Zagrożenia dla polskich finansów publicznych, gospodarki i społeczeństwa wynikające z kryzysu w strefie euro i zmian demograficznych mają być głównym przesłaniem orędzia, które Bronisław Komorowski ma dzisiaj wygłosić w Sejmie. Jak rzadko oczekiwania polityków są zbieżne z tym, na co liczą rynki finansowe.
"Będzie mowa o reformach, choć – poza wyjątkami – bez propozycji konkretnych rozwiązań. To nie exposé, tylko orędzie, prezydent mówi do posłów, a nie do rządu" - mówi nam współpracownik Bronisława Komorowskiego. Ostateczna wersja orędzia miała zostać złagodzona, bo wprawdzie prezydent ma wskazywać wyzwania, ale wnioski, jakie potrzebne będą działania, mają zostać pozostawione rządowi. "Tu nie chodzi o same kłopoty gospodarki wywołane kryzysem w strefie euro, ale pokazanie długofalowych zagrożeń wynikających z innych niebezpiecznych zjawisk, jak starzenie się społeczeństwa i spadek liczby ludności" - dodaje jedna z osób pracujących przy powstawaniu orędzia.
Otoczenie prezydenta liczy, że rząd oprócz takich długofalowych rozwiązań będzie w stanie ustabilizować finanse publiczne w krótkim okresie. Identyczne oczekiwania mają ekonomiści i analitycy oraz stojące za nimi instytucje finansowe. Choć inaczej rozkładają akcenty. "To oczywiste, że rynki czekają na pokazanie ścieżki stabilizacji finansów publicznych w krótkim, średnim i długim terminie" - mówi dr Krystyna Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka PKPP Lewiatan. To oznacza, że rząd musi przekonać, że potrafi zgodnie z zapowiedziami zbić deficyt sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB w 2012 r., a potem w kolejnych latach zmniejszyć dług w relacji do PKB poniżej 50 proc. To ścieżka krótko- i długoterminowa.
Natomiast reformy w systemach emerytalnych mają zapewnić stabilność finansów publicznych w długim okresie. Stąd powszechne oczekiwanie, że zapowiadana reforma emerytur służb mundurowych i zmiany w składce zdrowotnej rolników w KRUS będą tylko początkiem. Ekonomiści liczą na zmiany w innych przywilejach emerytalnych, takich jak sędziowskie i prokuratorskie oraz górnicze, a także na podjęcie decyzji w sprawie stopniowego zrównania i wydłużania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
Reklama
"Rząd musi wprowadzać zmiany perspektywiczne, bo działania, które można zrobić tu i teraz, w zasadzie się wyczerpały. Oczywiście można jeszcze podwyższyć VAT do 24 proc. czy inne podatki, ale to bardzo niekorzystnie wpłynie na wzrost gospodarczy" - podkreśla Starczewska-Krzysztoszek.
Reklama
Problemem rządu jest to, że musi wprowadzać jednocześnie zmiany dające skutki krótko- i długookresowe przy dużej niepewności, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. Dlatego będzie miał dylemat, czy na krótką metę trzymać się ścieżki zmniejszania deficytu, czy ratować sytuację na rynku pracy przez zwiększenie wydatków Funduszu Pracy. – Biorąc pod uwagę nasilenie kryzysu w strefie euro, priorytetem powinno być stabilizowanie finansów publicznych. Wiem, że brzmi to technokratycznie, ale jeśli nie panujemy nad finansami, to skutki będą dotyczyły wszystkich grup społecznych, a nie tylko jednej – argumentuje dr Jakub Borowski, główny analityk Kredyt Banku.
Jak podkreśla ekonomista, rząd powinien szukać pieniędzy, likwidując becikowe dla wszystkich, wspólne rozliczenie małżonków, ulgę na internet czy zmieniając ulgę rodzinną.