Na zlecenie Ministerstwa Kultury powstała "lista lektur filmowych" dla szkół ponadpodstawowych. To świetny sposób na uzupełnienie edukacji emocjonalnej o element wizualny, powszechny w dzisiejszym świecie.
Dzieci od maleńkości stykają się dziś z chaosem. Telewizja i multipleksy hałaśliwie reklamują przede wszystkim produkcje komercyjne. A przecież w młodości kształtują się gusta. Wprowadzenie "lektur obowiązkowych" polskiego kina może stać się doskonałą drogą poszerzania wrażliwości o treści estetyczne i myślowe wychodzące poza schemat. Gimnazjum i liceum to czas, kiedy wrażliwość ludzka jest przecież największa. Z każdym rokiem później maleje.
Józef Piłsudski mówił podobno, że kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie świnią. Parafrazując te słowa, można rzec, że kto za młodu nie dostanie okazji poznania kultury niekomercyjnej, ten w wieku dojrzałym będzie miał niewielkie szanse na mądre dobieranie sobie repertuaru.
Jak na każdej "liście lektur", tak i tu jednak można zauważyć braki. Dla mniej najdotkliwszym jest brak "Misia" Stanisława Barei, którego rola w opisie życia w realnym socjalizmie dorównuje roli "Rejsu" Piwowskiego. Zdaje się więc, że Bareję spotyka los Gombrowicza, który przez lata pomijany był na listach lektur za zbyt prześmiewczy stosunek do polskości.