Sprawę domniemanego stosowania tzw. kontroli operacyjnej za czasów rządów PiS badała Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze, ale dwukrotnie śledztwo umarzała. Za pierwszym razem prokurator krajowy uznał, że nie wyjaśniono wszystkich okoliczności i nakazał wznowienie postępowania. Jednak w maju 2010 r. prokuratura ponownie umorzyła śledztwo, bo jej zdaniem nie było naruszenia prawa.
To właśnie na tę decyzję zażalenie złożył Czuchnowski. W środę jednak Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia utrzymał w mocy decyzję prokuratury. "Spodziewałem się, że sąd podzieli argumentację prokuratury, chociaż dziwi mnie, że ten sam sąd przyznał mi status pokrzywdzonego, a teraz w sentencji stwierdza, że żadnej krzywdy nie było. Nie bardzo rozumiem, które tutaj orzeczenie jest ważne" - skomentował decyzję sądu Czuchnowski.
W toku postępowania prokuratura bowiem uznała, że dziennikarz "GW" nie może złożyć zażalenia, bo jest "osobą nieuprawnioną". Jednak w styczniu 2011 r. ten sam sąd nadał Czuchnowskiemu status pokrzywdzonego, a więc uznał, że może on domagać się wznowienia postępowania. Oznaczało to także, że prokuratura musiała merytorycznie rozpatrzyć zażalenie Czuchnowskiego na wciąż nieprawomocną decyzję o umorzeniu.
Uzasadnienie środowego postanowienia jest niejawne. Czuchnowski, który nie może mówić o szczegółach, podkreśla jednak, że sąd podzielił wszystkie ustalenia "GW", jeśli chodzi o fakty, m.in.: "że podsłuch był i trwał 17 dni" oraz "że policja miała świadomość, że podsłuchiwała telefon Agory (wydawca +Gazety Wyborczej+ - PAP)". Jak napisała "GW", "od 24 czerwca do 10 maja 2007 r. podsłuchiwano służbowe rozmowy Czuchnowskiego, który w tym czasie zajmował się m.in. sprawą śmierci b. posłanki Barbary Blidy".
Kwestie inwigilacji dziennikarzy i otrzymywania przez służby i prokuratorów ich billingów oraz przepisów prawnych regulujących takie działania stały się głośne po publikacji "Gazety Wyborczej". W październiku dziennik napisał, że w latach 2005-2007 służby objęły kontrolą operacyjną telefony dziesięciorga dziennikarzy różnych mediów.
Taki stan rzeczy ma wynikać z akt śledztwa w sprawie domniemanych nielegalnych podsłuchów za rządów PiS, prowadzonego przez zielonogórską prokuraturę okręgową. Zdaniem "GW" służby sięgały do operatorów po billingi i logowania telefonów, by ustalić źródła informacji dziennikarzy krytykujących ówczesne władze. Byli szefowie ABW i CBA zaprzeczyli tym doniesieniom. W aktach sprawy ma jednak istnieć pismo z CBŚ świadczące, że funkcjonariusze wiedzieli, czyje billingi analizują.
Po apelach różnych organizacji dziennikarskich głos w listopadzie zabrała Prokuratura Generalna. Uznała, że obecnie nie jest możliwa kontrola zasadności tego umorzenia oraz podjęcie decyzji odnośnie ujawnienia materiałów śledztwa w zakresie żądanym przez dziennikarzy, bo decyzja zielonogórskiej prokuratury jest wciąż nieprawomocna.
Jak wcześniej dowiedziała się PAP ze źródeł sądowych, zielonogórski prokurator Jarosław Kijowski, odnosząc się na posiedzeniu sądu w grudniu do tego stanowiska PG, podkreślił m.in., że śledztwo umorzono nie z uwagi na stwierdzenie "braku znamion istotnej szkody" w działaniu funkcjonariuszy - jak ujęła to PG - lecz wobec stwierdzenia, że policjanci nie popełnili przestępstwa, bo nie wiedzieli, że przeglądają billingi dziennikarza. Natomiast w marcu Kijowski zeznał przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków, że w zielonogórskim śledztwie stwierdzono, że były stosowane podsłuchy wobec dziennikarzy.
Prokuratura Generalna przyznała także w swym stanowisku, że obecnie możliwe są różne wykładnie przepisów i od decyzji konkretnego prokuratora zależy, czy billingi takie uzna za wchodzące w zakres tajemnicy dziennikarskiej, czy też nie. "Prokurator generalny wyraża opinię, że kwestie te należałoby jednoznacznie uregulować w przepisach Kodeksu postępowania karnego" - głosiło stanowisko. Dodano w nim, że "dostrzegając wrażliwość tego zagadnienia", prokurator generalny zaleca prokuratorom, aby w sprawach dotyczących tzw. przecieków czynności nie sprowadzały się wyłącznie do uzyskiwania wykazu połączeń dziennikarza, który opublikował informacje ze śledztwa. Prokuratorzy, jak zaznaczono, powinni koncentrować się na innych źródłach dowodowych - na przykład billingach osób podejrzewanych.
W styczniu przepisy pozwalające na działania operacyjne wobec dziennikarzy zaskarżył w Trybunale Konstytucyjnym SLD.