Emmanuel Macron przez ostatni rok odwoływał się głównie do prawicowego elektoratu. W ubiegłym tygodniu zaskoczył jednak Francuzów, kiedy w bardzo stanowczy sposób odniósł się do osób niezaszczepionych. Czy to znaczy, że zaczyna powoli dostrzegać potrzebę walki o wyborców o innych poglądach?
Krytyka działalności Macrona pojawia się z każdej strony. Zarówno elektorat prawicowy, jak i lewicowy ma wiele do zarzucenia jego prezydenturze (wybory prezydenckie we Francji odbędą się w kwietniu. Macron szykuje się do zainaugurowania swojej kampanii - red.). Jeśli chodzi jednak o szczepionki, to podjęte przez niego działania i obietnica, że będzie dążył do wkurzania osób niezaszczepionych, wydają się obliczone politycznie. Sondaże pokazały, że wśród osób, które nie zdecydowały się na przyjęcie zastrzyku, jest stosunkowo niewielu potencjalnych wyborców Macrona. Dlatego prezydent zdaje sobie sprawę z tego, że kwestia szczepień i ochrony Francuzów w związku z pandemią jest jednym z istotniejszych tematów w kampanii wyborczej.
Czyli posunięcie to zostało odebrane przez Francuzów dobrze?
Reakcje są różne. Wielu Francuzów zgadza się z prezydentem co do treści, ale mają zastrzeżenia co do formy wypowiedzi. Z oczywistych względów ataki na prezydenta w związku z ostatnią deklaracją pojawiają się głównie ze strony jego oponentów politycznych. Wyraźnie jednak widać, że Francuzi są zmęczeni sytuacją epidemiczną. W momencie, w którym Francja wchodzi w fazę przejściową pomiędzy dwoma wariantami koronawirusa - Deltą i Omikronem - oraz rejestrowana jest liczba zakażeń na poziomie kilkuset tysięcy dziennie, od głowy państwa oczekuje się silnego przywództwa i podjęcia zdecydowanych kroków. Niektórzy podnoszą, że to atak na wolność jednostki, ale w ogólnym ujęciu duża część społeczeństwa - o czym świadczy także liczba przeprowadzonych szczepień - popiera wprowadzanie zdecydowanych działań, które miałyby na celu ograniczenie rozprzestrzeniania wirusa.
Reklama