ELIZA SARNACKA-MAHONEY: Co dalej ze planem wykupu długów Wall Street przez amerykański rząd?
JOSEPH STIGLITZ*: Sytuacja w batalii o ten plan zmienia się bardzo szybko i trudno przewidzieć, czym się zakończy.
Jaka forma kompromisu będzie najlepsza?
Zdecydowanie nie projekt, który pierwotnie wyszedł z Białego Domu. Sondaże wykazują niezbicie: Amerykanie nie popierają planu "łatwego” wykupu długów Wall Street. Powinniśmy pracować nad wszystkimi aspektami pogłębiającego się kryzysu, a nie tylko martwić się o kondycję najbogatszych graczy na rynku. Jeżeli w jakiś sposób doszłoby do realizacji pomysłu Białego Domu (bezwarunkowe wykupienie długów Wall Street - red.) amerykański podatnik zostanie wystawiony na jeszcze większe ryzyko finansowe: winowajcy odpowiedzialni za obecny bałagan ujdą właściwie bezkarnie, a przyzwolenie na praktyki tego typu w przyszłości pozostanie. Co więcej obecny plan nie odnosi się do głównej przyczyny kryzysu, jakim było udzielanie zbyt wielu kredytów o za dużym ryzyku przez nasze największe i najbogatsze banki. A to właśnie te nieuczciwe praktyki, za które odpowiedzialni są żądni zysków ludzie z Wall Street - stworzyły błędne koło. Coraz więcej konsumentów nie było w stanie spłacić pożyczek pod hipotekę, zastawione nieruchomości przejmowały banki, a te z kolei nie mogły sprzedać tych przejętych nieruchomości i same popadały w długi. Doprowadziło to do rekordowej liczby bankructw instytucji finansowych. Uprawiamy swoistą ekonomię ściekową (ang. trickle down economy). Plan ratunkowy przewiduje asekurację przede wszystkim dla banków. A zwykły Amerykanin dostaje tylko to, co ścieknie z góry.
Jest więc pan zupełnym przeciwnikiem planu wykupu złych długów?
Tego nie powiedziałem. Sytuacja jest krytyczna i należy od czegoś zacząć. Choć projekt wykupu nie jest idealny, w zmodyfikowanej formie i popieranej przez wielu ekonomistów mógłby być punktem wyjścia do szerzej zakrojonej reformy. Moglibyśmy za jego pomocą poprawić kilka błędów, a w związku z tym zacząć posuwać się małymi kroczkami do przodu.
>>>Przeczytaj, co o kryzysie Stiglitz mówił DZIENNIKOWI wcześniej
Czy należy pan do ekspertów, którzy twierdzą, że sytuacja jest tak zła, iż od recesji po prostu nie ma już ucieczki?
Nie uważam, że pogłębianie się kryzysu jest nieuchronne. Długoterminowej recesji ze wszystkimi jej najgorszymi reperkusjami możemy jednak uniknąć, jeżeli jak najszybciej zaczniemy realizować plan naprawczy naszej gospodarki. Potrzebne są pomysły, które pomogą zachować nam nasze domy i pracę.
Jaki jest najczarniejszy scenariusz?
Radykalne ograniczenie dostępu do kredytów w skutek czego zablokowana zostanie możliwość prowadzenia elementarnej działalności gospodarczej. Firmy upadną, ludzie zaczną masowo tracić pracę, wzrośnie bezrobocie, a przy tym wzrośnie obciążenie dla budżetu, który i tak jest w kiepskim stanie. Mam nadzieję, że do tego jednak nie dojdzie.
Jak recesja amerykańska odbije się na reszcie świata?
Żyjemy w erze ekonomii globalnej, gdzie rynki finansowe są ze sobą ściśle zintegrowane. Zatem z oczywistych powodów kryzys będzie mieć wpływ na cały świat.
Europa ma powody do obaw?
Część Europy już odczuwa kryzys amerykański. Na Starym Kontynencie również mówi się o recesji. Tempo spowolnienia gospodarczego w innych częściach globu będzie zależało od dwóch czynników: od planu ratunkowego, który zrealizuje Ameryka oraz od tego jak rządy innych państw zabezpieczą się przed kryzysem w USA. Obawiam się, że Europa jest w niekorzystnym położeniu. Unijny bank centralny zbyt mocno ingeruje w rynek, by utrzymać niski poziom inflacji. Czy Bruksela w czas zrozumie, że punkt ciężkości się przesunął, i podejmie odpowiednie działania? Życzę wam i sobie, by tak się stało.
* Joseph Stiglitz: amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla z 2001. Profesor Columbia University. W latach 1993 - 1997 (prezydentura Bill Clintona) był szefem Zespołu Doradców Ekonomicznych prezydenta Stanów Zjednoczonych, a w latach 1997 - 2000 głównym ekonomistą Banku Światowego. Nagrodę Nobla otrzymał (razem z George Akerlofem i Michaelem Spence’em) za analizę rynków cechujących się asymetrią informacji (kiedy jedni uczestnicy rynku są lepiej poinformowani)