Z okazji rocznicy rozszerzenia Unii o Cypr, Republikę Czeską, Estonię, Litwę, Łotwę, Maltę, Polskę, Słowację, Słowenię, Węgry i w obliczu nadchodzących wyborów europejskich, które odbędą się w Polsce 7 czerwca, warto zastanowić się nad wkładem Unii w życie jej obywateli.
Postrzegane jako jedno z wydarzeń kształtujących współczesną Europę rozszerzenie z 2004 r. stanowiło kulminację ponad 60 lat historii, podczas których większość krajów przeszła przez lata trudów, ponownie stając się częścią wolnego, demokratycznego i zjednoczonego kontynentu.
Rozszerzenie z 2004 r. nie trafia już na strony gazet, co oznacza, że członkostwo w UE stało się dla „nowych” Europejczyków oczywistością. W przypadku Polski członkostwo w Unii wiązało się z wprowadzeniem poważnych zmian. Nieodłączną częścią tego procesu był Parlament Europejski.
Parlament zajmuje się kwestiami wywierającymi wpływ na codzienne życie obywateli. Nadchodzące wybory stanowią dla Polaków okazję do zwrócenia uwagi polskich posłów do PE na żywo obchodzące ich tematy. Nowo wybrany parlament odegra rolę w stawieniu czoła najpoważniejszym wyzwaniom XXI w.
Sposób, w jaki światowy kryzys gospodarczy uderzył w państwa członkowskie UE, wstrząsając ich gospodarką, jest powodem do niepokoju wszystkich tych, którzy uczestniczą w procesie tworzenia polityki. Kryzys ma wpływ na całą UE i jest powodem odkładania przez konsumentów zakupów na później, likwidacji przedsiębiorstw i zwalniania pracowników, kurczenia się eksportu krajów.
Kryzys gospodarczy to zaledwie jedna z trudnych kwestii. Takie wyzwania, jak zmiana klimatu i bezpieczeństwo zasobów energetycznych, to złożone i dalekosiężne zagadnienia. Tylko jako unia 27 krajów możemy skutecznie stawić czoła wyzwaniom i odgrywać należną nam rolę partnera na arenie globalnej.
W przypadku zmian klimatu wiemy, że ich skutków, m.in. podnoszenia się poziomu mórz, nie powstrzymają granice polityczne. Te zmiany będą mieć z kolei wpływ na życie ludzi zamieszkujących strefy przybrzeżne, jak np. basen Morza Śródziemnego. Nonsensem byłoby zatem, by jakikolwiek kraj mógł przypuszczać, że potrafi samodzielnie uporać się z tym problemem.
To samo dotyczy kryzysu gospodarczego, którego rozprzestrzenianie się wywołane zostało przez ogólnoświatowe siły rynkowe. W Europie potrzebne jest rozwiązanie europejskie. Nie da się wystarczająco mocno podkreślić, że uciekanie się do protekcjonizmu jedynie pogłębi kryzys, podważając jednolity rynek europejski, który od powstania UE jest jednym z jej kamieni węgielnych.
Kształtując świat przyszłości, jako Europejczycy powinniśmy bezpośrednio angażować się w rozwiązywanie najważniejszych kwestii, takich jak ubóstwo w krajach rozwijających się. W tej sprawie Europa musi działać jednomyślnie, dostrzegając potrzeby krajów rozwijających się oraz rozwiązując kwestię migracji.
Nielegalna migracja kończy się dla wielu zdesperowanych osób tragiczną śmiercią na pustyni lub na otwartym morzu. UE nie może tolerować takiej sytuacji humanitarnej, nie może zostawić krajów granicznych, takich jak Polska, samych z problemem o takich rozmiarach. Parlament Europejski wystąpił zatem z inicjatywą kształtowania europejskiej polityki imigracyjnej.
W demokratycznej Unii, w której PE reprezentuje 500 mln obywateli, pragniemy nadal wytyczać wspólne cele i realizować je w zdecydowany sposób. Jeśli nie powiedzie się nam to w trudnych czasach, pamięć o rozszerzeniu z 2004 r. stanie się jedynie nic nieznaczącym wspomnieniem.
Mamy zatem nadzieję na niedługie wejście w życie traktatu lizbońskiego, ponieważ wzmocni to demokrację i odpowiedzialność w Unii, jednocześnie nadając większego znaczenia PE i parlamentom krajowym.
Jestem przekonany, że frekwencja wyborcza Polaków, którzy rozumieją znaczenie korzystania ze swych głosów, po raz kolejny będzie w Polsce jedną z najwyższych w wyborach europejskich 7 czerwca 2009 r.