a na nich oraz na tych z kamienia stawiano zazwyczaj tylko jedną chryzantemę. Oprócz świeżych kwiatów w latach 60. i 70. nie spotykało się sztucznych, plastikowych wiązanek. Od czasu do czasu kładziono metalowe, które można było zabrać do domu i odnowić na przyszły rok. Znicze wypełnione były woskiem, stearyną lub mieszaniną tłuszczy. Zapalone, podobnie, jak świeczki, które również były popularne w czasach PRL, sprawiały, że wieczorami 1 listopada cmentarze były spowite czarnym dymem.

Na straganach sprzedawano proste znicze, które były wypełnione woskiem, stearyną lub mieszaniną tłuszczy / NAC

Niektórzy z powodu wysokich cen zniczy, ale też ich braku, wyrabiali je sami w domu. Potrzebne były do tego świeczki, których przed samym 1 listopada również brakowało w sklepach. Jako naczynie do przygotowania znicza wykorzystywano glinianki z ubiegłego roku lub musztardówki, czyli słoiki po musztardzie. Świeczki roztapiano, a tak powstałym woskiem zalewano w musztardówce starą sznurówkę, która na jednym z końców, znajdującym się na dnie znicza, miała kapsel albo blaszkę i robiła za knot.

Ci, którzy pamiętają 1 listopada w czasach PRL przyznają, że tradycją było opiekowanie się zaniedbanym grobami. - Niedaleko szkoły, w której uczyłam, był cmentarz. Co roku przed 1 listopada w ramach prac społecznych, wybierałam się z uczniami i sprzątaliśmy opuszczone groby - wspomina pani Anna, nauczycielka.

- Kiedy w latach 70. jeździłam na wieś do rodziny, najpierw wspólnie z kuzynkami spędzałam czas przy grobie pradziadków, a potem szliśmy do tej, dla nas wówczas najciekawszej części cmentarza, czyli nagrobków małych dzieci. Stawialiśmy tam świeczki, których rodzice zawsze zabierali więcej, zgarnialiśmy liście, czy zapalaliśmy zgasłe znicze - wspomina z kolei pani Katarzyna.