"Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego po raz kolejny informuje, że nie inwigilowała śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co potwierdziła Prokuratura Okręgowa w Warszawie" - napisała w specjalnym oświadczeniu przesłanym PAP rzeczniczka Agencji Katarzyna Koniecpolska - Wróblewska.
Jak dodała, dokumenty, na które powołuje się dziennikarka portalu, a które mają być dowodem na inwigilowanie, "jest fragmentem katalogu Centrum Antyterrorystycznego". "W bazach Centrum znajduje się katalog najważniejszych osób w państwie, podlegających ochronie w ramach systemu antyterrorystycznego RP. Podobne rekordy mają Prezes Rady Ministrów, ministrowie i inni wysocy urzędnicy państwowi" - czytamy w oświadczeniu ABW.
Według portalu, zapowiadającego publikację "Gazety Polskiej", z tajnych dokumentów ABW wynika, że dane prezydenta Lecha Kaczyńskiego wprowadzono 25 października 2008 r. do tajnej Bazy Wiedzy Operacyjnej Centrum Antyterrorystycznego ABW. Zdaniem gazety oznaczało to, że od tego momentu wobec prezydenta mogły być stosowane wszelkie rodzaje inwigilacji, w tym podsłuch.
Według informatorów "GP" do rejestracji dołączone zostały załączniki, które wskazywały, że chodziło o L. Kaczyńskiego - m.in. poufne dane dotyczące prezydenta, raport gruziński, dane na temat jego brata Jarosława Kaczyńskiego i dane z prezydenckiego telefonu z łącznością niejawną.
Gazeta powołując się na swoich informatorów sugeruje też, że specjalistyczny sprzęt - do podsłuchów, został zamontowany w saloniku vip-owskim Tu-154 M, który rozbił się pod Smoleńskiem. To "zabezpieczenie" - jak dodają cytowane przez nią osoby - jest powodem opieszałości przy sprowadzeniu szczątków wraku.
>>> PO proponuje kontrowersyjne poprawki. Nawet PSL będzie przeciw