W każdym kraju powinno istnieć wyspecjalizowane ciało, które w wyjątkowych sytuacjach powie, że pewne rzeczy są niemożliwe. Niestety, nie było ciała, które alarmowałoby, że niepojęte jest, by w jednym kraju premierem był brat bliźniak prezydenta. A konsekwencje tego są niebezpieczne, bo jeden jest zakładnikiem drugiego.

Reklama

Jeden robi, co pomyśli drugi, a zresztą i tak myślą tak samo. I choć brat prezydenta premierem już nie jest, wciąż odciska przemożne piętno na naszym życiu. Tym razem robi wszystko, byśmy jako pierwsi odrzucili traktat z Lizbony, który właśnie nam najbardziej może się przydać.

Dla mnie moment zmiany ustrojowej 19 lat temu, przypieczętowany przystąpieniem Polski do układu z Schengen i rzeczywistym otwarciem granic, jest spełnieniem radości życia. Spełnieniem marzeń, o których sądziłem, że spełnienia nie dożyję. Podróżowałem w swoim życiu sporo i zawsze doznawałem uczucia, że nie przynależę do świata ludzi normalnych, cywilizowanych, zadowolonych. Konsumujących życie na miarę swoich aspiracji i potrzeb. Chciałem im wykrzyczeć, że też jestem wykształcony, że znam ich języki.

Dziś już nie muszę. To się dokonało: przynależymy do miejsca, w którym zawsze chcieliśmy być. Należymy do związku państw Europy, którego naczelnym zadaniem i najpiękniejszą ideą jest ochrona samych siebie. Taki twór udało się stworzyć po raz pierwszy na naszym kontynencie. Europa dzięki Robertowi Schumanowi stanęła naprzeciw siebie, podała sobie ręce i podniosła graniczne szlabany. Dla młodego pokolenia taki stan jest oczywisty – dla mnie nie był.

Jest dla mnie wielką radością, że zajmując się tym, co lubię - winem - mogę swobodnie podróżować po Europie. To Europa nauczyła mnie, że wino jest ciszą i spokojem. Tam nie trzeba rozmawiać z ludźmi o polityce, bo oni od wielu lat nie muszą już się tym zajmować. Europa już nauczyła się, że nie każdy rząd musi zaczynać od zera i z wielkim hukiem. Najlepiej sprawdzają się drobne kroki, poprawki wprowadzane cierpliwie i rzetelnie.

Dla mnie Europa jest intelektualnym wyzwoleniem, kolebką tej myśli, którą czuję najlepiej, i miejscem intelektualnie wartościowym. Na całym świecie ślad europejski przywieziony przez emigrantów zawsze jest najwyraźniejszy. To kolebka świata, która jest wzorem i przykładem dla innych krajów i narodów. My, będąc w jej środku, najbliżej jak to jest możliwe powinniśmy siedzieć i uczyć się, jak żyć w normalności, bez ciągłego stanu wyjątkowego i rewolucji moralnej.

Nie rozumieją tego ludzie, którzy rządzili Polską przez ostatnie dwa lata. Ludzie żyjący w oderwaniu od rzeczywistości, którzy nigdy nie wyjeżdżali za granicę i żyją od dziecka swoimi grami wojennymi.

W dzisiejszej otwartej Europie ludzi, którzy się rozumieją, odwiedzają, wymieniają kulturą i osiągnięciami naukowymi, wreszcie dają sobie nawzajem pieniądze na wyrównanie szans - w takiej Europie gry wojenne braci Kaczyńskich są anachronizmem i błazenadą. Ale im Europa nie jest potrzebna. Oni mogą – zupełnie niespodziewanie i całkiem destrukcyjnie – wzniecić burzę wokół europejskiego traktatu, bo nie mają w sobie potrzeby kontaktu z innymi ludźmi, nie znają języków, nie zamierzają wyściubiać nosa ze swojej zagrody, a już na pewno nie wpuszczą do niej żadnego Niemca czy pedała.