Podobnie było nie tak dawno temu z modą na audiobooki. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że wysłuchanie „Braci Karamazow” w interpretacji dajmy na to Jerzego Radziwiłowicza szkodzi odbiorowi arcydzieła Dostojewskiego.

Nie znaczy to jednak, że trzeba spodziewać się rychłej śmierci książki w tradycyjnej, utrwalonej od wieków, papierowej formie. Sądzę, że czeka nas koegzystencja literatury ściąganej na ekrany czytników z tą zwykłą, bez której ja przynajmniej nie wyobrażam sobie życia. Pliki mp3 nie zabiły płyt kompaktowych ani nawet traktowanych jako snobistyczny rarytas winyli. Książki też przetrwają. Zapewne dojdzie do podziału rynku. Już cieszę się na myśl, że moje dzieci zamiast kilogramów podręczników będą nosić do szkoły niewielkie magazynujące je wszystkie urządzenie. Ci wszyscy jednak, dla których literatura bywa jeszcze także estetyczną przygodą, wciąż będą chcieli brać do ręki potężne nawet tomy. I niech tak pozostanie.

Reklama