Ale to, co się wydarzyło, i tak jest niezwykłe. Prezydent widzi, w jak niekomfortowej sytuacji się znalazł. Jego głos za kompromisem kontrastował z orędziem ilustrowanym migawkami z wizerunkiem kanclerz Merkel. Z Pałacu Prezydenckiego dochodzą wieści, że Lech Kaczyński obrazków nie znał. I że ma poczucie, iż złe stosunki z szefową niemieckiego rządu uczynią go nieskutecznym w dyplomatycznych zabiegach. Na przykład na rzecz Ukrainy, za którą oręduje na forum Europy.

Każdy, kto zna relacje w PiS, wie, że przynajmniej ogólna idea klipu była uzgadniana z Jarosławem Kaczyńskim. A mimo to prezydent gotów jest, jak wynika z przecieków, podporządkować własne interesy linii brata.

W wywiadzie rzece „O dwóch takich...” Lech Kaczyński wyśmiewał polityków Unii Demokratycznej, że u progu III RP myśleli, że wbiją klin między niego i Jarosława. Brata nazywał twórcą ich wspólnej strategii. Na początku lat 90. Lech miał lepsze stosunki z kręgami liberalno-lewicowymi i sceptyczny stosunek do radykalnych rozwiązań ochrony życia od poczęcia. Ale kontakty z czołowymi politykami UD pozrywał, a na głosowanie nad ustawą antyaborcyjną w marcu 1993 roku nie przyszedł. Tak miało być zawsze.

Do ich jedynego poważnego sporu doszło, gdy w 2005 roku Jarosław uniknął objęcia teki premiera, powierzając ją Kazimierzowi Marcinkiewiczowi. Zrobił to, aby brat wygrał wybory prezydenckie. Inne różnice były reżyserowane - jak w przypadku plotki, że prezydent upiera się przy rozwiązaniu parlamentu zamiast niechcianej koalicji z LPR i Samoobroną. W tym, jak i w innych przypadkach, osiągano nie tyle wzmocnienie autorytetu prezydenta, co na przykład przestraszenie przyszłych koalicjantów. A on sam dbał gorliwie, aby jego stanowiska nie odróżniano od poglądów brata.

Ich wizerunkowych różnic nie wykorzystano, choć twardy Jarosław i miękki, bardziej liberalny Lech mogli dzielić się rolami, grając dobrego i złego policjanta... Teraz jednak uległość wobec interesów PiS (wątpliwych, bo referendum bardzo by tej partii zaszkodziło) zagraża fundamentalnie pozycji prezydenta. Jego dyplomatyczne sukcesy miały być kręgosłupem następnej kampanii. A jeśli dojdzie do referendum, Donald Tusk znajdzie sposób, aby przypomnieć, że traktat został wynegocjowany przez prezydenta.

W logice wzajemnego poświęcania się byłoby przyznanie prezydentowi roli twórcy kompromisu. Jarosław ma podobno tego świadomość. Choć jeśli zdecyduje się w ostatniej chwili na frontalne zderzenie z PO, brat się nie poskarży.