Gdyby uchwalić ustawę prawo prasowe przygotowaną przez PiS i właśnie odrzuconą przez sejmową komisję kultury, politycy zajęliby się redagowaniem gazet. Pomysł prostowania nie tylko faktów, ale i ocen, w dodatku w rozmiarach równych dziennikarskim tekstom, miałby konsekwencje proste i jednoznaczne. DZIENNIK wydrukował ostatnio - przykład pierwszy z brzegu - trzykolumnową sylwetkę Stefana Niesiołowskiego wicemarszałka z PO, postaci bez wątpienia kontrowersyjnej. Niesiołowski nie zgadza się z zawartymi w niej ocenami. Dzięki kolegom z PiS mógłby opublikować w DZIENNIKU trzykolumnowy artykuł o samym sobie na koszt nadawcy. Wystarczyłoby, aby zadecydował tak sąd.

Reklama

Absurd tej propozycji bije po oczach, innych podobnych też. Pomysł, aby zastąpić prawo prasowe z 1984 roku nowym, jeszcze bardziej restrykcyjnym, jest politycznym i intelektualnym kuriozum. Dla partii opozycyjnej, która powinna o przychylność mediów zabiegać, to samobójstwo. Zwłaszcza, że inne partie, których liderzy w duchu z takimi propozycjami sympatyzują, mają okazję go odrzucić pośród śmiechów i drwin. Wskazując, że podobne zapisy wprowadziła ostatnio w Słowacji populistyczno-postkomunistyczna koalicja premiera Fico.

Początkowo poseł PiS Jan Ołdakowski miał zupełnie przeciwną intencję. Pisał prawo prasowe liberalizujące obecne przepisy. Ale władze klubu, a tak naprawdę Jarosław Kaczyński, zdecydowały inaczej. Realizacją ich intencji zajął się poseł Arkadiusz Mularczyk. Mnie w ich logice fascynuje szczególnie jedno. PiS chce wyposażyć w ogromną władzę nad mediami sędziów, których ta partia tak wiele razy krytykowała i do których nie ma powodu mieć zaufania (patrz bardzo surowy wyrok na Zbigniewa Ziobrę). Wystarczy, że Jarosław Kaczyński chce zrealizować swój deklarowany od lat cel - wprowadzić dotkliwe kary za oszczerstwa, zniesławienie i zniewagi. Rzecz w tym, że - niezależnie już od ogólnej oceny takiej wizji świata - jeśli ktoś w pierwszej kolejności padnie ofiarą polskich sądów, to gazety raczej sympatyzujące z wizją polityczną prezesa PiS niż te media, które są z nim w fundamentalnym konflikcie. Ale dla Kaczyńskiego społeczne doświadczenia, realia, mają znaczenie drugorzędne.